Pamiętnik Salomona Northupa powinien – o czym mówi się coraz częściej – bez żadnego „ale” trafić na listę szkolnych lektur obowiązkowych. I nawet nie tylko w Stanach Zjednoczonych, choć dla młodego czytelnika obecność książki na podobnej liście często piętnuje ją jako rzecz nienadającą się do czytania. A szkoda by było recenzowaną pozycję pominąć.

Zapiski Northupa, wolnego człowieka z Nowego Jorku, sprawnego stolarza i utalentowanego muzyka, który, porwany wprost z ulicy, spędził w kajdanach dwanaście lat na południu kraju, gdzie cierpiał katusze niewoli, pośrednio inspirowane są wydaną rok wcześniej „Chatą wuja Toma” (autor dedykuje zresztą książkę Harriet Beecher Stowe). Tym samym relacja Northupa – której autentyczność potwierdzają dokumenty i relacje naocznych świadków – uwiarygodnia literacką fikcję. Rzecz jasna styl autora, nieprzywykłego przecież do pióra, czasem nieco trzeszczy, lecz Northup całkiem sprawnie posługuje się prozą skromną, od razu przechodząc do konkretu. Dlatego też „Zniewolony” jest połączeniem suchej, dokumentalnej rejestracji niewolniczego życia z emocjonalną interpretacją zastanego przez autora, człowieka połamanego, rozczarowanego, ale jednak niezłomnego, obcego mu porządku. Stąd też dziwić mogą nowoczesnego czytelnika częstokroć dość łagodnie formułowane sądy na temat ponurej, okrutnej rzeczywistości, z jaką się zetknął, oderwany brutalnie od swojego życia. „Zniewolony” przez przeszło sto lat był lekturą zapomnianą, dopiero wysiłki dwójki badaczy literatury doprowadziły do ponownego wydania książki w Stanach; z biegiem czasu wzbogacono ją o eseje, fotografie, mapy, objaśnienia. Polska edycja jest, niestety, tą podstawową, uboższą, ale i tak niezwykle cenną.

Zniewolony | Solomon Northup | przeł. Martyna Plisenko | Replika 2014 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 5 / 6