Któż nie poczuje się kontent, rozpoznając rozliczne odniesienia, jakie pojawiają się w filmie duńskiego reżysera? Konotacje, nawiązania i cytaty miejscami aż ocierają się o populizm. Nie masowy, bardziej… kołtuński. Przecież każdemu z pretensjami do bycia człowiekiem w kulturze obytym naprawdę wstyd byłoby nie rozpoznać Czechowowskiej strzelby, która to musi wystrzelić, nie znać diabelskiej genezy trytonu czy też rozlicznych cytatów z wcześniejszych dzieł von Triera. Ku uciesze reżysera burżuazyjna widownia może odetchnąć z ulgą, konstatując seans stwierdzeniem: rozumiem von Triera. I kto chce, niech trwa w takim przekonaniu, ale konia z rzędem temu, kto po projekcji dwójki stwierdzi, że rozumie Joe (przekonująco zagraną przez Charlotte Gainsbourg), tytułową bohaterkę. Kim ta jest dla widza? Wyzwoloną, nowoczesną kobietą, która mężczyzn zmienia tak często, jak bieliznę? Uzależnioną od seksu nimfomanką, która nie potrafi zapanować nad własną żądzą? Czy może częścią marginesu społecznego, o którego istnieniu wolelibyśmy nie pamiętać? Von Trier tak konstruuje tę postać, aby dostarczyć widzom jak najwięcej wątpliwości. Komediowa konwencja każe rozpatrywać film jako satyrę, zaś naturalistyczne sceny odsłaniające grozę trybu życia bohaterki – jako głos zaangażowanego w sprawę emancypacji mniejszości twórcy.
Bo Joe bez wątpienia jest częścią mniejszości. Tak jak niemal każda z bohaterek wcześniejszych filmów reżysera jest archetypiczną kobietą, która w żaden sposób nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie, z jego zasadami, normami, konstruktami społecznymi. Te ostatnie są tu zresztą najsmaczniej wyważane. Oto bowiem Joe, kobieta ekstremalnie wyzwolona seksualnie, paradoksalnie jest tego wyzwolenia, czy może raczej sposobu jego realizacji, zakładnikiem – nie może obejść się bez mężczyzn. To ich pragnie najbardziej (chociaż zdarza jej się epizod z kobietą) i to im podporządkowuje życie. To Joe jest żywiołem, to ona niesie jakąś historię, podczas gdy mężczyzna – druga w tym filmie główna postać, również archetypiczna – to bierny słuchacz (ale dla Joe niezbędny, żeby mogła snuć swoją opowieść), bezradny, mogący na historię z życia wziętą odpowiedzieć jedynie wyuczonymi formułkami z literatury. Ewentualnie sypnąć bon motem. Ale i tak wydaje mu się, że każde zachowanie potrafi zaklasyfikować. Nic go nie zaskakuje. Choć niczego nie doświadczył, nic nie jest dla niego nowe.
Niektórzy o filmie von Triera powiedzą to samo – że niby nic tu nowego: samotność, wykluczenie i pragnienie niczym nieograniczonej wolności, czyli ulubione tematy Duńczyka oprawione w pornokampanię reklamową. Na szczęście tyle wystarczyło, by reżyser znów na nowo przypomniał nam, jak mało akceptujemy, choć niby tyle znamy, wiemy i rozumiemy.
Nimfomanka, część 2 | Dania, Belgia, Francja, Niemcy, Wielka Brytania 2013 | reżyseria: Lars von Trier | dystrybucja: Gutek Film | czas: 123 min | Recenzja: Artur Zaborski, Stopklatka.pl | Ocena: 4 / 6