W szkatułkowej powieści „Śpiewaj ogrody” Paweł Huelle snuje rozważania o naturze sztuki i znów opowiada o wielokulturowym fenomenie Gdańska.

Paweł Huelle powrócił do dawnego Gdańska. W sensie topografii literackiej nigdy się z niego nie wyprowadził – rejterada miała charakter wyłącznie chronologiczny. Poprzednia powieść urodzonego w 1957 roku pisarza zawierała dawkę fantastyki. Fabuła „Ostatniej wieczerzy” (2008) rozgrywała się w niedalekiej przyszłości w Trójmieście, zamieszkanym przez coraz bardziej ekspansywną społeczność muzułmańską. Nie była to książka w pełni udana. Huelle jest zajmującym opowiadaczem, ale lepiej czuje się w historii dokonanej niż domniemanej. O czym przekonuje „Śpiewaj ogrody”.

Rzecz sprawia wrażenie podsumowania gdańskiej twórczości pisarza, czyli de facto najważniejszej części jego dorobku. Akcja zakrojona jest szeroko w czasie. Huelle zabiera czytelnika w podróż po meandrach historii miasta nad Motławą. Podążamy za narratorem aż do XIII wieku, brniemy przez potop szwedzki, francuską interwencję na Westerplatte w XVIII w., dzieje Wolnego Miasta Gdańska, II wojnę światową, zahaczamy o teraźniejszość. Fabuła jest wielowątkowa i pogmatwana, tak jak historia miejsca, o którym opowiada. „Śpiewaj ogrody” to palimpsest, którego rozszyfrowanie nie jest sprawą prostą, ale – w dużej mierze – wciągającą.

Narracja ma konstrukcję szkatułkową. Najogólniej mówiąc, na plan pierwszy wysuwają się trzy równorzędne opowieści. Poznajemy losy artystycznego małżeństwa Hoffmannów, niespełnionego kompozytora (Ernsta Teodora, który nie ma nic wspólnego ze słynnym romantykiem), pracującego nad niedokończoną operą Wagnera i drugoligowej śpiewaczki, mieszkających przy ulicy Pelonkerweg (Polanki). Śledzimy ich losy w gorących latach 30. XX wieku. Równorzędną rolę odgrywa historia ojca występującego w powieści pisarza, gdańszczanina ulepionego z innej gliny, przybysza spod Tarnowa, który przyjechał nad Motławę na studia i w poszukiwaniu lepszego życia. Trzeci wątek jest związany z odnalezionymi zapiskami autorstwa XVIII- -wiecznego francuskiego libertyna, który zamieszkał w Oliwie.

To nie koniec fabularnych i dygresyjnych fajerwerków. W rozmaitych konstalacjach pojawiają się tu Schopenhauer, Nietzsche, Wagner, Kaszubi (niektóre dialogi napisane są po kaszubsku) siłą wcielani do Wehrmachtu oraz Polacy, Niemcy źli (faszyści) i dobrzy (przeciwnicy Hitlera). A także niemieckojęzyczni obywatele Wolnego Miasta Gdańska, którzy decydują się w nim pozostać także po wkroczeniu Armii Czerwonej. Spoiwem mozaikowej konstrukcji jest sensacyjna historia dwóch rękopisów, które mają przemożny wpływ na życie bohaterów.

Tytuł jest cytatem z wiersza Rilkego (autor „Elegii duinejskich” wraz z kochanką odwiedził Gdańsk). Powieściowy Ernest Teodor Hoffman oprócz pracy nad sfinalizowaniem partytury Ryszarda Wagnera komponuje pieśni, inspirowany wierszami austriackiego poety. Żeby jeszcze rzecz zagmatwać, okazuje się, że punktem wyjścia dla części epizodów są obrazy wydestylowane z utworów austriackiego poety. Kolejną istotną warstwę „Śpiewaj ogrody” stanowią tropy z obszaru kultury wysokiej. Szkoda, że autor nie zaufał czytelnikowi, nie dał wielu szans na indywidualne rozszyfrowywanie i wyjaśnił kulturowe zagadki wprost. Po sukcesie debiutanckiej powieści „Weiser Dawidek” (1987) Paweł Huelle został okrzyknięty współtwórcą „nowej mitologii Gdańska”. „Śpiewaj ogrody” jest kolejnym rozdziałem tej księgi.

Śpiewaj ogrody | Paweł Huelle | Znak 2014 | Recenzja: Cezary Polak | Ocena: 3 / 6