Kiedy Robert De Niro brawurowo zagrał niestabilnego psychicznie ojca o skłonnościach do niekontrolowanej agresji w „Poradniku pozytywnego myślenia” Davida O. Russella, krytycy zgodnie orzekli, że mistrz nadal jest w doskonałej formie. Pan Solano był nałogowym hazardzistą, cierpiał na nerwicę natręctw i podobnie jak wszyscy bohaterowie filmu miał nierówno pod sufitem. Ale wykreowanej przez De Niro postaci nie dało się nie lubić. Przy całym szaleństwie, dziwactwach i nieumiejętności porozumienia z bliskimi ojciec głównego bohatera był w gruncie rzeczy uroczym poczciwcem o najszczerszych intencjach. Stary Solano wpada w niepohamowane ataki szału, by chwilę później rozbroić widza dziecięcą nieporadnością, z jaką próbuje odbudować relacje z synem.
Jest człowiekiem z krwi i kości: popapranym, ale w każdej sekundzie filmu stuprocentowo autentycznym. W „Być jak Flynn” De Niro gra postać podobną, choć w przeciwieństwie do słodko- gorzkiej komedii, jaką jest „Poradnik...”, film Paula Weitza przechyla się w stronę ponurego dramatu. Rzecz powstała na podstawie pamiętników pisarza i poety Nicka Flynna, który odmalował w nich portret własnego ojca – postaci nietuzinkowej i niejednoznacznej. Jonathan Flynn zarabiał na życie jako kierowca taksówki, choć za swoją prawdziwą profesję uważał pisarstwo. Czy rzeczywiście był tak utalentowany, jak próbował to wszystkim wmawiać? Któż to może wiedzieć? Kolejne wydawnictwa w mniej lub bardziej elegancki sposób odmawiały publikacji jego tekstów, on zaś niezmordowanie produkował kolejne manuskrypty, mające w jego przekonaniu stać się klasyką literatury amerykańskiej. Przede wszystkim jednak stary Flynn był nieuleczalnym bajerantem i mitomanem, który z własnego życia tworzył fikcyjną opowieść.
Kiedy Nick był dzieckiem, ojciec trafił do więzienia za fałszowanie czeków, potem zniknął gdzieś na długie lata, nie dając znaku życia. Panowie spotykają się po latach w dość dramatycznych okolicznościach. Flynn senior, straciwszy wszystko, trafia do noclegowni dla bezdomnych, w której pracuje Nick. Ale nawet wtedy nie traci rezonu: wciąż snuje o sobie barwne opowieści, roztacza wizje wielkiej pisarskiej kariery i planów zamieszkania na Florydzie, gdzie czeka go ponoć intratny biznes. Młody Flynn z trudem uczy się wchodzenia w rolę syna, zwłaszcza że w głębi obwinia ojca o nieudane życie i samobójstwo matki. Krytycy wytknęli filmowi Weitza kilka słabości i rzeczywiście – chwilami za dużo tu ckliwości i uproszczeń, młody bohater, grany przez Paula Dano, wypada niekiedy mdło i nieprzekonująco. „Być jak Flynn” warto zobaczyć głównie ze względu na Roberta De Niro. Jego Jonathan irytuje i wzbudza politowanie, choć jest przecież ujmująco ludzki.
Być jak Flynn | Canal+ | godz. 21.00