To powinien być dobry film – Ridley Scott za kamerą, scenariusz napisany przez Cormaca McCarthy’ego, na ekranie wielkie gwiazdy. Ale tylko aktorzy – oraz autor znakomitych zdjęć Dariusz Wolski – stanęli na wysokości zadania i próbują wnieść trochę życia do wysilonego, schematycznego widowiska, niezbyt umiejętnie ogrywającego klisze gangsterskiego kina.

Tytułowy bohater – nigdy nie poznamy jego imienia – to zamożny prawnik, szczęśliwie zakochany, ale pragnący po pierwsze zastrzyku gotówki, po drugie, nieco adrenaliny i emocji. Korzystając z pomocy lokalnego gangstera, angażuje się wiec w przemyt sporej ilości kokainy z Meksyku. Za chciwość – o czym dowiedzą się prędzej czy później niemal wszyscy bohaterowie tekstów McCarthy’ego – przyjdzie mu jednak słono zapłacić.

W swojej prozie amerykański pisarz przygląda się światu pozbawionemu zasad, bohaterowie jego książek najczęściej mogą biernie obserwować, jak rozpada się i gnije rzeczywistość wokół nich. Ale wielka literatura nie zawsze dobrze znosi ekranizacje – udało się Joelowi i Ethanowi Coenom w „To nie jest kraj dla starych ludzi”, bo zachowali do oryginału nieco ironiczny dystans. Ale już „Droga”, traktująca literacki pierwowzór śmiertelnie serio, okazała się porażką.

Ridley Scott miał zadanie ułatwione – pierwszy scenariusz napisany przez McCarthy’ego specjalnie na potrzeby kina. Ale najwyraźniej nie wiedział, jak się do niego zabrać. „Adwokat” skrojony jest niczym współczesny moralitet, opowieść o chciwym prawniku staje się polem do rozważań na temat dobra i zła, prawdy i fałszu, zaufania i zdrady. Problem w tym, ze bohaterowie w niekończących się dialogach – najprościej rzecz ujmując – plota farmazony. To, co na papierze mogłoby mieć siłę wielkiej metafory, na ekranie staje się porażająco banalne, bezbarwne, w efekcie pozbawione emocji i jakiegokolwiek znaczenia.

Adwokat | USA 2013 | rezyseria: Ridley Scott | dystrybucja: Imperial-Cinepix | czas: 117 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 2 / 6