Lekturze „Wiedźmina. Sezonu burz” towarzyszy spektrum emocji – od zdumienia po radość, od rozczarowania po zachwyt

Niech ktoś mi pokaże drugi polski produkt popkultury, który budziłby tak silne emocje. O wiedźminie piszą i mówią wszyscy – tyle że przez ostatnich kilka lat mowa była o spektakularnym sukcesie, jaki odniosła gra oparta na twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Tymczasem właśnie dostaliśmy do rąk nową powieść o zabójcy potworów. Nie mam wątpliwości, że wielu czytelników na tę książkę czekało bardzo długo. Pewnie równie wielu sądziło, że owa książka nigdy nie powstanie – Sapkowski doskonale przecież poradził sobie z nowymi literackimi wyzwaniami. Jego rozpoczęta „Narrenturmem” trylogia husycka to rzecz wielka, choć mam wrażenie, że mocno niedoceniona: „poważni” krytycy literaccy nie byli chyba gotowi zniżyć się do poziomu prozy masowej, wielbiciele fantasy wciąż płakali po wiedźminie. No to teraz Geralt z Rivii wrócił.

Zgodnie z zapowiedziami autora to nie jest kontynuacja sagi, raczej rodzaj prequela. Chronologicznie toczy się przed wydarzeniami z opowiadania „Wiedźmin” (tego, w którym bohater odczarowywał zamienioną w strzygę córką króla Foltesta). Geralt przymuszony trudną sytuacją przyjmuje zlecenie od grona czarodziejów, którzy, jak wiadomo, za wiedźminami – a już zwłaszcza za tym konkretnym – nie przepadają. Tym razem topór wojenny musi zostać zakopany: okolice terroryzuje przywołany przez jednego z magów demon. I to Geralta zadaniem będzie demona pokonać oraz zdemaskować tego, kto go przywołał.

Sapkowski wiernym czytelnikom pozwala poczuć się jak w domu. Na karty powieści wracają znajome postacie i miejsca, bogaty, mięsisty styl pisarza także pozostał bez zmian. Dla mnie spotkanie z „Sezonem burz” było zatem próbą zmierzenia się nie tyle z prozą Sapkowskiego, ile z własnym wyobrażeniem na jej temat. Trudno wiedźmiński cykl uznać za lekturę formatywną, ale z pewnością był wydarzeniem na skalę w Polsce w latach 90. niespotykaną. Na każdy tom czekało się niecierpliwie, ale nagroda w postaci lektury była tego oczekiwania warta. Nikt tak nie pisał, w ogóle polscy autorzy dwadzieścia lat temu traktowali jeszcze fantasy po macoszemu (co po sukcesie opowieści o wiedźminie miało się zmienić i zaowocować eksplozją grafomanii, której dopiero niedawno zdołali dorównać twórcy kryminałów).

Cykl o wiedźminie, uzupełniony dwoma tomami opowiadań, to dzieło kompletne, fascynujące, erudycyjne, odwołujące się do bogatej tradycji literatury fantasy, lecz także tę tradycję wywracające do góry nogami. Sapkowski sam sobie zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko – oczekiwanie, że zdoła ją przeskoczyć, byłoby co najmniej naiwne. Nie przeskoczył. Pierwsze rozdziały „Sezonu burz” są zaskakująco słabe, jakby Sapkowski po długiej przerwie powoli łapał rytm swojej prozy. Niby zaczyna się od mocnego uderzenia, z miejsca wchodzimy do świata, który poznaliśmy dawno temu, ale to wszystko wydaje się mozolne, wysilone. Można odnieść wrażenie, że Sapkowski przede wszystkim rozkoszuje się językowymi możliwościami, jakie daje mu proza o wiedźminie, łączy sacrum i profanum , miesza naszpikowany anachronizmami dworny język z opisem przaśnej i wulgarnej rzeczywistości.

A jednocześnie powtarza niemal wszystko, o czym pisał: wiedźmin zatem cynicznie ocenia rzeczywistość i nawiązuje romans z czarodziejką nazywaną Koral (ten pseudonim wielbicielom cyklu nie jest obcy), jego przyjaciel bard Jaskier to ładuje się w kłopoty, to wyciąga z nich Geralta, czarodzieje spiskują, książęta knują, politycy się sprzedają („lepiej przestawać z kurwami, bo kurwy mają chociaż jakiś swój honor i jakieś zasady”), a fasola wywołuje gazy. Ale siła pisarstwa Sapkowskiego polega na tym, że irytacja niepostrzeżenie ustępuje fascynacji, a przed czytelnikiem odsłania się całe bogactwo tej prozy: misternie skomponowana intryga, nieustannie trzymająca w napięciu akcja, arcydzielne dialogi i niebywała wprost erudycja autora. Kolejne elementy wiedźmińskiej układanki wskakują na swoje miejsce, kolejne sekrety zostają ujawnione, ale pojawiają się przecież nowe. Sapkowski może – choć ku żalowi tysięcy fanów nie musi – po raz kolejny wrócić do świata wiedźmina. Jeszcze sporo pytań czeka na odpowiedzi, których tylko on może udzielić.