Niektórzy mówią, że serial jest bardzo profesjonalnie skonsultowany – jest to zresztą bardzo ważne dla scenarzystów – i wszystko przebiega tak, jak przebiegać powinno, poza niektórymi ekscesami, bo mój bohater niekiedy robi rzeczy, na które prawdziwy terapeuta nie mógłby sobie pozwolić - mówi o serialu "Bez tajemnic" Jerzy Radziwiłowicz.

Nie ma pan w „Bez tajemnic” łatwego zadania. Musi pan balansować na pewnej granicy: pozostać w cieniu, a jednocześnie nie dać się zdławić innym aktorom, którzy są na pierwszym planie.

Dobrze pan to wyczuwa, bo jest to rola dość specyficzna, gdyż bardziej atrakcyjni ode mnie mają być właśnie moi serialowi pacjenci. To oni muszą przekazać całą gamę emocji, choć odbija się to wszystko oczywiście i na mnie. Mój bohater nie może pozwolić sobie na przekroczenie pewnych granic jako terapeuta, i ja też muszę ograniczyć swoją grę. Jednak wydaje mi się, że prawdziwą przyjemność widz czerpie właśnie z obserwowania tych wszystkich interesujących aktorów, którzy do mnie przychodzą.

Myśli pan, że dla widza „Bez tajemnic” może być istną formą terapii?

Nie wydaje mi się, to są dwa zupełnie różne porządki. Nie możemy prawdy telewizji czy teatru mieszać z prawdą życia. A jeśli ktoś prywatnie, wewnętrznie w ten sposób to odbiera, to już jest oczywiście sprawa osobista. Żaden film czy przedstawienie teatralne nie będzie prawdziwym życiem. Taki twór może być lepiej lub gorzej zrealizowany, lepiej lub gorzej zagrany, ale to wszystko. Jedno na drugie nie powinno się nakładać, choć, rzecz jasna, każdy widz ma inną perspektywę i w różny sposób odnosi do siebie to, co widzi. Powiedziałbym więc, że prawdziwe życie odbywa się właśnie w widzu, a nie na ekranie.

A jak na serial reagują prawdziwi terapeuci?

Słyszałem różne głosy na ten temat. Niektórzy mówią, że serial jest bardzo profesjonalnie skonsultowany – jest to zresztą bardzo ważne dla scenarzystów – i wszystko przebiega tak, jak przebiegać powinno, poza niektórymi ekscesami, bo mój bohater niekiedy robi rzeczy, na które prawdziwy terapeuta nie mógłby sobie pozwolić. Lecz jest to oczywiście wpisane w konwencję.

Oglądał pan którąś z zagranicznych wersji serialu lub konsultował pan swoją rolę ze specjalistami zajmującymi się psychoterapią?

Jedynie fragmenty amerykańskiej. Nie chciałem oglądać całości, żeby nic nie wpłynęło na moją interpretację postaci. Niczego też nie konsultowałem z psychologami, bo cóż tu konsultować – z mojej strony to w końcu tylko odgrywanie napisanego tekstu. Cóż, tak jak przed rozpoczęciem zdjęć nie miałem pojęcia o tej pracy, tak i po ich zakończeniu nie mam pojęcia.