Z jednej strony Duńczycy potrafią wypuścić w świat ciekawy neosoulowy projekt Quadron, z drugiej czarują również delikatnym, lekko folkowym graniem. Przykładem Agnes Obel i jej drugi krążek „Aventine”.

Trzy lata temu zadebiutowała płytą „Philharmonics”, która w jej rodzinnym kraju odniosła wielki sukces, pięciokrotnie kryjąc się platyną. W efekcie otrzymała pięć nagród duńskiego przemysłu muzycznego (Danish Music Awards). Najnowszy krążek „Aventine” został nagrany w Berlinie, gdzie od lat Agnes mieszka. Tak jak w przypadku poprzednika, odpowiada za niemal każdy jej element – kompozycje, produkcję, oczywiście przy tym śpiewa i gra na pianinie. W kilku numerach słychać skrzypce Anne Müller. Są tu również kompozycje instrumentalne. Obel przyznaje się do inspiracji dokonaniami Joni Mitchell czy PJ Harvey i to słychać na „Aventine”, choć w delikatnej, wyciszonej formie.

Trwa ładowanie wpisu

W wywiadach Obel zdradza, że przy pracy nad tym materiałem starała się traktować swój głos jako dodatkowy instrument, a niekoniecznie tylko narzędzie do wyśpiewywania tekstów. Trochę jak w przypadku Liz Fraser z Cocteau Twins. Na „Aventine” nie znajdziecie popowych przebojów, które pasują do porannych pasm popularnych rozgłośni radiowych. To raczej delikatnie lejąca się, osobista opowieść do dawkowania w powolnym, zrozumiałym tempie. Niełatwa płyta, ale na pewno prowokująca do powrotu. Oby Agnes zawitała z nią do Polski, bo na żywo może zabrzmieć magicznie. Doskonale pokazał to jej recital w radiowej Trójce sprzed kilku dni.

Agnes Obel | Aventine | Mystic | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6