W przyszłym roku mija 100. rocznica urodzin Williama S. Burroughsa. W jej przededniu po polsku ukazuje się legendarna powieść amerykańskiego pisarza „Delikatny mechanizm”.

Był ćpunem, homoseksualistą, awanturnikiem, ikoną popkultury, mentorem i współtwórcą ruchu bitników, idolem punków, guru gwiazd rocka. Aż trudno uwierzyć, że człowiek, który spróbował w życiu wszystkich substancji psychoaktywnych, jakie w jego czasach były dostępne, dożył sędziwego wieku 83 lat. Narkotyki były przekleństwem Williama S. Burroughsa, ale też ukonstytuowały go jako pisarza. W biografii autora „Delikatnego mechanizmu” momentem przełomowym, choć tragicznym, okazał się 1951 rok. W alkoholowo-narkotykowym widzie zastrzelił wówczas przez przypadek swoją wieloletnią partnerkę Joan Vollmer. Był maniakiem broni, zawsze nosił ją przy sobie, tym razem zabawy z bronią zwróciły się przeciwko niemu. Uniknął więzienia, ale poczucie winy i osobiste demony ścigały go do końca życia. Znalazł na nie tylko jedno lekarstwo – pisanie. W delirycznym transie napisał autobiograficzną powieść „Ćpun” i tysiącstronicowy manuskrypt, który z czasem został przeredagowany w najgłośniejszą powieść Williama S. Burroughsa „Nagi lunch”. Ta ostatnia wywołała zgorszenie. Pisarz oskarżony o obsceniczność przez trzy lata bronił się w sądzie.

Autor „Nagiego lunchu” tworzył zaadaptowaną przez siebie techniką „cut-upu”. Stworzone uprzednio wielostronicowe zapiski ciął na kawałki i układał na nowo według przypadkowego klucza. Powstały w ten sposób tekst według pisarza najlepiej odzwierciedlał naturalny tok myślenia, w którym zdarzenia teraźniejsze i wspomnienia z przeszłości swobodnie się ze sobą wiązały. W tej samej technice powstał „Delikatny mechanizm”. Trudno tę książkę nazwać w ścisłym sensie powieścią. Zapiski Burroughsa to szaleńczy strumień świadomości, gra dziwacznych skojarzeń, kalejdoskopowych wizji narkotykowych, obsesyjnie powracających opisów aktów kopulacji. Cielesność u amerykańskiego pisarza jest brudna, nieestetyczna, obmierzła, ale tylko ona stanowi stabilny punkt odniesienia, tylko ona jest autentyczna. W pewnym momencie „Delikatny mechanizm” przekształca się w niemal niekończącą się scenę pornograficzną, której uczestnicy zatracają tożsamość i indywidualność, pozostają tylko genitalia, wydzieliny, odbyty, bezosobowa anatomia.

Niełatwo przedzierać się przez tę opowieść opętanego chucią i narkotykowym głodem szaleńca. Narrator książki, powracający w wielu powieściach Burroughsa Inspektor J. Lee, pogrążony w majakach peregrynuje w czasie i przestrzeni. Ta historia to zbiór migawek, luźno powiązanych ze sobą wspomnień ćpuńskich ciągów z Nowego Jorku i Meksyku, podróży po Ameryce Południowej w poszukiwaniu yale – narkotyku mającego być antidotum na uzależnienie od opium, scen z narkotykowo-homoseksualnego półświatka. Uliczny slang miesza się tu z halucynacjami, język popkultury przeplata się z profetycznymi wizjami. W pewnym momencie Lee przenosi się w czasie do świata cywilizacji Majów, bada ówczesne mechanizmy kontroli i manipulacji społecznej, wystawiając ponurą diagnozę współczesności. Już na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku Burroughs widział zagrożenie w technicyzacji i komputeryzacji, które jego zdaniem miały prowadzić do zniewolenia. Chaotyczna, deliryczna proza amerykańskiego pisarza w dużej mierze odzwierciedlała zdezintegrowany stan umysłu człowieka jego czasów. Jak się okazuje – także człowieka współczesnego.

Delikatny mechanizm | William S. Burroughs | przeł. Mateusz Janiszewski | vis-à-vis 2013 | Recenzja: Malwina Wapińska | Ocena: 5 / 6