Mowa bowiem o jego nauczycielu, wielkim mistrzu wing tsun, techniki defensywnej wymyślonej, jak mówi legenda, przez mnichów z klasztoru Shaolin w celu obrony przed Mandżurami, dopracowanej potem na arystokratycznym dworze chińskiej dynastii Qing i wzbogaconej o elementy walki z użyciem noży motylkowych i kija. Ip Man wychował się w zamożnej rodzinie i od małego ćwiczył wing tsun. Po śmierci swojego senseia zauważony na ulicy, kiedy paroma ruchami rozłożył bijącego kobietę policjanta, wznowił naukę pod skrzydłami innego mistrza. Miał wtedy szesnaście lat. Po przejęciu władzy w Chinach przez komunistów w 1949 roku Ip Man, opozycjonista, na stałe wyjechał do Hongkongu, zresztą dobrze mu znanego, gdyż kończył tam szkołę średnią. Już wcześniej trenował swoich podopiecznych z chińskiej policji, w której pracował jako mundurowy, teraz założył własną szkołę. Nałogowy palacz zmarł na raka gardła zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią swojego najsłynniejszego ucznia Bruce’a Lee. Od kilku lat filmy z Ip Manem nie schodzą z afisza. Do chińskich kin z rokroczną regularnością wchodzi choć jeden inspirowany życiorysem mistrza wing tsun i każdy radzi sobie wyśmienicie w box- -offisie. Co istotne, reżyserują je rodowici Hongkończycy, którzy mają Ip Mana za swojaka, choć był on kantończykiem. Dzieli te filmy sporo, także przynależność gatunkowa, ale wszystkie budują kolejną popkulturową legendę, która, niewykluczone, odrodzi się niedługo i w Hollywood.

Życiorys Ip Mana nie jest owiany mgiełką tajemnicy, dostępne są nawet nagrania wideo z jego treningów, zaś wielu jego uczniów nadal żyje i chętnie snuje opowieści o swoim nauczycielu, więc kino w tym przypadku skupia się nie na funkcji informacyjnej, ale mitotwórczej. Dyptyk „Ip Man” (2008) i „Ip Man 2” (2010) Wilsona Yipa z Donniem Yenem w roli tytułowej to typowe blockbustery patriotyczne umacniające etos wytrwałej walki z wrogiem. Pierwszy film skupia się na japońskiej okupacji Chin, drugi opisuje okres hongkoński w życiu Ip Mana. Do jego dzieciństwa i lat szkolnych cofa się w „Narodzinach legendy: Ip Man” (2010) Herman Yau, lecz jest to niskobudżetowa próba zbicia kapitału na popularności filmów z Donniem Yenem. Jednak nie było to ostatnie słowo Hermana Yau.

Jego film okazał się jedynie wprawką przed o wiele lepszym „Ip Man: The Final Fight” (2013), nostalgicznym dramatem, w którym bohater jawi się jako melancholijny świadek historycznych wydarzeń. Akcja nie skupia się na walkach, ale introwertycznych przemyśleniach Ip Mana na temat własnego życia, choroby, związku z żoną i sytuacji społecznej w powojennym Hongkongu. Bodaj najdokładniejszym zapisem życiorysu Ip Mana pozostaje składający się z pięćdziesięciu odcinków serial telewizyjny emitowany w tym roku w Hongkongu, Chinach i Malezji. Zaś chyba najbardziej prestiżowy i ambitny jak do tej pory projekt opowiadający o Ip Manie, „The Grandmaster” Wong Kar- -Wa i a , pierwszy tak duży k a s owy sukces reżysera, będzie można zobaczyć w listopadzie na warszawskim festiwalu Pięć Smaków

Narodziny legendy: Ip Man | TV 4 | godz. 20.00