"The Diving Board” jest pierwszym krążkiem od wydanego w 1979 r. „Victim of Love”, w którym nie wzięli udziału członkowie jego regularnego bandu. To pokaz kunsztu samego Eltona Johna, choć od razu trzeba zaznaczyć bardzo ważne role autora genialnych tekstów Berniego Taupina oraz producenta T-Bone Burnetta. Nagranym głównie w towarzystwie fortepianu albumem Elton nie próbuje mizdrzyć się do młodej widowni, do list przebojów. Oczywiście John świadomy jest tego, co obecnie dzieje się w muzyce, inspiruje go praca chociażby z Eminemem i Kanye Westem, ale jak sam przyznaje: „To płyta 66-letniego faceta, a nie 26-latka nagrywającego przebój »Rocket Man«. Piosenki są dojrzałe i refleksyjne. Zmieniłem się”. Trudno nie przyznać mu racji. „The Diving Board” jest krążkiem przemyślanym, mieszającym bluesa, gospel oraz country i skutecznie ilustrującym klasę Eltona jako pianisty i wokalisty. A wspomniani współtwórcy „The Diving Board”? Berniego Taupina muzyk spotkał już pod koniec lat 60. Gazeta „New Musical Express” zorganizowała wtedy konkurs dla autorów tekstów. Berniego dojrzał wydawca Eltona i skojarzył obu panów. Duet doskonale się dogadał, co owocowało przez lata. Stworzyli razem takie przeboje, jak „Rocket Man”, „Crocodile Rock”, „Candle in the Wind”, „Don’t Let the Sun Go Down on Me”, „Your Song” i „I’m Still Standing”. Bernie pisał też m.in. dla Alice’a Coopera i Williego Nelsona. Jest poza tym autorem słów do piosenki „A Love That Will Never Grow Old” z filmu „Brokeback Mountain”, za którą w 2006 r. otrzymał nagrodę Złoty Glob. Próbował również sił jako wokalista. Słuchając Eltona śpiewającego jego teksty, można odnieść wrażenie, że Bernie doskonale odczytuje intencje muzyka, wciela się w niego. To podobna chemia do tej, która towarzyszy na przykład Martinowi Gore’owi i Davidowi Gahanowi z Depeche Mode. Na „The Diving Board” Elton śpiewa o tęsknocie do swoich rodzinnych stron, przemijaniu, pokusach młodości (z których wiele przecież sam doświadczył). Bez nadęcia, dojrzale i z wyczuciem.
Za brzmienie „The Diving Board” odpowiada krócej współpracujący z Johnem – T-Bone Burnett. Producent, który ma na koncie kolaborację z takimi gigantami, jak Roy Orbison, Elvis Costello, B.B. King, pracę przy soundtrackach do „Big Lebowski” czy „Walk the Line”, wspomina w jednym z wywiadów, jak spotkał Eltona: „To było w 1970 roku. Siedziałem kilka metrów od sceny klubu w Los Angeles. Kiedy wyszedł na nią Elton John, momentalnie zawładnął mną i całą publiką. Swoim feelingiem, wariactwem, świeżością. To było piękne i wolne”. Nie powinno więc dziwić, że zgodził się pracować z Eltonem. Zresztą panowie przygotowali razem już poprzedni krążek Johna nagrany wraz z Leonem Russellem „Union” z 2010 r. Ciekawe, że „The Diving Board” przeleżał kilka miesięcy na półce. A był nagrywany na tak zwaną setkę. Tak jak zresztą jego płyty w latach 70. Jak jednak Elton powtarzał wielokrotnie, dzisiaj już nic nie musi, działa bez presji, więc zwyczajnie się z wydaniem nowego krążka nie spieszył. Poza tym uchodzi za perfekcjonistę. Trzeba jeszcze przy okazji zaznaczyć, że w studiu podczas sesji „The Diving Board” pojawili się znakomici muzycy, którzy dograli kilka swoich sekwencji. Chociażby wokalista i basista Raphael Saadiq, teksański gitarzysta Doyle Bramhall II, mistrz klawiszy Keefus Ciancia i niemal 80-letni zasłużony perkusista funkowy, legenda Motown Jack A s h f o r d . Wszyscy dodają do krążka amerykańskiego klimatu, tak ukochanego od lat przez Eltona. W ich towarzystwie człowiek, który sprzedał ćwierć miliarda płyt, nagrał jedną ze swoich najlepszych. Można się tylko przyczepić do małej liczby energicznych nagrań na rzecz ballad, ale te też są przecież mocną siłą Johna.
Od lat Elton nie jest już uosobieniem popowego ekscentryzmu. Wciąż jednak inspiruje rzesze muzyków i ma sporo do powiedzenia. Niekoniecznie musi prowokować zdaniami w stylu: „Myślę, że Jezus był bardzo inteligentnym, pełnym współczucia gejem, który rozumiał ludzkie problemy i umierając na krzyżu, wybaczył tym, którzy go ukrzyżowali”. Dziś ekscentryzm zamienił na dojrzałość, a walkę o singlowe hity na nagrywanie wymagających większego skupienia kompozycji. „The Diving Board” nie jest dla młodzieży. Elton pisze teraz dla swojego pokolenia i robi to bardzo dobrze. Tak jak w latach 70.
Elton John | The Diving Board | Universal Music/Magic | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6