Dla Zofi i Nałkowskiej zwierzęta były przekazicielami prastarej mądrości. Dlatego tak chętnie czyniła z nich bohaterów swoich książek i szkiców.

Niedziele Wielkanocna 1933 roku do mieszkania Zofii Nałkowskiej trafił pewien nauczyciel z Drohobycza. Błagał, by pisarka, która już wtedy była wielkim autorytetem na literackiej scenie, zechciała spojrzeć na rękopisy jego opowiadań. Niechętna protegowaniu debiutantów, Nałkowska poprosiła, by pisarz zostawił ja sama z manuskryptem. Po niedługim czasie zadzwoniła, aby dać wyraz olśnieniu i absolutnemu zachwytowi, jaki wzbudził w niej tekst drohobyczanina. Pisarz nazywał się Bruno Schulz, a jego książka nosiła tytuł „Sklepy cynamonowe”. Już po ukazaniu się zbioru opowiadań Nałkowska w recenzjach pisała entuzjastycznie o prozie nauczyciela z Drohobycza. Co jednak w wizji Schulzowskiej urzekło ja najbardziej? Możemy jedynie zaryzykować przypuszczenie, ze uniwersum opowiadań autora „Sanatorium pod klepsydra”, w którym granica miedzy światem ludzkim a zwierzęcym jest płynna, gdzie ojciec niespodziewanie może przeistoczyć się w kraba lub kondora, a pies okazać się człowiekiem, było jej wyjątkowo bliskie.

Zwierzęta w prozie Zofii i Nałkowskiej pojawiały się często. Może nie w sposób tak szalony i niekonwencjonalny, jak działo się to u Brunona Schulza, bywało jednak, ze stawały się niemal pełnoprawnymi bohaterami jej utworów. W optyce pisarki zwierzęta bywały nosicielami archetypowej mądrości, przekazicielami starych filozofii, ich obecność w utworach Nałkowskiej często ma wymiar symboliczny. Dla pisarki zwierzęta nierzadko zdają się mądrzejsze od ludzi, bardziej majestatyczne, dumne. „Po koniach znać wszystko, po jeźdzcach nic. Młodziutkie twarze ułanów są wszystkie jednakowe, pochmurne, skupione. W oczach napięcie i woda, usta zacięte. Czarna pod broda od czaka przepaska czyni te twarze jeszcze bardziej chłopięcymi. – Jest w nich piekło tremy – modły do konia, by nie zawiódł, by nie upadł, by nie okrył na wieki śmiesznościa” – czytamy w „Romansie Teresy Hennert”. Podobnie jak u Schulza zwierzęta w świecie Nałkowskiej niekiedy bywają postrzegane jako byty wyższe, godne składania im hołdów. „Kim jest Bóg tych zwierząt. (…) I na co one w ogóle mogą liczyć” – pyta Elżbieta, bohaterka „Granicy”. Szkice Zofii Nałkowskiej zebrane w zbiorze „Miedzy nami zwierzętami” po latach czyta się inaczej. Dziś jesteśmy uwrażliwieni na cierpienie zwierząt, bronimy ich praw, a mitokrytyka staje się coraz powszechniejszym kierunkiem badawczym w literaturoznawstwie. Te krótkie zapiski okazują się pełne wrażliwości i wielkiej miłości dla zwierzęcych towarzyszy. A jest to całkiem pokaźna menażeria. Są ukochane psy: Półmordek i Kania, znaleziony w lesie mały zając, inny – całkiem już spory szarak, którego cudem udało się uratować przed zakusami kucharki, sarna Diana, w której raz po raz odzywa sie pragnienie wolności. Nałkowska nie traktuje swoich pupili z wyższościa, nie tworzy infantylnych bajek zwierzęcych. Przeciwnie: obserwuje zwierzęta bacznie i wnikliwie, niekiedy nadaje im status wielkich myślicieli. „Pies, zdaniem Półmordka, nie powinien się uważać wobec człowieka za jakiś odosobniony gatunek zoologiczny, ale jedynie za ogniwo w tym samym rozwojowym łańcuchu organizmów”. Na dowód czworonóg daje brawurowy wykład z zakresu filozofii Kartezjusza, Locke’a, Condillaca i Schopenhauera.

Nałkowska nazywano niekiedy „Colette polonaise”, a czytając „Miedzy nami zwierzętami”, trudno nie przypomnieć sobie o „Dialogach zwierząt” Francuzki. Autorka „Kobiet” i autorka „Klaudyny”, obie niepokorne prekursorki literatury feministycznej, chętnie pisały o swoich pupilach. Toby i Kiki z „Dialogów…” to jednak zwierzęta salonowe, odwykłe od pierwotnej dzikości na rzecz wygodnych kanap i dywanów. Kot i pies ze sztuki Colette wyrosły w luksusie, wśród salonowych zastaw i bibelotów. Bliżej im do świata ludzi niż zwierząt, choć dziwactwa i niedorzeczności zachowań swoich właścicieli widza ostrzej niż ktokolwiek inny. U Nałkowskiej optyka się zmienia. Tu nie zwierzęta obserwują swoich właścicieli, to bohaterka szkiców przygląda się pupilom i wyciąga z ich zachowań własne nauki. Kto wie, być może gdyby nie Nałkowska i Colette, nie byłoby dziś książek poważniejszych. Takich, jakie pisze choćby Olga Tokarczuk.

Między nami zwierzętami | Zofia Nałkowska | W.A.B. 2013 | Recenzja: Malwina Wapińska | Ocena: 4 / 6