Znakiem rozpoznawczym Abramović jest fizyczność. W kontakcie z artystką nie ma żadnej przesłony – obrazu, rzeźby czy wyrozumiałej makatki. Oto moje piersi, spocone pachy, zrogowaciałe stopy, twarz po botoksie. Jestem dziełem sztuki, a raczej sztuką przeprowadzającą nieustanny eksperyment z możliwościami percepcyjnymi widza.
Nie każdy może być Mariną Abramović, nie wszystkie sflaczałe bicepsy i rozpasane tatuaże zuniwersalizują się w opowieść o, pompatycznie rzecz nazywając, człowieczeństwie. Czy jednak w karierze artystki sztuki performance wszystko było szczere? Nie znajdziemy odpowiedzi na tak postawione pytanie, być może ona sama nie potrafiłaby na nie odpowiedzieć.
Abramović jest znakiem rozpoznawczym sztuki nowoczesnej i body artu. Od czterdziestu lat testuje możliwości własnego ciała w kontakcie z odbiorcą. W jej biografię artystyczną zawsze wpisane są szok, krzyk oraz ostre barwy polegające na eksperymentowaniu z fizjologią, apologią bólu. Artystyczna wartość jej eksperymentów wielokrotnie była podawana w wątpliwość, ale droga Abramović to konsekwentna próba udowodnienia, że własne ciało może być narzędziem sztuki – szkołą tortury i empatii.
W dokumencie Matthew Akersa „Marina Abramović: artystka obecna” bohaterka achronologicznie odtwarza kolejne rozdziały biografii. Dzieciństwo spędzone w Belgradzie, rządy Tito i zimny chów wprowadzany przez niewolniczo oddanych komunistycznej doktrynie rodziców Mariny. Zapamiętany z dzieciństwa wyraz „tresura” dorosła Abramović będzie wytrwale dekonstruowała. Ciało artystki to mapa znaczona nieuświadomionymi bliznami wojskowego drylu, który stał się językiem naszej cywilizacji.
Abramović gra sobą. Na pokazywanych na najważniejszych biennale i festiwalach performance’ach używa rozmaitych metod. W programie „Balkan Baroque” rozkraczona siedziała w stercie brudnych, zakrwawionych i cuchnących kości bydła, śpiewając melodię bolesnego rytuału puryfikacji. W najbardziej radykalnym projekcie Abramović „Rhytm 0” Marina została poraniona, uderzona i spoliczkowana. Akcja zatytułowana „Art Must Be Beautiful/Artist Must Be Beautiful” polegała na czesaniu włosów aż do utworzenia otwartej rany na głowie.
Dokument Akersa przypomina jednak inne, jak twierdzi wielu krytyków sztuki, szczytowe osiągnięcie w dorobku Abramović, będące zarazem konsekracją artystki do grona najwybitniejszych postaci sztuki współczesnej. Na wystawę „Artist is Present” (Artystka obecna) w legendarnym Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku (MoMA) przyszły prawdziwe tłumy. Wśród anonimowych twarzy także celebryci i gwiazdy kina. Każdy chciał dotknąć Mariny. A sama Abramović przez trzy miesiące sześć dni w tygodniu siedem godzin dziennie po prostu siedziała na krześle. Proste? Nie bardzo. Bo Marina przez tych siedem godzin niczego nie mówiła, nie wykonywała żadnego ruchu, nie przyjmowała posiłków ani napojów, jedynie patrzyła na widzów. Każdy mógł usiąść (odczekawszy swoje w gigantycznej kolejce); ktoś się rozpłakał, ktoś napluł jej w twarz.
Marina Abramović: artystka obecna | Canal+ | godz. 23.45