Jedzenie niezbyt często staje się przedmiotem pisarskiego namysłu. Zazwyczaj zostaje zjedzone i na zawsze znika z kart książki. (…) Bohaterowie literaccy kochają, nienawidzą, podróżują, płyną, jadą, płaczą, czytają, myślą, pragną, ale mało kiedy jedzą” – pisze we wstępie Bogusław Deptuła.

To prawda, kulinaria stosunkowo rzadko w książkach wybijają się na pierwszy plan. Doskonale wiemy jednak, że i one dla dzieła literackiego mogą mieć doniosłe znaczenie. Dla Marcela Prousta skromna magdalenka stała się wehikułem czasu, Bruno Schulz ingrediencje przyniesione przez gosposię z targu potrafił opisać językiem tak pięknym i pełnym osobliwych metafor, że ze wspomnianego fragmentu stworzył niepodrabialny majstersztyk. Bogusław Deptuła podobnych przykładów znalazł dziesiątki. Od 2009 r. niestrudzenie przekopywał klasykę światowej literatury w poszukiwaniu wzmianek o potrawach. Z felietonów, pisanych początkowo na potrzeby „Dwutygodnika”, powstała rzecz będąca po części zbiorem erudycyjnych esejów literackich, po części zaś żartobliwą książką kucharską ze stworzonymi przez autora przepisami (bez obaw – wszystkie są przystępne i łatwe w wykonaniu nawet dla początkującego adepta sztuki kulinarnej).

Jeśli mamy w domu odpowiednią foremkę, bez większego wysiłku możemy upichcić sobie proustowską magdalenkę. Jak jednak przestrzega autor, danie to raczej pospolite. Lepiej już zafundować sobie rurkę z kremem z ciasta francuskiego, przeczytawszy obowiązkowo „Postrzyżyny” Bohumila Hrabala. W przeciwnym razie się nie dowiemy, jak spożyć ją tak, by oburzyć pruderyjnych świętoszków. Oczywiście można wybrać menu lżejsze i mniej kaloryczne. Choćby gotowana szynka z figami, ryba na zimno i świeże owoce. Kwintesencja prostej kuchni śródziemnomorskiej – jaka szkoda, że bohaterka „Pogardy” Alberto Moravii nie zdążyła zjeść tych frykasów. Fani Michela Houellebecqa nie muszą wcale stołować się w żadnej wykwintnej restauracji, opisanej w „Mapie i terytorium”. Wystarczy zestaw odpowiednich wędlin, którymi na kartach powieści żywi się mistrz, albo proponowany przez Deptułę seler w sosie remoulade. Ci, którzy chcą przez chwilę poczuć się jak Ernest Hemngway, powinni zafundować sobie sałatkę ziemniaczaną. Do zestawu nie zawadzi, rzecz jasna, kufel dobrze schłodzonego piwa. Jedno jest pewne, „Literatury od kuchni” nie należy czytać na pusty żołądek. Ale książka Deptuły budzi także inny głód – głód czytelniczy. Odkładamy ją na bok z silnym postanowieniem, by rychło odświeżyć sobie klasykę światowej literatury.

Literatura od kuchni | Bogusław Deptuła | W.A.B. 2013 | Recenzja: Malwina Wapińska | Ocena: 4 / 6