Przy całej trip-hopowej złożoności i mroku "False Idols" to przebojowy krążek. Oczywiście jak na Tricky’ego.

Narkotyczna, lepka, mroczna jazda, jakiej dawno od Tricky’ego nie dostaliśmy. Brytyjczyk sam przywołuje tu swój pierwszy solowy krążek „Maxinquaye” z 1995 r. i wie, co robi. To było dzieło, które do dzisiaj pozostaje kwintesencją trip-hopu. Muzyka od tego czasu bardzo się zmieniła, ale ten stary, klimatyczny trip-hop wciąż brzmi dobrze i wcale nie pokrył się kurzem.

Przy pomocy Franceski Belmonte, Nneki i Petera Silbermana Tricky snuje opowieści o zakłamaniu celebrytów. Bierze też na warsztat klasyczne numery w stylu niezapomnianego „Somebody’s Sins” Vana Morrisona. Przy całej trip-hopowej złożoności i mroku to przebojowy krążek. Oczywiście jak na Tricky’ego.

Tricky | False Idols | False Idols/ Sonic | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6