Szczerze mówiąc, trochę się temu dziwię. Co prawda „Bad Blood”to solidna porcja indie popu, ale przecież ani to nowatorskie, ani kontrowersyjne, ani tym bardziej genialne. W Bastille rządzi Dan Smith urodzony w dniu zdobycia Bastylii, stąd zapewne nazwa jego kapeli. Swoje numery zespół wypuszczał w świat już w 2010 r.
Chwytliwe melodie przypominające Coldplay zyskiwały coraz większe grono fanów. Kapela zagrała naważnych festiwalach Glastonbury i Isle of Wight. Supportowali Emeli Sandé, w tym roku będą też grali przed Muse. To wszystko jednak trochę za mało, by zasłużyć na szczyt listy sprzedaży.
„Bad Blood” jest bowiem przesłodzone, na dłuższą metę nużące i wtórne. Takich zespołów powstaje na Wyspach setki. Bastille udało się wypłynąć na szerokie wody, ale myślę, że tylko na chwilę.
Bastille | Bad Blood | Universal Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 3 / 6