"Przez drogi i bezdroża" Petera Hesslera to spojrzenie na Państwo Środka z perspektywy zrywającej ze stereotypami i z lękiem przed obcością.

Książek o współczesnych Chinach ukazuje się mnóstwo – od relacji podróżniczych, przez analizy politologiczne i gospodarcze, po prace dotyczące historii najnowszej Państwa Środka. Nic dziwnego, to temat ekscytujący, modny i trudny do wyczerpania, a chińska droga od komunizmu do autorytarnego kapitalizmu, od skrajnego totalitarnego ubóstwa do statusu fabryki świata jednocześnie fascynuje i niepokoi. Wiele się przy okazji mówi o odmienności kulturowej i społecznej Chińczyków, o ich imperialnych apetytach oraz mrówczej pracowitości. W podobnych sądach daje o sobie znać przede wszystkim zasilany stereotypami lęk. A gdyby tak przełamać barierę obcości i podejść bliżej? Bardzo blisko?

Tytuł książki Petera Hesslera, długoletniego korespondenta „New Yorkera” w Chinach, może zmylić czytelnika. Nie jest to w żadnym razie rzecz o tym, jak nadziany Amerykanin przeżył egzotyczną przygodę, jeżdżąc wypasionym dżipem po prowincjonalnych wybojach i oglądając nowe fabryki gumek do majtek przez zakurzoną szybę. Sprawy mają się inaczej: „Przez drogi i bezdroża” to historia o wtapianiu się w Chiny i codziennym życiu z Chińczykami, historia wnikliwa, napisana przez człowieka spostrzegawczego, wrażliwego i obdarzonego poczuciem humoru. Peter Hessler mówi i czyta po mandaryńsku, co nie było bez znaczenia w jego projekcie zapuszczenia korzeni w Państwie Środka – wprawdzie od czasu do czasu brano go za szpiega, ale przestał być, mimo europejskiej powierzchowności, traktowany po prostu jako intruz. Stąd jego opowieść jest prowadzona z osobliwej perspektywy kogoś, kto stoi w progu – już nie czeka pod drzwiami, ale też nie wpuszczono go do końca na pokoje. W każdym razie podejrzaną egzotykę na dobre zastępuje tu niemal intymna swojskość.

Podróży dotyczy tylko pierwsza część książki, sprawozdanie z wędrówki po północno-zachodnich Chinach wzdłuż Wielkiego Muru. W drugiej części Hessler pisze o domu, który wynajął w zapyziałej górskiej wiosce pod Pekinem, w trzeciej – o historii pewnego południowochińskiego przedsiębiorstwa specjalizującego się w produkcji sprzączek do staników. Amerykanin dokumentuje w ten sposób gwałtowną przemianę, jakiej uległy Chiny w pierwszej dekadzie XXI wieku, społeczny i gospodarczy przewrót, który odmienił – również czysto fizycznie – oblicze tego ogromnego kraju. Nie ma tu jednak dywagacji o polityce czy ekonomii, Hesslera interesuje los pojedynczych ludzi, rodzin i miejscowości. Los przyjaciół.

Tym, co w sportretowanych tu Chińczykach uderza najmocniej, jest ich praktyczne i pragmatyczne podejście do egzystencji, niezależnie od tego, czy chodzi akurat o wymarzony społeczny awans (a marzą o nim wszyscy – to ziemia marzycieli), religię, dbanie o swoje guanxi, czyli nieformalną sieć społecznego wsparcia, projektowanie biznesu, czy o procedurę zwracania uszkodzonego samochodu do wypożyczalni. Z narracji Hesslera wyłania się obraz społeczeństwa, które na gorąco ustala reguły gry, improwizuje w wiecznym pośpiechu, nieustająco uczy się na błędach. Na żadne poszanowanie tradycji w tym buzującym kotle nie ma miejsca, to jakby kalifornijska gorączka złota podniesiona do czwartej potęgi, ale rozgrywająca się w realiach azjatyckiej klanowości i obsesji zachowania twarzy. Fascynujący pejzaż.

Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach | Peter Hessler | przeł. Jakub Jedliński | Czarne 2013 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6