Remiks „One Day…”, dokonany w ubiegłym roku przez niemieckiego DJ Wankelmuta, wywrócił do góry nogami życie Izraelczyka Asafa Avidana, który w jednej chwili z alternatywnego wokalisty stał się światową gwiazdą.

Artysta długo bronił się przed przyklejoną mu gębą i apelował o usunięcie nagrania z internetu. Bezskutecznie. I dziś jest największą nadzieją show-biznesu. Amerykańscy krytycy twierdzą, że potrafi śpiewać jak Janis Joplin i Robert Plant (i to jednocześnie!), i mówią o nim per „mesjasz izraelskiego popu”. Jego krajanie zaś mają go za proroka zachodniej muzyki, bo… śpiewa po angielsku – a w tamtej okolicy nie jest to mile słyszane. Album „Different Pulses” to pierwsza solowa płyta Avidana (a piąta w ogóle). T

ym razem jednak po raz pierwszy zamiast rockowej grupy The Mojos towarzyszy mu specjalista od elektronicznych brzmień – Tamir Muskat z Balkan Beat Box. Od otwierającego „Different Pulses” wiadomo, że Asaf jest już kimś zupełnie innym. Dużo tu potencjalnych przebojów (choćby „Love It or Leave I”, „Cyclamen”czy „Setting Scalpels Free”). Jak na lekarstwo za to folku, bluesa i rocka, które do tej pory były wizytówką Izraelczyka – ich miejsce zajęły muzyka soul i nowoczesne, elektroniczne brzmienia. A i w głosie Avidana nie słychać już ani Joplin, ani Planta. Dziś bliżej mu do Niny Simone. Ale też do Jimmy’ego Scotta, Klausa Nomiego, Antony’ego Hegarty’ego, a nawet Roya Orbisona. I – najważniejsze – tylko krok dzieli go od geniuszu. Można się będzie o tym przekonać wmarcu we Wrocławiu, gdzie Avidan da akustyczny występ podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Asafa Avidana | Different Pulses | Polydor/Universal | Recenzja: Hubert Musiał | Ocena: 4 / 6