Zapracowany Nick Cave wycisza się na piętnastej płycie u boku zespołu the Bad Seeds. Tradycyjnie w mroczny i znakomity sposób.

Od ostatniego albumu the Bad Seeds „Dig, Lazarus, Dig!!!” minęło co prawda niecałe pięć lat, ale Nick Cave nie leżał w tym czasie na gorącym piasku pod palmami. Bez przesady można powiedzieć, że od lat jest jedną z najbardziej zapracowanych muzycznych osobistości. Tylko w przerwie między wspomnianymi płytami z the Bad Seeds zdążył nagrać drugi album w projekcie Grinderman, zagrać z nim trasę koncertową, wydał książkę, zaśpiewał gościnnie na kilku płytach, napisał kilka scenariuszy filmowych (do kina i teatru), skomponował też do nich muzykę. Słuchając nowego krążka „Push the Sky Away”, można odnieść wrażenie, że chciał się wyciszyć. „Dig, Lazarus, Dig!!!” było bardziej drapieżne, a „Grinderman 2” było bezkompromisowym mrocznym rock’n’rollem ze skrzeczącymi gitarami i wrzeszczącym Cave’em. „Push the Sky Away” jest inne.

Piętnasty krążek Nick Cave & the Bad Seeds to zbiór dziewięciu melancholijnych ballad opartych na minimalistycznych, repetycyjnych dźwiękach. To powolny blues, z dźwiękami skrzypek Warrena Ellisa, pianina i mruczącym wokalem Cave’a. Od otwierającego album „We No Who U R” słychać, że mamy do czynienia z inną stroną Nicka Cave’a. Wszystko jest dopracowane, bez miejsca na Grindermanowe szaleństwa, wyciszone, zagrane w skupieniu i bez fajerwerków. Singiel „Jubilee Street” to przykład nieskomplikowanego grania, jakie Cave i the Bad Seeds prezentują na tej płycie. Brzmi, jakby zagrany nad ranem, przez znudzonych muzyków niemających siły na szybsze i bardziej efektowne dźwięki. Tyle że tutaj jest to tak pięknie wykonane, że wciąga i urzeka. Cave i jego załoga nie boją się też przeciągniętych dźwięków i melodii, czasami do granicy przyzwoitości. Nick sam na koncertach ośmiominutowy numer „Higgs Boson Blues” przedstawia jako wkurzająco długi. Piosenki są czasami tak skonstruowane i skromne, że nie wiadomo, gdzie podziały się te wszystkie instrumenty, na których gra tutaj siedmiu facetów. Oczywiście wyciszenie i małą zmianę brzmienia można tłumaczyć odejściem głównego gitarzysty the Bad Seeds Micka Harveya, ale to przecież Cave jest tu kluczową postacią i na pewno on miał decydujący wpływ na kształt „Push the Sky Away”.

Istotną częścią tej płyty, zresztą jak każdej wcześniejszej, są teksty. Autor filozofuje w nich, jak to robił już na pierwszych krążkach, odnosi się też do bieżącej popkultury. We wspomnianym „Higgs Boson Blues” pojawia się postać Hannah Montany, co prawda Cave nie byłby sobą, gdyby nie umieścił obok Lucyfera. Nie brakuje też seksualności i mrocznej oceny ludzkich zachowań. W finałowym kawałku „Push the Sky Away” znalazła się również ocena samej muzyki, jakże trafna w przypadku Nicka Cave’a: „Niektórzy mówią, że to tylko rock’n’roll/Zgoda, ale za to jak potrafi dotknąć dna duszy”.

Warto pamiętać, że album „Push the Sky Away” dostępny jest w wielu wersjach. W tym na winylu, z dodatkową płytą DVD zawierającą wizualizację oraz książką odwzorowującą szkice Cave nad tekstami. Wyjątkowy zestaw dla tych, którzy lubią muzyce poświęcać długie wieczory.

Nick Cave & The Bad Seeds | Push the Sky Away | Bad Seed Ltd. | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6