Odpowiedzialne za dystrybucję filmu Paramount Pictures zdecydowało się na odwołanie pokazów przedpremierowych, jednak wbrew naciskom nie przesunięto daty premiery na styczeń. „Jack Reacher”wszedł na amerykańskie ekrany w najmniej odpowiednim momencie, a wielu recenzentów wytykało producentom chciwość i całkowity brak taktu. Powyższe kontrowersje odsunęły na dalszy plan dyskusję o walorach filmu McQuarriego. Najważniejszym z nich jest rola Cruise’a, który tylko pozornie dubluje własną kreację z „Mission: Impossible”.
W rzeczywistości udaje mu się zmieścić w postaci Reachera o wiele więcej: poza fizyczną niezniszczalnością i nonszalanckim uśmiechem wnosi do poszczególnych scen błysk szaleństwa i absurdalne poczucie humoru. Cruise ratuje film, który bez niego byłby przeciętną, nadmiernie rozciągniętą w czasie strzelanką. Nie bez aspiracji – w warstwie formalnej widoczne są nawiązania do kina noir i tradycji kryminału z lat 70. Jednak wizualne ornamenty nie współgrają z tematyką „Reachera”, potęgując poczucie sztuczności. I choć Cruise całkowicie zawłaszcza sobie uwagę widza, to i tak nie jest w stanie sprawić, by rozdźwięk pomiędzy zalążkiem świetnego pomysłu a ostatecznym efektem pozostał niezauważony.
Jack Reacher: Jednym strzałem | reżyseria: Christopher McQuarrie | dystrybucja: UIP | czas: 130 min | Recenzja: Anna Kiedrzynek | Ocena: 3 / 6