W zadowolonych z siebie liberalnych kręgach społeczeństwa cały czas można jeszcze – choć na szczęście coraz rzadziej – usłyszeć głosy, że „na prawicy nie ma prawdziwych partnerów do intelektualnego dialogu”. To opinia krzywdząca, będąca refleksem po czasach, gdy na porządku dziennym stosowano szantaż: „Jeśli jesteś z prawicowymi oszołomami, nie jesteś godzien miana prawdziwego intelektualisty”.
Takie dictum uczyniło wiele złego w polskim życiu publicznym. I dobrze się stało, że takie głosy nie blokują nam już rozmów na ważne tematy. Piszę o tym dlatego, że Dariusz Karłowicz i środowisko Teologii Politycznej przez lata padali ofiarą takich właśnie szantaży i krzywdzących sądów. Na szczęście przetrwali i dziś są ważnym punktem na mapie polskiego namysłu nad polityką i ideami.
Nowa książka Karłowicza też jest trochę o tamtych czasach. Jej tytuł „Teby – Smoleńsk – Warszawa” spaja te właśnie doświadczenia polskiego intelektualisty – próbującego opisywać ważne dla wspólnoty tematy po swojemu. Pomimo ryzyka oskarżeń i szufladkowania.
W tytule mamy więc najpierw jedno z najważniejszych miast starożytnej Grecji. To miejsce, w którym rozgrywa się „Antygona” – tragedia Sofoklesa uważana za nieprzemijający traktat o władzy. I właśnie do Teb zabiera nas Karłowicz. Z wielką erudycją pokazując, że konflikt między dążącym do przywrócenia ładu Kreonem a jego synem Hajmonem ma charakter uniwersalny. I można go przekładać również na polskie współczesne realia. Takich wycieczek do starożytności i tamtejszych uniwersalnych symboli jest w książce więcej.
Potem robimy krok dalej. I jest to krok śmiały. Pojawia się temat Smoleńska i katastrofy, w której zginął m.in. prezydent Lech Kaczyński. Karłowicz nie ukrywa, że tragedia ta miała dla niego osobisty charakter. Stracił w niej nie tylko politycznego mentora, ale również wielu przyjaciół – wśród nich Tomasza Mertę, któremu ta książka jest zadedykowana. Pisząc o Smoleńsku, Karłowicz dość precyzyjnie tłumaczy, na czym polega polityczny wymiar tej katastrofy. Nie daje się zagnać do kąta, w którym chcieliby go widzieć krytycy, ale jednocześnie nie mówi, że nic się nie wydarzyło. Znów mamy ten sam zabieg co w przypadku Teb i „Antygony”. Myśliciel patrzy i próbuje opisać, wyciągnąć wnioski i czegoś siebie i nas nauczyć.
Jeśli ktoś się uprze, to może pomyśleć: „Prawica? Smoleńsk? Antygona? Nic tu po mnie!”. Ale nie polecam takiego nastawienia. Karłowicz i jego nowa książka to poważna propozycja namysłu nad Polską. Warto się z nią zmierzyć. A może nawet coś dzięki niej zrozumieć. Na przykład to, że nietragiczna polityka to tylko złudzenie. Wygodne, ale jak to ze złudzeniami bywa, nieprawdziwe.