Z książką Bacy-Pogorzelskiej i Potockiego jest tak, jak z każdym dobrym, dopracowanym reportażem: laik wychodzi z lektury zarazem mądrzejszy i lekko przerażony nabytą wiedzą. Jeśli chcecie odpocząć od wirusa i dla odmiany przestraszyć się czymś innym – polecam z całego serca.
Karolina Baca-Pogorzelska, Michał Potocki, „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu”, Czarne 2020 / DGP
Magazyn. Okładka. 3.04.2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Autor powieści kryminalnych skarżył mi się, że współczesna przestępczość, choć fascynująca, jest literacko wybitnie nieatrakcyjna. Nie da się – twierdził – napisać wciągającego kryminału o, dajmy na to, karuzeli VAT-owskiej. Pewnie miał świętą rację. Okazuje się jednak, że można podejść do sprawy od innej strony: reporterskiej. „Czarne złoto” Karoliny Bacy-Pogorzelskiej i Michała Potockiego to zwięzła ekonomiczna i polityczna historia donbaskiego węgla (ściślej – antracytu, szlachetnej, wysokoenergetycznej jego odmiany); węgiel w tej książce nie jest po prostu surowcem używanym do produkcji energii – jest kluczowym elementem opowieści o rozdartym wojną regionie, ale też o meandrach światowej geopolityki.
Nim powstało „Czarne złoto”, autorzy opublikowali w DGP serię tekstów składających się na reporterskie śledztwo śladem donbaskiego antracytu, który wciąż, mimo sankcji i blokad, przenika do Polski i innych krajów Zachodu. Rzecz w tym, że w 2014 r., po wybuchu wojny na Ukrainie, w efekcie której na części terytorium Zagłębia Donieckiego powstały marionetkowe państewka (Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa), wiele zakładów wydobywczych, w tym wszystkie kopalnie antracytu, zostało przejętych przez separatystów. „Antracyt, wydobywany rabunkowo, bez poszanowania ekologii, bhp, własności i prawa międzynarodowego, coraz szerszą falą zaczął trafiać na zagraniczne rynki (...). Zarabiają na nim bandyci, skompromitowani oligarchowie i wpisane na listy sankcyjne pseudorepubliki Donbasu – piszą Baca-Pogorzelska i Potocki. – (...) To paliwo podlewa krwawe mafijne porachunki w regionie, a także rosyjsko-ukraińską wojnę o Donbas, której bilans ofiar śmiertelnych zapisuje się już pięcioma cyframi. Dzięki niemu utrzymywanie szopki z niepodległym Donieckiem i Ługańskiem jest tańsze dla ich kuratora, czyli Moskwy”.
„Czarne złoto” daje tamtemu dziennikarskiemu śledztwu świetnie zarysowane tło i kontekst. Donbasu nie zbudowano wczoraj – jego dzieje jako okręgu górniczego sięgają czasów początku rewolucji przemysłowej. Zaczęło się zresztą nie od węgla, lecz od soli, którą pozyskiwano tam od XVI w., niejednokrotnie stosując metodę odparowywania solanki; do tego potrzebne jest paliwo, a na stepie drzewa to rarytas. Węgiel zatem – znaleziony w 1721 r. – okazał się znakomitą alternatywą. Na początku XX stulecia Donbas był już górniczą potęgą: „W 1914 r. działało tam 1,2 tys. kopalń, w których 168 tys. górników wykopało w sumie 25 mln ton węgla. 70 proc. wydobycia przypadało na firmy z kapitałem zagranicznym: dominował francuski i belgijski” – piszą autorzy. Ceną za tę ekspansję było oczywiście katastrofalne położenie robotników: „Belgowie nazywali te obszary «białym Kongiem». Warunki pracy i życia były w nich fatalne”.
Ta sytuacja powraca potem jak refren w historii Donbasu, kolejni właściciele i władcy Zagłębia Donieckiego: sowiecka administracja, mafijni oligarchowie dzikiej epoki lat 90., simja (rodzina) skupiona wokół Wiktora Janukowycza, wreszcie separatyści i powiązani z nimi biznesmeni z rosyjską kryszą – wszyscy oni będą traktować ten skrawek ziemi wraz z jej umęczonymi mieszkańcami jak kolonię, którą należy bez litości złupić.
Symbolem sowieckiej eksploatacji Donbasu był Aleksiej Stachanow, górnik z Kadijewki, który w 1935 r. w ramach współzawodnictwa pracy – wedle prasowej propagandy – „podczas sześciogodzinnej zmiany dał 102 tony węgla, co stanowiło 10 proc. dobowego wydobycia kopalni”. Wyniesiono go za to na komunistyczne ołtarze. Autorzy „Czarnego złota” przypominają jednak, że Stachanow, o czym propaganda się zająknęła, pracował na przodku z dwoma innymi górnikami. Gorzko ironiczne były dalsze konsekwencje: podobno Stachanow przed całą aferą miał na imię Andriej, ale gdy partyjny dziennik „Prawda” nazwał go Aleksiejem, musiał zmienić dokumenty. Potem – mimo splendorów – było jeszcze smutniej. Po epizodach z Radą Najwyższą ZSRR i dyrektorowaniem kopalni w kazachskiej Karagandzie (w obu tych miejscach pełnił rolę maskotki) Stachanow wrócił na Donbas, zamieszkał w hotelu robotniczym i rozpił się. „Nazywano go Stakanow, od słowa «stakan», czyli «szklanka»”.
Katastrofa przyszła na Donbas po kolapsie sowieckiego imperium. Bandycka prywatyzacja, bandyckie porządki, rozkradzione mienie, kopalnie zalane wodą, której nie miał kto i czym wypompowywać, upadłe przemysłowe monomiasta, nielegalne biedaszyby. „Jeśli szukać głębszych przyczyn sukcesu skatalizowanej przez Kreml rebelii z 2014 r., trzeba by sięgnąć właśnie do lat 90.” – zauważają Baca-Pogorzelska i Potocki. W tej samej epoce mają (ujmując to w skrócie) swoje źródło także inne współczesne problemy całej Ukrainy, tyleż polityczne, ile ekonomiczne. W „Czarnym złocie” dostajemy klarownie wyłożone dzieje donbaskiej wojny o wpływy i konfitury, powstawania bajecznych fortun spekulacyjnych, opracowywania kolejnych schiem (schematów, czyli przepisów na gigantyczne przekręty w szarej strefie) oraz nowotworowego zrastania się sfer publicznej i prywatnej. Możemy prześledzić kariery najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa czy najmłodszego lokalnego oligarchy, „szybkobogackiego” Serhija Kurczenki. Wszystkie te ścieżki prowadzą zresztą finalnie także do antracytu.
Mapa sieci wielowęzłowych antracytowych powiązań, mających na celu ominięcie sankcji i ukrycie pochodzenia sprzedawanego węgla, może przyprawić o zawrót głowy. W „Czarnym złocie” omawia się to systemowo, zrozumiale i z jasnym wskazaniem, że chodzi o wielki, choć prawie niewidzialny biznes, wobec którego rozmaite procedury kontrolne często są (albo chcą być) bezradne. Ta część książki ma tempo i suspens niezłego thrillera – nie ma po co sprzedawać tutaj puent, zachęcam do czytania. Z książką Bacy-Pogorzelskiej i Potockiego jest tak, jak z każdym dobrym, dopracowanym reportażem: laik wychodzi z lektury zarazem mądrzejszy i lekko przerażony nabytą wiedzą. Jeśli chcecie odpocząć od wirusa i dla odmiany przestraszyć się czymś innym – polecam z całego serca.
Karolina Baca-Pogorzelska, Michał Potocki, „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu”, Czarne 2020