Gdy wybuchła wojna na Donbasie, Osetia Południowa nagle zrobiła się potrzebna. Zaczęło się południowoosetyjskie, całkiem intratne pięć minut.

Karolina Baca-Pogorzelska, Michał Potocki, „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu”, Wydawnictwo Czarne 2020. / Media
Magazyn. Okładka. 3.04.2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Niepodległości Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych nie uznał nikt na świecie. No, prawie nikt. Udawane republiki uznały siebie nawzajem – choć była to raczej szorstka przyjaźń, w ramach której na granicach stawiano posterunki celne, siły DRL pomagały w puczu w Ługańsku, a separatyści nakładali na siebie nawzajem embarga na wódkę i papierosy. Ale uznała je też Osetia Południowa, region oderwany od Gruzji w latach 90., o który Tbilisi i Moskwa stoczyli pięciodniową wojnę w 2008 r.
Osetia Południowa jest najmniej sensownym quasi-państwem świata. Mieszka tam tylu ludzi co w stolicy powiatu, prowadzi przez nie jedna droga, która w zimie bywa nieprzejezdna. Lotniska brak, podobnie jak dostępu do morza. Nie produkuje się tam nic poza winem i cychtem, słonym serem z koziego mleka, więc 97 proc. jej budżetu stanowią rosyjskie dotacje. Mimo to Rosja po wojnie z Gruzinami uznała jej niepodległość, za nią to samo uczyniły Nauru, Nikaragua, Syria i Wenezuela, a Tuvalu i Vanuatu z takiego uznania się szybko wycofały. Dla Moskwy to po prostu wielka baza wojskowa. Nasi rozmówcy z Tbilisi szacują, że na dwóch Osetyjczyków przypada tam jeden rosyjski żołnierz.
Moskwa nie miała pojęcia, co zrobić z Osetyjczykami. Najchętniej anektowałaby ten skrawek ziemi, zwłaszcza że kontrola nad nim pozwala szachować rurociągi prowadzące z Azerbejdżanu do Turcji, a jego mieszkańcy i tak mają rosyjskie obywatelstwo. Sami Osetyjczycy też nie mieliby nic przeciwko, bo w takim układzie połączyliby się z Osetią Północną, republiką wchodzącą w skład Federacji Rosyjskiej, tworząc wielką Osetię. Takie połączenie już dziś jest praktycznie faktem. Kto może, ucieka z Południa i kupuje sobie mieszkanie w północnoosetyjskim Władykaukazie albo chociaż jeździ tam na zakupy.

Najwyżej postawione osoby

Gdy wybuchła wojna na Donbasie, Osetia Południowa nagle zrobiła się potrzebna. Zaczęło się południowoosetyjskie, całkiem intratne pięć minut. Schemat jest bardzo prosty. Skoro władze w Cchinwali uznają niepodległość DRL i ŁRL, to mogą z nimi handlować i przeprowadzać transgraniczne operacje finansowe. A skoro Osetię Południową uznaje Rosja, może nawiązywać z nią takie same relacje. Środki z handlu antracytem płyną przez Cchinwali do rosyjskich banków i w ten sposób są legalizowane. Potem służą zakupowi w Rosji paliwa czy materiałów budowlanych, które stamtąd są wysyłane bezpośrednio do DRL i ŁRL, a kwity znów przechodzą przez Cchinwali.
Republikański Bank DRL otworzył rachunek w Narodowym Banku Osetii Południowej, a ten ma rachunek korespondencyjny w Banku Moskwy. Dziennikarzowi „Meduzy” szef Południowoosetyjskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Ałan Ałborty poradził, by „o Wniesztorgsierwis lepiej nie pytać”, bo zajmują się nim „najwyżej postawione osoby”. Pod koniec listopada 2018 r. „Washington Post” pisał, że według oficjalnych danych obroty w tego typu pośrednictwie wynosiły w tamtym roku ponad 150 mln dol. W ten sposób prowincjonalne Cchinwali stało się niezbędnym ogniwem w łańcuchu, który pozwolił separatystom z Doniecka i Ługańska wypłynąć na szerokie wody.
– Stosunki Osetii Południowej z DRL i ŁRL są ważne z przyczyn politycznych. To jedyny kraj, z którym obie republiki mogą utrzymywać oficjalne relacje gospodarcze i finansowe. To właśnie otwarta oficjalna współpraca z Osetią Południową pomogła nam stworzyć tam pełnowartościowy system finansowy. Myślę, że perspektywy współpracy waszych republik są znaczące, bo obroty finansowe i towarowe są korzystne dla obu stron – mówił kurator postsowieckich separatyzmów Władisław Surkow na spotkaniu ze studentami uniwersytetu w Cchinwali.
W Cchinwali przy ul. Stalina fikcyjnie zarejestrowano Wniesztorgsierwis, który poprzez filie w Doniecku i Ługańsku miał zarządzać dużą częścią tamtejszego przemysłu. Tam też powstał Mieżdunarodnyj rasczotnyj bank (MRB) z prawdziwą siedzibą w pokoju hotelu Ałan – tylko po to, by obsługiwać przelewy z DRL/ŁRL i w ten sposób zapewniać separatystom dostęp do rosyjskiego systemu finansowego. Zresztą nikt tego specjalnie nie ukrywał. Na czele MRB stanął Wasilij Szadian, kuzyn byłego ministra handlu Osetii Południowej Wadima Szadiana. Instytucja ta jako jedyna, jeśli nie liczyć banku centralnego pseudorepubliki, otrzymała prawo świadczenia usług bankowych w DRL.
– Głównym celem powstania MRB było przerwanie blokady finansowej Donieckiej i Ługańskiej RL oraz wyprowadzenie płatności na rynek finansowy Rosji. Pozwoliło to wyprowadzić z cienia gospodarki Doniecka i Ługańska – przyznawał Wadim Szadian, który wówczas był wicedyrektorem spółki Gazprom-Jużnaja Osietija, w rozmowie z tygodnikiem „Kommiersant-Włast”.
Murat Gukiemuchow, dziennikarz z rosyjskiej Kabardo-Bałkarii, przedstawił na antenie Echa Kawkaza wersję, zgodnie z którą z inicjatywą stworzenia raju podatkowego dla Donbasu wystąpili jeszcze w 2014 r. południowoosetyjscy biznesmeni.
– Może z czyjegoś punktu widzenia to źle, ale z naszej perspektywy działamy legalnie – dodawał wiceszef Południowoosetyjskiej Izby Handlowo-Przemysłowej Wachtang Dżygkajty pytany przez „Washington Post”.
W ślad za MRB i Wniesztorgsierwisem poszło ponad dwieście firm z donieckim i ługańskim kapitałem (dziennikarz „Washington Post” widział w 2018 r. listę stu czterdziestu sześciu takich spółek). Jak pisze „Meduza”, informator w południowoosetyjskim rządzie powiedział, że wszystkim gościom władze – za zgodą Moskwy – zaproponowały specjalny jednoprocentowy podatek dochodowy. Prezydent Anatolij Bibyłty tłumaczył, że w ten sposób rząd „pomaga tym osobom prawnym wstać na nogi”.
W 2017 r. miały one w ten sposób przelać do budżetu quasi-państwa 20 mln rubli (wówczas 1,2 mln zł), z czego 70 proc. wyłożył MRB. Nie jest to wielka kwota, ale dla południowoosetyjskich władz liczy się każda kopiejka. Rosyjskie dotacje po spadku kursu rubla w 2014 r. i 2015 r. obniżyły się w dolarowym ekwiwalencie o niemal połowę. Innymi słowy, Rosjanie pozwolili Osetyjczykom coś zarobić na wojnie, przez którą pośrednio stracili oni znacznie większe pieniądze.
– Kim są nasi klienci? Skąd są, gdzie się rodzili, gdzie ich chrzczono? Nie wiem. Przedstawiają nam dokumenty, otwieramy rachunki osobom prawnym, fizycznym nie – mówił „Meduzie” szef rady nadzorczej MRB Oleg Dzgojty, zastrzegając, że pieniądze są przelewane przez internet, więc klienci nie muszą przyjeżdżać do Cchinwali.
– Znajomy dziennikarz z Osetii chciał się dowiedzieć, na jakich zasadach bank udziela kredytów. Dostał odpowiedź, że oni nie zajmują się kredytami. Inna południowoosetyjska dziennikarka próbowała dotrzeć do Szadiana. Nie odpowiedział, ale przez wspólnych znajomych przekazał jej, że na miejscu MRB praktycznie nic nie robi. To zamknięta instytucja niemająca żadnego związku z lokalnym społeczeństwem – mówił nam Dimitri Awaliani, gruziński politolog zajmujący się między innymi tematyką osetyjską.
MRB zaczął wykazywać oznaki społecznej odpowiedzialności biznesu. Niczym przed laty spółki Rinata Achmetowa na Donbasie, w przeddzień Nowego Roku 2019 zespół banku rozdał czterysta prezentów dzieciom z południowoosetyjskich domów dziecka – książki, kolorowe długopisy, flamastry, markery, zeszyty i kalkulatory. W poprzednich latach darował odzież, telefony komórkowe, tablety i laptopy. Podczas naszego pobytu w Moskwie chcieliśmy się spotkać z ambasadorem Osetii Południowej, a przy tym rosyjskim prokuratorem Znaurem Gassijewem. Odpowiedziano nam, że to niemożliwe, bo udał się w delegację.

30 km torów

Sukces w schemacie donbaskim zachęcił Osetię Południową (i bratnią Abchazję) do nawiązania podobnych relacji z innymi partnerami nieuznawanymi albo objętymi sankcjami. Wachtang Dżygkajty wymieniał w tym kontekście Krym, Naddniestrze i Syrię. Z kolei Abchazja we wrześniu 2018 r. podpisała z Syrią umowę o wolnym handlu i zaczęła drogą morską dostarczać tłuczeń na anektowany Krym.
Władze w Suchumi też robią biznes na węglu. W styczniu 2018 r. Sergei Ladaria, przedstawiciel Abchazji w ŁRL (nieformalny, bo to parapaństwo, mimo nacisków Rosji, nie uznało pseudorepublik Donbasu), zdradził w rozmowie z kanałem GTRK ŁNR, że węgiel będzie szedł z Rostowa nad Donem koleją przez Tuapse i Suchumi do portu w abchaskiej Oczamczyrze, a stamtąd drogą morską do Turcji.
Dla Rosjan to wygodne miejsce, bo w porcie jest nie tylko terminal węglowy, ale i baza floty FSB. Transport z Abchazji łatwo przedstawić właśnie jako abchaski, a nie donbaski. Terminal w Oczamczyrze niegdyś obsługiwał przewozy węgla wydobytego na miejscu, w niedalekim Tkłarczalu. Choć po wojnie z lat dziewięćdziesiątych wydobyciem interesowali się Hindusi i Turcy, nie zostało ono wznowione. Ale firma wydobywcza pozostała. Gdy kończyliśmy tę książkę, pracowało w niej dziewięciu pracowników i zajmowała się ona wyłącznie handlem surowcem.
Szefem spółki Tkłarczalugol jest deputowany abchaskiego parlamentu Taifun Ardzynba. Biznesmen, który starał się przyciągnąć do złóż w miasteczku właśnie tureckich inwestorów, posiadający przy tym w Turcji liczne związki, w tym rodzinę, co na Kaukazie ma niebagatelne znaczenie. To tylko intuicja, ale jeśli separatyści szukali kogoś, kto mógłby zająć się tym handlem, Ardzynba byłby oczywistym wyborem. Schematy półoficjalnego handlu z Turkami Abchazi mają przećwiczone od lat dziewięćdziesiątych.
Gruzja, w obawie o własne relacje z Turcją, nieszczególnie by oponowała, pomimo że teoretycznie nałożyła na separatystyczną Abchazję embargo handlowe i ogłosiła jej blokadę morską. Jak piszą analitycy IHS Markit, w latach 2005–2009 Gruzini zatrzymywali tureckie statki z węglem płynące z Abchazji, które według dokumentów miały obsługiwać trasę do Soczi, ale na Morzu Czarnym wyłączały nadajniki i zawijały do abchaskich portów.
– Abchaska diaspora handluje w ten sposób od XIX w. Spotykałam ludzi zaangażowanych w handel rybami. Rejestruje się dwie firmy o tej samej nazwie, jedną w Turcji, drugą w Abchazji. Generalnie do handlu potrzebujesz certyfikatu jakości i certyfikatu pochodzenia. Abchaski biznes ma problemy z oboma dokumentami. Albo załatwiasz je nielegalnie, albo szukasz kogoś w Rosji, kto da ci swoje papiery, choć to droga zabawa. Gruzinów się raczej nie prosi. Kto tak zrobi, zostanie uznany za zdrajcę. A z sankcjami i innymi blokadami zawsze jest tak, że ludzie je w końcu obejdą – dowodziło nasze źródło z Tbilisi ze znakomitymi kontaktami w Suchumi.
Składy z węglem idącym do Oczamczyry były fotografowane jeszcze w 2015 r., co ujawnił bloger Cyxymu, czyli Giorgi Dżachaia. W tym samym roku Rosjanie wyremontowali trzydzieści kilometrów torów prowadzących do portu. A już w lipcu 2014 r. branżowy „Gudok”, zajmujący się problematyką kolejową, pisał: „Wielu przedsiębiorców uważa, że istnieje związek między rosnącymi wolumenami węgla przewożonego tranzytem do portów Rosji i Abchazji a ukraińskim kryzysem, który […] utrudnił transport donbaskiego węgla”.
– Węgiel trafia w Abchazji do portu w Oczamczyrze, tam się go ładuje na statki, a dalej do Turcji – mówił cytowany przez dziennikarzy Alchaz Wartagawa z abchaskich kolei Apsny Aichaamoa.
Chcieliśmy to sprawdzić na miejscu, ale Abchazja odmówiła nam wizy. Separatyści z Suchumi zamknęli jedyne przejście łączące ją z Gruzją właściwą. Oficjalnie ze względu na trwające równolegle protesty w Tbilisi.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Publikowany fragment pochodzi z książki „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu” Karoliny Bacy-Pogorzelskiej i Michała Potockiego, będącej efektem dwuipółrocznego, wielokrotnie nagradzanego śledztwa Dziennika Gazety Prawnej na temat antracytu wydobywanego na okupowanych obszarach Donbasu i sprzedawanego na Zachód. Premiera książki planowana jest na 8 kwietnia. Już teraz można ją zamówić na stronie Wydawnictwa Czarne