- Fakt, że minister Gliński jest również wicepremierem, a na kulturę są przeznaczane ogromne pieniądze, powinien sprawić, że sztuka na prawicy rozkwitnie. Niech ci wyklęci artyści wyjdą w końcu z ukrycia, niech świat padnie przed nimi na kolana - mówi w wywiadzie dla DGP Karol Radziszewski twórca filmów, fotografii, instalacji i projektów interdyscyplinarnych, malarz. Absolwent Wydziału Malarstwa warszawskiej ASP. Jego prace były pokazywane m.in. w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, CSW Zamek Ujazdowski, Kunsthalle Wien, New Museum w Nowym Jorku, Whitechapel Gallery w Londynie.
Mafia lewicowa, lewacka, gejowska, pedalska, artystyczna – tak się często określa pana środowisko, które opanowało sztukę współczesną.
Ja niczego nie opanowywałem. Jestem chłopcem z Białegostoku, który zaczynał od rysowania w zeszycie królewien w pięknych sukniach z koronami, lalek Barbie. A sztuka, która odpowiada na to, co się dzieje w społeczeństwie, z gruntu jest traktowana jako lewicowa, lewacka. Sztuka powinna być społeczna, otwarta na ludzi, reagująca na to, co się dzieje dookoła, a nie ilustrująca rzeczywistość. Interesuje ją człowiek i to, co się z nim dzieje. I sztuka współczesna była taka zawsze. Hitler, który w III Rzeszy zamykał wystawy, zamykał de facto wszystko, co było sztuką współczesną, co było z nią związane, i wprowadzał konserwatywne rozwiązania nawiązujące do klasycyzmu. Stalin robił to samo.
Porównuje pan...
Ludzie lubią mocniejsze porównania, bo wtedy łapie się optykę.
To pana ostatnia wystawa.
Nastroje są takie, że to rzeczywiście może być ostatnia tego typu wystawa w publicznej instytucji, w Centrum Sztuki Współczesnej.
Tego typu, czyli jaka?
Wolnościowa, otwarta, która nie jest po linii ministerialnej.
Przecież to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego finansuje pana wystawę.
Została zatwierdzona w programie CSW przez ministerstwo pod rządami ministra Glińskiego. Ma wisieć do końca marca przyszłego roku. No, chyba że nowy, prawicowy, konserwatywny dyrektor ją zdejmie, ocenzuruje. Od stycznia dyrektorem CSW ma być Piotr Bernatowicz. Paradoks polega na tym, że moja wystawa będzie kończyła kadencję obecnej dyrektor CSW i wchodziła w okres panowania nowego dyrektora. A to, że jest oparta na rzeczach tożsamościowych, to nie jest przypadek. Od zawsze tak pracuję. To, że moja wystawa akurat zbiegła się z tą wielką nagonką na osoby LGBTQ, jest zrządzeniem czasowym.
„Ideologizacja niszczy sztukę. Sprawia, że w każdej dużej galerii mamy to samo – sztuka społecznie zaangażowana, sztuka feministyczna, sztuka broniąca mniejszości i krytykująca Kościół” – to słowa nowego dyrektora.
Rozumiem, że jego interesuje sztuka obiektywna, czyli prawicowa. Mówił, że nie chce sztuki ideologicznej, tylko po prostu sztuki. Czuję, że politycy, którzy dotąd nie interesowali się sztukami wizualnymi, właśnie przybierają inny kurs. Za poprzedniej kadencji były silne ingerencje w film i teatr, w literaturę. Z prostego powodu: bo to są media najbliższe Polakom. A sztuki wizualne są traktowane jako niszowe, elitarne, niezrozumiałe. Przecież poezję z założenia ma rozumieć w Polsce każdy. Wydaje mi się, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce sobie poradzić ze sztukami plastycznymi w prosty sposób. Widać to już na przykładzie Muzeum Narodowego. Politycy PiS chcą sztukę i zajmujące się nią instytucje po prostu rozp...ć. Chaos, bojkot, rozwalanie, a w tym czasie przerzucanie uwagi na inne tworzone upolitycznione instytucje, w których konserwatyzm może wybrzmiewać w pełnej okazałości. To w nich artyści rzekomo współcześni mogą rzeźbić bitwę pod Grunwaldem w drewnie. I to nie są żarty. Autor monumentalnej rzeźby grunwaldzkiej był w komisji przyznającej pieniądze na zakupy do kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Ale dlaczego pan odmawia prawa do bycia sztuką rzeźbie bitwy pod Grunwaldem?
Mówię o niej w kontekście sztuki współczesnej. Taka rzeźba 3D w konserwatywnej instytucji będzie się miała dobrze, a w tym czasie w CSW może trwać permanentny konflikt. I może o to chodzi politykom PiS. Nie wiem, czy Bernatowicz przygotuje wielkie, manifestacyjne, prawicowe wystawy. Jeśli będą miały rys nacjonalistyczny, homofobiczny, mizoginiczny, antysemicki, to od CSW odwrócą się wszystkie zagraniczne instytucje. Przecież już podpisują listy protestacyjne. Skończy się tak, że CSW stanie się zaściankową instytucją, którą nikt nie będzie się interesował. W tej chwili politycy PiS mają chyba pomysł, by zagarnąć całą kulturę. Poznałem Piotra Bernatowicza 13 lat temu jako miłego, kulturalnego człowieka, który w ramach mojej akcji artystycznej występował w filmie, jedząc banany w hołdzie Natalii LL Piliśmy piwo w knajpach, świetnie się nam gadało.
Był lewakiem?
Nie. Interesował się ogólnie sztuką, kulturą. Był otwarty, sympatyczny.
I co się stało?
Potem się długo nie widzieliśmy. A potem dowiedziałem się, że jest innym człowiekiem. Przez lata obserwowałem go medialnie. Nawet się zastanawiałem, czy spotkanie po latach jest możliwe na zasadach, które były kiedyś. Ale po tym, jak przeczytałem, co mówi o mniejszościach i jak traktuje innych ludzi... Myślę, że już się zdeklarował jako ktoś, kto przekreśla możliwość dialogu.
Nie przekreśla mniejszości, mówi tylko o tym, że sztuka jest nie tylko dla mniejszości i o mniejszościach.
A ja uważam, że jego wypowiedzi są jawnie homofobiczne, antyfeministyczne, antywolnościowe. Poza tym na swoich wystawach pokazywał też prace antysemickie i to nie był dla niego żaden problem. Kojarzy pani grupę The Krasnals? Kiedy dostawałem Paszport „Polityki”, to 20 osób z grupy The Krasnals siedziało w pierwszym rzędzie w kagańcach i wyło, buczało.
Happening.
Dzień po ogłoszeniu przez ministra kultury pomysłu, że Piotr Bernatowicz będzie dyrektorem CSW, grupa The Krasnals namalowała już portret swojego ulubieńca.
Czyli prawica ma swoich artystów.
Garstkę. Raczej nie wystarczy na duże Centrum Sztuki Współczesnej, w którym się zmieniają wystawy, w którym są duże projekty międzynarodowe. Na kadencję w galerii miejskiej ledwie starczyło, w kółko to samo. Zresztą to jest pomieszanie pojęć, bo trudno, żeby sztuka współczesna, która reaguje na rzeczywistość, była jednocześnie konserwatywna. Konserwatyzm po prostu nie bardzo idzie w parze ze współczesnością. Patrząc na wystawy, które zrobił Piotr Bernatowicz, to dla niego sztuka znaczy obecnie coś, co jest hardcore’owo prawicowe.
Pana jest hardcore’owo lewicowa, mniejszościowa, gejowska, tylko dla widzów dorosłych.
Dla widzów dorosłych to dlatego, że są na niej magazyny erotyczne z lat 90.
Erotyczne dla gejów.
Pokazuję je, bo to część archiwów z lat 80. i 90. Wśród moich prac, obrazów, fotografii nie ma żadnego elementu, który by wymagał ostrzeżenia, że jest tylko dla dorosłych. Piotr Bernatowicz zrobił kiedyś dużą wystawę zatytułowaną „Historiofilia”, która miała dawać odpór lewicowości. A była propagandą. Moja wystawa też mogłaby się nazywać „Historiofilia”. Jest w zasadzie cała o historii. Idzie w zasadzie przez wszystkie epoki. W sali, w której siedzimy, są moje rysunki z 1989 r. Miałem wtedy 9 lat.
Te królewny, lalki.
Rysowane mazakami. Przeniosłem je na ściany CSW, przeskalowane z moich zeszytów, za pomocą rzutnika i transparentnych farb akrylowych, które imitują kolorowe pisaki. Ciekawe, że większość tych zeszytów pochodzi z przełomu 1989/1990. Dzień po dniu. Taki dziennik. Dziennik chłopca, który rysuje w tajemnicy. I nikt go nie indoktrynuje, nie wpływa. Potwór gender wyłazi sam. A to, co się teraz dzieje à propos gender, to jest fantazja władzy na temat tego, że zmusza się małych chłopców w przedszkolu do noszenia sukienek i oni zaraz będą gejami. Otóż to tak nie działa. I jestem tego przykładem. Bez żadnej ideologii rysowałem lalki i byłem inny.
Może być tak, że jest artysta, który w dzieciństwie rysował rycerzy, bawił się w czterech pancernych i psa, jest zafascynowany bohaterstwem, walką o niepodległość, patriotyzmem. I mówię to zupełnie serio. Rozumiem, że wtedy to będzie prawicowa sztuka ideologiczna.
To zależy, jaki to będzie artysta. Może być przecież ważny, ciekawy artysta, w którego sztuce pojawi się jakiś rys, który zostanie zdefiniowany jako prawicowy, ale to będzie dobre, ciekawe. Jeśli natomiast to będzie takie, jak wystawa „Historiofilia” Piotra Bernatowicza, czyli ilustrowanie artykułów sprzed paru miesięcy po to, żeby pokazać ideologiczne zaangażowanie, to będzie to po prostu gówniana sztuka. Zobaczymy, jak daleko sięgają możliwości i ambicje artystów, dyrektorów i ministrów.
Może tacy artyści są, tylko nie zostali nigdy dopuszczeni na artystyczne salony.
Jeśli są, jeśli gdzieś się ukrywają, to muszą coś zrobić, żeby się pokazać ze swoją sztuką. Bycie artystą to nie jest tylko rysowanie czy malowanie, to jest całe funkcjonowanie w społeczeństwie. Jest Instagram, jest Facebook, jest cały internet, można być gwiazdą prawicowego świata sztuki w sieci. Można mieć zaledwie 2 tys. followersów i to jest dużo więcej, niż przyjdzie na wernisaż jakiejkolwiek wystawy. Proszę pamiętać, że moja wystawa comingoutowa odbyła się w małym prywatnym mieszkaniu, wypożyczonym na dwa tygodnie od mojego kolegi. Żeby można ją było zobaczyć, trzeba było najpierw zadzwonić i się umówić. Większość pierwszych wystaw robiliśmy w duchu DIY (do it yourself – red.), na mieście. Polecam kolegom prawicowym taki debiut. Róbcie. Są wielkie prawicowe media, które czekają na swoich artystów. Jeżeli się ukrywacie, to wyłaźcie z tych kryjówek. Zresztą sam jestem ciekawy, co tu, w zamku, w CSW, będzie się działo. Szczególnie że pan minister Gliński podarował nowemu dyrektorowi aż 7-letnią kadencję. Młodzi ludzie, którzy właśnie teraz zaczynają studia na ASP, skończą te studia, zrobią dyplom, a tu w CSW nadal będzie rządził Piotr Bernatowicz, więc na pewno jest szansa dla prawicowych artystów.
Pan się naśmiewa, ironizuje.
Nie, mówię i z ironią, i z zaciekawieniem, bo dotąd po tzw. prawej stronie artystycznej widziałem tylko mizerię. Fakt, że minister Gliński jest również wicepremierem, a na kulturę są przeznaczane ogromne pieniądze, powinien sprawić, że sztuka na prawicy rozkwitnie. Niech ci wyklęci artyści prawicowi wyjdą w końcu z ukrycia, niech świat padnie przed nimi na kolana. Już parę lat na nich czekamy. Nie mają żadnych blokad, niech działają. A co do mafii, to wiem, że spiskowe teorie są najciekawsze. Ale ja nie wierzę ani w lewicową, ani w prawicową mafię. Jestem chłopakiem z Podlasia, który przyjechał do stolicy na studia artystyczne i od początku zajmuje się tym samym. Nie działam doraźnie, na zamówienie. Za dwa miesiące kończę 40 lat i ta wystawa to jest dla mnie pewne podsumowanie.
A potem co, emigracja?
Na razie nie. Polska jest dokładnie pośrodku, pomiędzy Wschodem i Zachodem, a ja kursuję intensywnie w obu tych kierunkach. Dużo pracuję za granicą, ale tu mam pracownię, rodzinę. Natomiast w Polsce jesteśmy tak skoncentrowani na własnych sprawach, że nie dostrzegamy szerszego kontekstu. Przecież za kilka lat może nie będzie w ogóle planety Ziemia, jaką znamy.
Wystawia pan poczet polskich homoseksualistów.
Mój „Poczet” to 22 portrety najbardziej znanych nieheteronormatywnych postaci polskiej kultury.
Zaczyna pan od królów.
Od Bolesława Śmiałego. Są kronikarskie zapisy potępiające jego sodomiczne praktyki w Kijowie. Potem jest Władysław Warneńczyk, potem Henryk Walezy. Następnie Narcyza Żmichowska, Maria Konopnicka, Maria Dulębianka, Karol Szymanowski, Jarosław Iwaszkiewicz i inni. Jest wieloletnia partnerka Gertrudy Stein, Alice B. Toklas, pochodząca z polskiej żydowskiej rodziny. Cały ten poczet też jest pytaniem o to, kto może być Polką, Polakiem. Pokazuję cały wielki kawał historii Polski, który został wyparty, nieopisany.
Wyparty, bo to seks niestandardowy?
Nienormatywna orientacja to coś więcej niż seks. Natomiast nawet wielu młodych aktywistów LGBT nie ma świadomości historycznej. Kiedy wymieniam nazwiska tych 22 osób, to ludzie są zaskoczeni. Jedną z bohaterek wystawy jest Ewa Hołuszko, legendarna przywódczyni pierwszej Solidarności w okręgu Mazowsze.
Wtedy była mężczyzną.
Nagrałem z nią wielogodzinny wywiad. Miesiąc po miesiącu rekonstruuje całą historię Solidarności. Lech Wałęsa, Jan Olszewski, Jerzy Popiełuszko pojawiają się w tej opowieści co chwilę. Po tranzycji, korekcie płci, w 2000 r. Ewa Hołuszko jest systematycznie i systemowo wymazywana z historii Solidarności. W książkach IPN-u na temat Solidarności są wywiady ze wszystkimi jej kolegami, tylko nie z nią. I tylko dlatego, że zdeklarowała się jako osoba trans. Zresztą w tej chwili jest po prostu kobietą. Stworzyłem jej gigantyczny portret z wielkim logo Solidarności. Pokażę pani na telefonie. I ten portret, i wywiad z nią są dla mnie po prostu historią Polski.
Pan robi to ze wściekłości, z obowiązku, z jakiego powodu?
Nie, etap wściekłości, coming outu i konfrontacji mam już za sobą. W tej chwili świadomie uważam, że najbardziej polityczna rzecz, jaką mogę zrobić, to wpłynąć na to, co będzie w książkach do historii, do języka polskiego za 10, 15 lat.
Że będzie informacja o tym, że jakiś król był gejem?
A Konopnicka lesbijką. I prawica musi to wiedzieć. Wszyscy powinni wiedzieć, że to nie jest jakiś współczesny wymysł, który przyszedł do nas nagle z Zachodu. A kolorowe współczesne malarstwo, poczet ważnych dla polskiej historii osób nieheteronormatywnych, ma być częścią uświadamiania, rozszerzania naszej historii i odzyskiwania tych postaci. Pytała pani o wściekłość. Prywatnie ona jest ogromna. Natomiast konstruując wystawę, próbuję na zimno rozważać to, co będzie bardziej skuteczne. Próbuję zmierzyć się z historią, pozostawić ślad. Buduję też sojusz z innymi artystami, akademikami, badaczami. Przez swoje wypracowane metody gromadzenia historii mówionej, przez stworzenie Queer Archives Institute, doprowadziłem do tego, że mamy zarchiwizowane ważne informacje na temat naszej historii.
Wiem, że była akcja „Hiacynt”.
Która miała na celu rejestrację polskich homoseksualistów przez Milicję Obywatelską w drugiej połowie lat 80. Stał za tym gen. Kiszczak. Jednym z argumentów „za” było przeciwdziałanie epidemii AIDS. Akcja „Hiacynt” przebiegała różnie w różnych miejscach. W Szczecinie np. był bardzo aktywny komendant, który zorganizował prawdziwe polowanie na gejów. Zbierał informacje, stworzył listę szantażu. A paradoksalnie w Białymstoku komendant zorganizował pogadankę z seksuologiem dla milicjantów, żeby ich uświadamiać, kim są homoseksualiści. Wtedy społeczność homoseksualna zaczęła się rozpoznawać. Jedną z osób, które wtedy działały, był Ryszard Kisiel. Współpracuję z nim od 10 lat. Jest jedną z głównych postaci wystawy. Jego archiwum i filmy, które o nim zrobiłem, są osią archiwalną tej ekspozycji.
To chyba edukacja, a nie sztuka.
Może mnie pani nazywać edukatorem, historykiem. Współczesnej lewicy brakuje budowania pozytywnej wizji, alternatywnej wobec tego, co jest. Nie tylko krytykowanie prawicy, lecz także budowanie własnych mitów założycielskich, opowiadanie o własnych bohaterach, do których można się odwołać z pełnym przekonaniem i entuzjazmem. I ten etap mojej twórczości, na którym teraz jestem, jest właśnie o tym. O budowaniu interesującej alternatywy. To jest przechwytywanie strategii władzy dotyczącej polityki historycznej. Tak, ja uprawiam politykę historyczną i to jest bardzo świadome.
I to jest ilustrowanie ideologii.
To jest budowanie, odzyskiwanie narracji, która jest wypierana, bo dotyczy mniejszości. A prace mają bardzo różną formę, pozostawiają dużo przestrzeni dla widza. To nie jest łopatologia. Namalowałem Marię Konopnicką obok Dulębianki, jej partnerki. Namalowałem ją w kolorach...
Tęczowych?
Nie. Czerwono-zielonych. Może się pani zdziwi, ale na tej wystawie nie ma tęczy, chociaż jest dużo koloru. Studiowałem malarstwo, jednak potem porzuciłem malowanie, bo mi się wydawało, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia w tym medium. Zająłem się filmem, fotografią, instalacją. W tej chwili wracam z malarstwem właśnie dlatego, że jest jedną z najbardziej komunikatywnych i paradoksalnie egalitarnych form.
Czyli pan chce iść do ludu?
Zawsze chciałem iść do ludu. Stwierdziłem, że malarstwo jest bardziej przystępne i przez to, że ono cyrkuluje w mediach społecznościowych, ma jeszcze większe możliwości oddziaływania na wyobraźnię. Jeśli raz ktoś zobaczy portret Marii Konopnickiej z partnerką, w ciekawych kolorach, zestawieniach, to potem trudno to odzobaczyć. Ten, kto ten obraz zobaczy, już z nim zostanie. I musi sobie z nim jakoś radzić. W tym widzę moc sztuki. W inspirowaniu wyobraźni. Interesuje mnie, co da się wywalczyć na przyszłość.
Na to, żeby homoseksualistom lepiej się w Polsce żyło?
Sytuacja w Polsce jest na tyle trudna dla osób z mniejszości, że każde wsparcie, które dostają, jest istotne. To brzmi teraz śmiesznie, ale kiedy mieszkałem w Białymstoku, byłem przekonany, że jestem jedynym gejem na świecie, a już na pewno w Polsce. Okazuje się, że to było powszechne doświadczenie wielu moich kolegów.
W 2005 r. publicznie powiedział pan, że jest homoseksualistą.
Tak, i przygotowałem pierwszą homoseksualną wystawę w historii Polski. Przynajmniej tak to było interpretowane. Wtedy we wszystkich wywiadach mówiłem, że nie robię nic politycznego. Mówiłem, że jestem tylko ja, moja tożsamość i że opowiadam tylko o sobie.
Tak się pan chciał chronić, odcinać?
Nie, naprawdę wierzyłem, że walczę tylko o siebie.
Ale już pan wiedział, że nie jest jedynym gejem z Białegostoku.
Ale wciąż nie rozumiałem, że to, co prywatne, jest polityczne. To brzmi bardzo banalnie, ale chwilę mi zajęło uświadomienie sobie tego. Poza tym chciałem też być uczciwy wobec tych, wówczas raczkujących, organizacji gejowskich. Myślałem sobie, że lepiej opowiadać o sobie niż generalizować. Wtedy, w 2005 r., było chyba czterech wyoutowanych gejów w przestrzeni publicznej. Nie byłem oczywiście tak ważny jak aktorzy, osoby powszechnie znane, ale i tak okazywało się, że dla młodych ludzi ktoś, kto ma twarz, nie boi się mówić o swojej tożsamości homoseksualnej, jest bardzo ważny. Ludzie się przecież bali, czuli się represjonowani.
Ta przestrzeń wtedy nie była aż tak represjonowana.
Była. To nie było tak widoczne. Nie, inaczej, udawano, że tego w ogóle nie ma.
Czego?
LGBTQ, gender, mniejszości seksualnych. Kiedy debiutowałem, prezydentem był Lech Kaczyński. Chwilę przy władzy był konserwatywny PiS, potem PO, też dość konserwatywna. OK, był moment, kiedy społeczeństwo się otwierało. Ten temat już się nawet zaczął nudzić. Celebryci, geje w telewizji, w innych mediach. Niestety, teraz polskie społeczeństwo jest antagonizowane przez polityków. I panuje atmosfera podgrzania wokół społeczności LGBT. Z kaprysu polityków tak naprawdę. Bo to jest wszystko sztucznie rozdmuchane i nakręcone na potrzeby kampanii, na potrzeby robienia polityki.
Środowiska LGBT też podgrzewają.
Przemoc państwowa w stosunku do osób nieheteronormatywnych jest ogromna. Mniejszość nie jest w stanie tego odeprzeć. Może tylko próbować się bronić. I nie ma w tym żadnego symetryzmu. To, co robią środowiska LGBT, to jest odpowiedź, reakcja, wywołanie do tablicy. To jest kwestia walki o nasze życie. Nie tylko o prawa. Kiedy moi koledzy są bici dlatego, że są osobami nieheteronormatywnymi, rodzi się potężne poczucie zagrożenia, coraz większe przyzwolenie na to, że można zaatakować kogoś tylko z tego powodu, że jest innej orientacji seksualnej. Gdybym miał możliwość zgłaszania jakichś politycznych propozycji, rozwiązań ustawowych, nie byłyby to małżeństwo gejowskie, tylko wpisanie do konstytucji, że mowa nienawiści skierowana do osób o innej orientacji seksualnej powinna być karana. Jak rasizm i antysemityzm.
Sądziłam, że będzie pan mówił o związkach partnerskich, o adopcji dzieci.
Wszystkie moje pierwsze wystawy, które robiłem na tej wściekłości, na tym wk…ie wobec rzeczywistości, budziły kontrowersje również w środowisku LGBT. Były prowokacyjne i wiele osób obawiało się, że zaszkodzą wizerunkowi dobrych, miłych, uśmiechniętych gejów, młodych, w ubraniach z H&M. Tych gejów, którzy wydają różowe pieniądze, którzy mówią, że są potrzebni społeczeństwu. Nie zaszkodziły. Szybko się okazało, że środowisko queerowe jest tak zróżnicowane, że jest miejsce na różne postawy. Ja mogę powiedzieć, że głos różowego kapitalizmu nie jest moim głosem. Bywam krytyczny wobec własnego środowiska, bo jestem też świadomy przywileju bycia mężczyzną w ramach społeczności LGBT.
Mówiłam o małżeństwach.
Uważam, że małżeństwo to po prostu konserwatywna formuła. Bliższe mi jest podejście queerowe, które jest bardziej punkowe, bardziej alternatywne, antyasymiliacyjne. Uważam, że jesteśmy różni i powinniśmy tę różność celebrować. Natomiast każdy powinien być równy wobec prawa i o to warto się nieustannie upominać.
Magazyn DGP z 15 listopada 2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Wystawę „Potęga sekretów” Karola Radziszewskiego będzie można oglądać od 15 listopada 2019 r. do 29 marca 2020 r. w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski