"Nie kibicowałem +Zimnej wojnie+ ani +Romie+ w pierwszej kolejności" - powiedział PAP krytyk filmowy Błażej Hrapkowicz. "Najbardziej ucieszyły mnie dwa tegoroczne Oscary. Pierwszy - w kategorii najlepszy film animowany przyznany filmowi +Spider-Man Universum+, drugi - dla Olivii Colman za pierwszoplanową rolę żeńską w +Faworycie+" - podkreślił.
Uzasadniając zadowolenie z Oscara dla animacji "Spider-Man Universum" Hrapkowicz powiedział: "Byłem przekonany, że w tej kategorii zostanie utrzymana dominacja Disneya i Pixara, a statuetkę dostaną filmy +Iniemamocni 2+ lub +Ralph Demolka w internecie+. Tak się nie stało, bo jednak +Spider-Man Universum+ to nie tylko najlepszy film o Spider-Manie. To po prostu kapitalne, innowacyjne kino, zrobione z ogromną wyobraźnią. Jest jednocześnie surrealistyczną animacją, filmem o dojrzewaniu i kongenialną adaptacją komiksową" - zaznaczył.
Oscar za najlepszą pierwszoplanową rolę żeńską dla Olivii Coleman Hrapkowicz uznał z kolei za docenienie jej "wspaniałego występu w +Faworycie+ Jorgosa Lantimosa". "Colman przypomniała, jak bardzo w kinie liczy się aktorstwo cielesne. W jej ciele jest zapisane wszystko: dramat bohaterki, jej tragedia, jej pewna dziecięca niezgoda na rzeczywistość. Całą te paletę emocjonalną Olivia Colman wygrywa ciałem. Wspaniała rola" - podsumował.
Krytyk negatywnie ocenił za to decyzję Amerykańskiej Akademii Filmowej o przyznaniu Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego Ramiemu Malekowi, wcielającemu się w rolę Freddy'ego Mercury'ego w filmie "Bohemian Rhapsody" Bryana Singera.
"Jestem wielkim fanem Queen i dlatego film +Bohemian Rhapsody+ nie przypadł mi do gustu" - przyznał krytyk. "Wydaje mi się on filmem miałkim, błahym i upozowanym." Jak dodał, "twórcy obrazu byli tak zajęci polerowaniem wizerunku zespołu Queen i budowaniem mitu, że po prostu zapomnieli nakręcić dobry film". "Rami Malek nie daje ciekawej interpretacji Freddy'ego Mercury’ego, tylko uprawia mimikrę. Jest właściwie kopią Mercury’ego. Ale gwoli sprawiedliwości, nie jest w pełni jego wina. Aktor w dużej mierze pracuje na scenariuszu, a ten scenariusz był po prostu miałki" - powiedział Hrapkowicz
Rozmówca PAP skupił się również na akcentach społeczno-politycznych, które w tym roku głośno wybrzmiały podczas gali Oscarów. "Ten kontekst nawarstwiał się już od dłuższego czasu" - zauważył.
"Pamiętamy akcję +Oscars So White+, która wytykała Amerykańskiej Akademii Filmowej dyskryminację czarnoskórych twórców. Pamiętamy też akcję #MeToo, wskazującą na rażącą powszechność molestowania seksualnego i dyskryminacji kobiet. To problem, który wykracza poza Hollywood. Mam wrażenie, że teraz nastąpiła kumulacja tych wątków" - wyjaśnił Hrapkowicz.
Jego zdaniem, o statuetki Oscarów coraz częściej będą konkurować filmy produkowane przez platformy streamingowe, takie jak Netflix, promujący w tym roku "Romę" Alfonso Cuarona. "Na jej promocję Netflix wyłożył prawdziwą fortunę" - zauważył krytyk. Pamiętamy konflikt Netflixa z festiwalem z Cannes, kiedy nagłośniono, że w głównym konkursie nie zostaną zaprezentowane filmy produkowane przez platformy streamingowe. Mam jednak wrażenie, że zbliżamy się do momentu, kiedy podobne rozwiązania nie będą możliwe. Takie platformy jak Netflix będą produkować coraz więcej filmów tworzonych przez coraz bardziej uznanych autorów" - podkreślił.