Trzeci sezon „Detektywa” ma specyficzną budowę, bowiem jego akcja rozgrywa się aż w trzech czasowych planach. Głównym narratorem i postacią spajającą całą historię jest detektyw Wayne Hays (w tej roli Mahershala Ali). Wiodącym tematem serialu jest śledztwo w sprawie. porwania dwójki dzieci, które jest dwukrotnie wznawiane (fabuła nawiązuje do postępowań prowadzonych na przestrzeni kilku dekad). Jednym z głównych wątków jest przesłuchanie głównego bohatera przez policję w dekadę po zamknięciu pierwszego śledztwa. Z trzech prowadzonych głównych wątków zdecydowanie najsłabsze jest ostatnie chronologicznie dziennikarskie śledztwo. Ciągłe przechodzenie pomiędzy planami jest dezorientujące i utrudnia utrzymanie koncentracji. Mamy tu do rozwiązania bardzo złożoną łamigłówkę, ale często zastanawiamy się, czy warto ją dalej rozwiązywać.
Najnowsza odsłona „Detektywa” utrzymana jest, tak samo jak w przypadku genialnego pierwszego sezonu, w mrocznym klimacie. Twórcy dają nam pełnokrwisty kryminał nawiązujący swoim duchem do filmu noir. Wprowadzają nas w serialowy świat cierpliwie i powoli. Zanim zobaczymy pierwsze oznaki nadchodzącego nieszczęścia, poznamy smutne realia zapomnianego przez życie miasteczka i jego mieszkańców. Lokacje, które stanowią tło fabuły, są pełnoprawnym bohaterem serialu. To wiejące pustką miasto bez perspektyw, które zaludniają patologiczne rodziny i dziwaczne typy. Ta jałowa ziemia nie śni amerykańskiego snu. Wiele kadrów z serialu zostało jakoby wyciętych z filmu „To nie jest kraj dla starych ludzi” braci Coen. Klimat serialu potęgują specyficzne zdjęcia (nietypowe ujęcia, żabia perspektywa, slow morion) oraz minimalistyczna, chropowata w brzmieniu muzyka (bardziej odgłosy niż melodie).
Sercem pierwszego sezonu był duet detektywów: Rusty’ego Cole’a i Marty’ego Harta. Dwóch silnych i wyrazistych bohaterów brawurowo zagranych przez Woody’ego Harrelsona i Matthew McConaughey’a. To bez wątpienia jeden z najlepszych duetów w całej historii telewizji. W trzecim sezonie również oglądamy parę detektywów, jednak ten duet jest bardzo asymetryczny. Fabuła jest zbudowana wokół postaci Haysa, a drugi z detektywów (Roland West) zostaje przez niego kompletnie zdominowany. To dominacja nie tylko fabularna – trudno oprzeć się wrażeniu, że oskarowy Mahershala Ali i grający rolę Westa Stephen Dorff to nie ta sama liga. Pomiędzy dwoma detektywami brakuje napięcia. Ich relacja niewiele wnosi do fabuły. A już na pewno nie poczucie humoru.
Haysowi zdecydowanie bliżej do Cole’m niż z Harta. To były żołnierz naznaczony Wietnamem i zapalony myśliwy. Nazywa siebie „tropicielem” – w swojej pracy wykorzystuje to, że w wietnamskiej dżungli był zwiadowcą. To outsider o filozoficznym usposobieniu, który nosi głęboko skrywające traumy ukryte pod grubą warstwą sceptycyzmu.
Brak chemii pomiędzy duetem detektywów rekompensuje nam w trzecim sezonie postać Amelii Reardon (w tej roli Carmen Ejogo). Związek wspomnianej Amelii z Wayne’m został nietypowo napisany. Nie jest to typowe nudne miejskie małżeństwo. Bohaterowie poznają się w trakcie pierwszego ze śledztw i oboje się w nie angażują. Ciągnąca się dekadami sprawa staje się dla pary obsesją. Jest też dla ich związku niewyczerpalnym paliwem. Twórcy położyli w trzecim sezonie akcent na psychikę głównego bohatera, mniej koncentrując się na budowaniu śledztwa. Ostatni sezon nie jest tak hermetyczny jak pierwszy. Jego seans nie jest jak w przypadku pierwszego klaustrofobicznym doświadczeniem.
Bardzo silną stroną emitowanego właśnie sezonu jest reżyseria i dialogi. Tekst pracuje na reżyserię i odwrotnie. Twórcy umiejętnie grają emocjami widza i kierują jego uwagą. Najlepsze sceny w serialu charakteryzują się przechodzeniem bohaterów od spokoju do silnych emocji. Warto wspomnieć tutaj sceny pierwszej randki Wayne’a i Amelii oraz jej rozmowę z matką zaginionych dzieci.
Pizolatto stworzył mocną i wyrazistą markę na mapie kryminalnego serialu. Z zapartym tchem czekam na kontynuację.