Rządzący nadal nie mogą wymienić całego społeczeństwa, pozostaje im więc wykształcenie u ludzi odruchów warunkowych wygodnych dla władzy. Pierwszy pilotaż startował 100 lat temu.
/>
Od roku w Szanghaju i jego okolicach chiński rząd testuje na kilku milionach ludzi System Oceny Obywateli (SCS, Social Credit System). Według oficjalnego stanowiska Pekinu ma on służyć promowaniu „zachowań prospołecznych”. W tym celu starą jak świat metodę kija i marchewki ubrano w nowoczesną technologię.
Każdy objęty nadzorem SCS ma określoną pulę punktów. Jeśli zachowuje się jak wzorowy obywatel i pomaga władzy, dostaje dodatkowe noty. Im ich więcej, tym jego życie staje się łatwiejsze. Otrzyma kredyt z banku na korzystniejszych warunkach czy dostanie paszport. Kiedy SCS wychwytuje, iż ktoś łamie reguły ustalone przez władze, obywatel traci ciułane punkty. Wówczas nie tylko może zapomnieć o kredycie czy paszporcie, ale nawet o kupnie biletu na pociąg.
System nagród i kar reżym może cały czas doskonalić, podobnie jak techniki inwigilowania obywateli. A SCS wie o nich już niemal wszystko. Ma bowiem do dyspozycji bazę danych ich cech biometrycznych, dostęp do ich smartfonów i laptopów, zbiera nagrania z kamer ulicznych, śledzi aktywności inwigilowanych osób w internecie, a także odnotowuje transakcje przy użyciu kart płatniczych. W razie konieczności nadzór można uzupełnić o m.in. wszczepienie lokalizatora.
Gdyby Włodzimierz Lenin na moment powstał z martwych, musiałby oniemieć z zachwytu na widok narzędzi, o których w ostatnich latach życia tak bardzo marzył.
Tajemnice ludzkiego mózgu
Profesor petersburskiej Akademii Medyko-Chirurgicznej Iwan Sieczenow opublikował w 1863 r. rozprawę „Odruchy mózgu”. Na podstawie prowadzonych latami eksperymentów, głównie na żabach, orzekł, iż mózg – także ludzki – jest urządzeniem elektromechanicznym reagującym na zewnętrzne bodźce.
Teorie Sieczenowa zostałyby zapomniane, gdyby nie cenzura. Jeszcze w 1826 r. car Mikołaj II nakazał czytanie naukowych dzieł. „Cenzura powinna stanowić różnicę między pożytecznemi i zbawiennemi rozprawami, ugruntowanymi na poznanie Boga, człowieka i natury, a szkodliwymi pismami, których zasady przeciwne są tak religii, jako i prawdziwej filozofii” – stwierdzał. 40 lat później cenzor uznał, iż swoimi teoriami Sieczenow podważa wiarę w Boga i propaguje materializm. Do petersburskiego prokuratora generalnego trafiło pismo z Komitetu Cenzury wnoszące o zniszczenie całego nakładu książki i postawienie jej autora przed sądem. Prokuratura pracowała bez pośpiechu i o oskarżeniu zrobiło się głośno w stolicy. W obronie profesora stanęli inni naukowcy. Po trwającym rok dochodzeniu śledczy uznali, że Sieczenow nie podaje w wątpliwość istnienia Boga ani nieśmiertelnej duszy. Sprawę więc zamknięto.
W tym czasie rozprawa „Odruchy mózgu” stała się bardzo popularna. Przeczytał ją też skazany za działalność wywrotową Nikołaj Czernyszewski. Choć od książki bardziej zainteresowała go osoba autora – bo Sieczenow pomimo groźby kary odmówił wyrzeczenia się poglądów. Zachwycony nim Czernyszewski, z nudów piszący w więzieniu powieść „Co robić?”, postać jej głównego bohatera wzorował właśnie na Sieczenowie. Choć autor wkrótce otrzymał wyrok siedmiu lat katorgi, jego dzieło ukazało się w odcinkach na łamach lewicowego czasopisma „Współcześnik” („Sowriemiennik”). Cenzorzy nie interweniowali, uznając ją za bezwartościowe romansidło. „Zgoda na wydanie powieści Czernyszewskiego była jednym z największych błędów popełnionych przez carską cenzurę: utwór ten przekonał więcej ludzi do rewolucji niż wszystkie dzieła Marksa i Engelsa razem wzięte (Marks nauczył się nawet rosyjskiego, by móc go przeczytać)” – twierdzi Orlando Figes w książce „Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891–1924”.
Bohater „Co robić?”, Aleksander Kirsanow, lekarz, naukowiec i niezłomnie uczciwy człowiek, stał się wzorcem dla młodych ludzi niepotrafiących się pogodzić z carskim samodzierżawiem. Gdy w 1902 r. Lenin pisał o strategii zdobywania władzy przez ruch komunistyczny, swojemu dziełu celowo nadał znany wszystkim lewicowcom tytuł „Co robić?”. Zaś Czernyszewskiego nazywał swoim mentorem, ponieważ „nie tylko pokazał, iż każdy prawomyślny i dogłębnie uczciwy człowiek musi być rewolucjonistą, lecz również – i to jego największa zasługa – jakim człowiekiem musi być rewolucjonista”.
Utopia mile widziana
Na postawione w starożytnych Atenach pytanie, czyj interes jest ważniejszy – jednostki czy państwa – od czasu do czasu padała trzecia odpowiedź. Brzmiała ona, iż interes może być wspólny. Tak uważał Platon, prezentując pomysły na doskonałe państwo i społeczeństwo, a po wiekach podobnie sądził Anglik Thomas More. Ich recepty na doskonałość, podobnie jak tworzone przez wielu naśladowców, zawierały to samo zastrzeżenie – ludzie muszą się zmienić na lepsze. To nasz indywidualizm, egoizm i skłonność do konfliktów sprawiały, że doskonały świat pozostaje w sferze marzeń. By się ta wizja urzeczywistniła, należało zacząć od stworzenia zupełnie nowego człowieka.
Tę myśl próbowali wcielać w życie przywódcy pierwszej rewolucji francuskiej, ale szybko się przekonali, iż ludzką naturę niezwykle trudno zmienić, nawet jeśli wprowadzi się do powszechnego użycia gilotynę. Mimo to idea żyła, choć zmieniała się w zależności od tego, kto brał ją na sztandary. W carskiej Rosji sięgnęli po nią w drugiej połowie XIX w. studenci zainspirowani książką „Co robić?”. Kształcący się na wydziale prawnym Uniwersytetu Petersburskiego Piotr Tkaczow opisał nawet „nowego człowieka”. „Jedynym celem jego życia (jedyną namiętnością) miało być dążenie do zapewnienia szczęścia większości ludzi” – opisuje w opracowaniu „Idea wychowania nowego człowieka (homo sovieticus)” Romuald Grzybowski.
Do celu należało dążyć wszelkimi środkami. Jednostka z wizji Tkaczowa miała odrzucić chrześcijańską moralność i być gotowa do eksterminacji wrogów. Tezy te powtarzał niezwykle popularny wśród rosyjskich wywrotowców „Katechizm rewolucjonisty”, którego autorstwo przypisuje się Siergiejowi Nieczajewowi. Dzieło to głosi, iż rewolucjonista przyszłości „winien zdusić w sobie wszelkie uczucia przyjaźni, miłości, wdzięczności, a nawet honoru, podobnie jak uczucia powstające na bazie pokrewieństwa. Ich miejsce miała zająć chłodna namiętność dla sprawy rewolucji” – streszcza Grzybowski.
Pierwsi propagatorzy stworzenia od podstaw nowego człowieka odeszli młodo. Nieczajewa uprowadzili ze Szwajcarii carscy agenci – umarł w 1882 r. w Twierdzy Pietropawłowskiej w wieku 35 lat. Starszy o trzy lata Tkaczow karierę rewolucjonisty zakończył w paryskim szpitalu psychiatrycznym, gdzie zmarł w 1886 r. Zaledwie trzy lata później odszedł, zaraz po powrocie z zesłania, Nikołaj Czernyszewski. Ich tragiczne losy na trwałe wryły się w świadomość następnego pokolenia rosyjskich wywrotowców. „Nie «ja» lecz «my» – oto podstawa wyzwolenia jednostki” – pisał w 1908 r. Maksym Gorki.
Nauka w służbie ludzkości
Iwan Pawłow kończył edukację w seminarium w Riazaniu, gdy wpadła mu w ręce książka „Odruchy mózgu”. Czytając ją, zrozumiał, że nie ma ochoty zostać popem. Wkrótce Pawłow podjął studia na fakultecie przyrodniczym Wydziału Nauk Ścisłych Uniwersytetu Petersburskiego. Kariera naukowa, uwieńczona w 1904 r. Nagrodą Nobla, dowodziła, iż odnalazł swoje powołanie.
Sławę przyniosło mu odkrycie odruchów warunkowych u psów. Pamiętając o teoriach Sieczenowa, puszczał czworonogom różne dźwięki nim otrzymywały pokarm. Po pewnym czasie psy słysząc znajomy dźwięk, zaczynały się ślinić, choć nie dostawały jedzenia. Okazało się, że można zaprogramować odruchy, które występują bez udziału świadomości i woli. Są wręcz od niej silniejsze. Uczony eksperymentował dalej, wycinając czworonogom płaty mózgu, aby metodą prób i błędów poznać mechanizm odruchów warunkowych, a przy okazji odkryć, od czego zależą te bezwarunkowe. Jednak przeniknięcie tajemnic mózgu, zwłaszcza ludzkiego, okazywało się nie takie proste i po 1904 r. badania Pawłowa nie przyniosły przełomu.
Tymczasem w Rosji wybuchła rewolucja i władzę pod koniec 1917 r. zdobyli w Rosji bolszewicy, którzy szybko się przekonali, iż jej sprawowanie nie jest takie proste. Pomimo mordowania przeciwników na masową skalę opór ich rządom stawili nie tylko arystokraci czy kapitaliści, ale też spora część robotników oraz chłopów. Zwykli ludzie również nie mieli ochoty budować nowego rodzaju państwa, które ograniczało ich wolność do minimum i stale żądało poświęceń.
Widząc ten opór, postanowili stworzyć w bolszewickiej Rosji nowego człowieka metodami naukowymi. Orlando Figes opisuje, że pod koniec października 1919 r. Lenin zjawił się u Pawłowa. „Chcę, aby rosyjskie masy naśladowały komunistyczne wzorce reagowania i myślenia – wyjaśnił skonfundowanemu gospodarzowi. – W przeszłości Rosji było zbyt dużo indywidualizmu. Komunizm nie toleruje indywidualistycznych tendencji. Są szkodliwe. Kolidują z naszymi planami. Musimy wyeliminować indywidualizm”. Gdy Pawłow zaprotestował, w odpowiedzi usłyszał: „Człowieka można poprawić. Można ukształtować go tak, jak się nam podoba”.
To był logiczny wniosek wodza rewolucji płynący z teorii bodźców kierujących zachowaniem mózgu prof. Sieczenowa oraz tego, co odkrył Pawłow podczas eksperymentów na psach.
Programowanie nowego człowieka
Kirsanow z „Co robić?” był znakomitym wzorcem osobowym na czasy walki z caratem. Po upadku starego reżymu bolszewicy zorientowali się, że potrzebują odmiennych osobowości, bo postaciom z powieści Czernyszewskiego mogłaby się nie spodobać nowa rzeczywistość.
Pawłow długo odmawiał zaangażowania się w rozwój inżynierii społecznej. Lenin zajął się więc nim tak, jak niegdyś uczony psami. Na początek odciął od ulubionej pracy naukowej oraz porządnie przegłodził. I to dosłownie, bo pozbawił uczonego dostępu do specjalnych przydziałów żywności – więc ten z rodziną głodował. Kiedy się złamał, kij zastąpiła marchewka – był nią dekret, który Lenin podpisał w styczniu 1921 r. Zaczynał się od słów: „Biorąc pod uwagę zupełnie wyjątkowe osiągnięcia naukowe Akademika I.P. Pawłowa, które mają wielkie znaczenie dla ludu pracującego na całym świecie, Rada Komisarzy Ludowych zdecydowała…” – po czym następowała lista profitów. Noblista dostał nie tylko cały instytut, na czele którego stanął, a jego dzieła wydano na kredowym papierze. Lenin zadekretował także, by „powierzyć Komisji ds. Pracowników dostawę akademikowi Pawłowowi i jego żonie specjalnej racji żywności, równej kaloryczności dwóm racjom akademickim”.
Po takiej dawce tresury prof. Pawłow wykształcił u siebie odruch warunkowy sprawiający, że nigdy już nie sprzeciwił się reżymowi. Jego zachowanie, podobnie jak wielu innych przedstawicieli dawnej elity Rosji, dawało komunistom nadzieję, że ukształtowanie nowego człowieka jest tylko kwestią czasu. „Najpierw jednak musimy dowiedzieć się wszystkiego o człowieku, jego anatomii, jego fizjologii oraz tej części fizjologii, która zwie się psychologią – instruował współpracowników, ówczesny drugi po Leninie człowiek w państwie, Lew Trocki. – Człowiek musi spojrzeć na siebie i uznać się za surowiec lub w najlepszym wypadku za półprodukt, i rzec: «Mój drogi homo sapiens, wreszcie się za ciebie zabiorę»”.
Tak też się działo. Na pierwszy ogień poszła religia. W styczniu 1918 r. ukazał się dekret „O rozdziale państwa i szkoły od Kościoła”, powalający odbierać Cerkwi świątynie, szkoły, klasztory i instytucje charytatywne. Jednocześnie bolszewicy surowo zabronili nauczania religii dzieci. Chcąc udowodnić, jak niewiele warci są dawni święci, masowo otwierano ich groby, by szczątki błogosławionych wywlec na ulice i tak zdyskredytować w oczach ludu. Żywym też nie okazywano litości. W pierwszej fazie rozprawy z Cerkwią zamordowano ok. 1 tys. popów i 37 biskupów. Przywódca Kościoła prawosławnego w Rosji, patriarcha Moskwy Tichon trafił w charakterze zakładnika do więzienia. Wyeliminowanie ze społeczeństwa wszelkich czynników odnoszących się do wartości duchowych i wiary w istnienie Boga miało być pierwszym krokiem w stronę stworzenia zupełnie nowego człowieka.
Sztuka wychowania
W dziejach świata bolszewicy jako pierwsi próbowali zmienić całą populację. Wymuszając zmianę nie tylko zachowania, lecz także sposobu myślenia. Wielkim kodowaniem odruchów warunkowych objęto ponad 100 mln osób. Przy czym początkowo głównym narzędziem miał być nie terror, lecz bodźce pozytywne. A skoro dóbr materialnych brakowało, to kluczową rolę zarezerwowano dla sztuki.
Było to o tyle proste, że wielu znanych artystów poparło komunistów. Rolę menedżera w kontaktach między bolszewikami a środowiskiem twórczym wziął na siebie pisarz Maksym Gorki. Wielkim entuzjazmem dla zmian zarażał innych poeta Włodzimierz Majakowski, zapowiadając ostateczną rozprawę nie tylko z burżujami, ale też ich sztuką. „Czas, by kule podziurawiły muzea” – ogłosił. Swój wielki talent poświecił dla kręcenia propagandowych filmów reżyser Siergiej Eisenstein. Nadążyć za nimi usiłowało wielu innych. „W owym czasie nie istniała cenzura sztuki – bolszewicy mieli bardziej naglące zmartwienia – był to zatem obszar relatywnej swobody. Stąd paradoks artystycznej eksplozji w państwie policyjnym” – opisuje Orlando Figes.
Czując, że los powierzył im misję wychowania nowego człowieka, artyści starali się ze wszystkich sił. Jednak, mając pełnię swobody, zamiast tresury ludzi zajęli się sztuką nowoczesną. „Istniał ruch «koncertów w fabryce», wykorzystujący syreny, turbiny oraz klaksony w charakterze instrumentów muzycznych lub tworzący nowe dźwięki środkami elektronicznymi, co zdaniem niektórych miało doprowadzić do powstania nowej estetyki w muzyce” – relacjonuje Figes. Najbardziej zaangażowani kompozytorzy dążyli do likwidacji funkcji dyrygenta w orkiestrze, żeby podkreślić, iż wszyscy są równi. Wychodziła z tego głównie kakofonia, której klasa robotnicza nie doceniała. Dużo lepiej sprawdzał się teatr. Jego twórcy, wzorując się na nowatorskich koncepcjach Maxa Reinhardta, starali się jak najmocniej zaangażować emocjonalnie widzów w spektakl. „Nowe dramaty akcentowały walkę rewolucyjną zarówno w skali ogólnonarodowej, jak i w skali prywatnego życia jednostki. Bohaterowie byli z grubsza ciosanymi papierowymi symbolami – chciwymi kapitalistami w melonikach, diabolicznymi duchownymi z brodami w stylu Rasputina oraz prostymi, uczciwymi robotnikami” – pisze Figes. Przy czym spektakle imponowały rozmachem. Gdy w 1920 r. wystawiano dramat „Szturm na Pałac Zimowy”, zrobiono to na ulicach Petersburga przed Pałacem Zimowym, a do gry zaangażowano 10 tys. statystów. W scenie finałowej zdobyli oni na oczach stutysięcznego tłumu wspomniany pałac, a zacumowany na Newie krążownik „Aurora” podkreślał dramatyzm sytuacji, strzelając ślepakami. Notabene w ponownym zdobywaniu Pałacu Zimowego wzięło dużo więcej osób, niż miało to miejsce za pierwszym razem. Tak budowano mit Wielkiej Rewolucji Październikowej.
Jednak tworzenie nowego człowieka dreptało w miejscu, zaś prof. Pawłow nie pomagał. Zirytowany Lenin jesienią 1920 r. powiedział „dość” i artystów zaczęto przywoływać do porządku, ukracając swobody. Jednocześnie wódz rewolucji doszedł do wniosku, że starsze pokolenie może okazać się stracone, więc największy nacisk nakazał położyć na wychowanie dzieci, aby „uczynić z młodego pokolenia pokolenie komunistów”. Lenin sformułował też tezę, że organizacja dziecięca to najlepsza szkoła wychowania „nowego człowieka”. Tak zaczynała się wielka kariera ruchu pionierskiego, mającego od wczesnych lat indoktrynować młodzież. W przypadku dorosłych reżym uznał, że najlepszy skutek odniesie prosta propaganda. Gdy nie działała, to w odwodzie pozostawał Feliks Dzierżyński, znakomicie sprawdzający się jako szef policji politycznej Czeka. Wkrótce jego ludzie mieli mocno chwycić za gardła wszystkich mieszkańców Związku Radzieckiego, wymuszając pełne posłuszeństwo wobec komunistycznej partii.
Ten sukces sprawił, iż rządzący przestali na kilka lat przykładać się do wysiłków, by stworzyć nowego człowieka, coraz częściej nazywanego „sowieckim”. Idea jednak nie umarła i odświeżył ją z początkiem lat 30. Józef Stalin.
Chcę, aby rosyjskie masy naśladowały komunistyczne wzorce reagowania i myślenia. W przeszłości Rosji było zbyt dużo indywidualizmu. Komunizm nie toleruje indywidualistycznych tendencji. Są szkodliwe. Kolidują z naszymi planami. Musimy wyeliminować ten indywidualizm. Człowieka można poprawić. Można ukształtować go tak, jak się nam podoba – mówił Lenin do Pawłowa