PAP: Kim jest tytułowy chłopak z pianinem, którego fotografia znajduje się na okładce pani książki?
Ewa Sułek: Markijan Macech jest postacią dla tej książki bardzo ważną, i nieprzypadkowo znalazł się na jej okładce. Jego historia stała się powodem, dla którego ją napisałam. Poznaliśmy się trzy miesiące przed wybuchem rewolucji na Majdanie, zupełnie przez przypadek. Podróżowałam po Gruzji rozklekotaną marszrutką właśnie z Markijanem, więc przez osiem godzin jazdy zdążyliśmy porozmawiać. Potem nasz kontakt się urwał aż do czasu, kiedy zobaczyłam jego fotografię w mediach - zagranicznych i społecznościowych. Tak bardzo zafrapowała mnie ta historia, że zaczęłam szukać informacji na temat tego zdjęcia. Poza tym bardzo uderzyła mnie jego siła i przekaz. Z czasem stało się ono symbolem rewolucji na Ukrainie.
PAP: W jakich okolicznościach je wykonano?
Ewa Sułek: Fotografię wykonał Andrij Meakowskij, ale w całe przedsięwzięcie zaangażowanych było kilka osób. Ważną rolę odegrał ojciec Markijana, Ołeh, który oglądał wcześniej sztukę teatralną, gdzie motywem głównym było zwalczanie przemocy kulturą. Umieszczając na fotografii pianino, symbolizujące właśnie kulturę, chciano zestawić agresję Berkutu z postawą protestujących, podchodzących z wyciągniętą ręką. Kontrast, który udało się uzyskać, zestawiając uzbrojonych policjantów z bezbronnym chłopakiem jest uderzający. Co ciekawe, w momencie przeprowadzania tej akcji tak wiele działo się na Majdanie, że przeszła ona niezauważona. Zdjęcie zaczęło funkcjonować niezależnie od niej i trafiło do mediów społecznościowych, które stanowiły ogromną siłę w przypadku tej rewolucji. Tego typu akcje organizowano zresztą głównie na Facebooku, aby mieć pewność, że organizacje policyjne czy wojskowe nie dowiedzą się o planach takich akcji. Zaczęłam poszukiwać informacji o nich i tak rozpoczęła się praca nad książką.
PAP: Z jakiego powodu ta fotografia stała się ważna dla całego przewrotu?
Ewa Sułek: Wykonano ją na początku grudnia, czyli w początkowej fazie rewolucji, która rozpoczęła się pod koniec listopada. Mimo że już wtedy pojawiały się ze strony Berkutu akty agresji - wystarczy przypomnieć incydent, kiedy protestujący w pokojowy sposób ludzie zostali wyciągnięci z namiotów na Majdanie i pobici. Ale poza tym jednym atakiem, protesty przebiegały pokojowo, był to etap, w którym protestujący żywili jeszcze utopijną nadzieję, że takie pozostaną. Ponieważ rewolucja kojarzy się z krwią, z czymś bardzo drastycznym, dla protestujących na Ukrainie było bardzo ważne, żeby w świat poszedł ich przekaz, że ta rewolucja jest inna. Zdjęcie Markijana miało stać się symbolem - i stało się, choć nadzieje okazały się utopijne i rewolucja przybrała krwawy obrót.
PAP: Dlaczego w polskich przekazach medialnych pominięto wątek sztuki rewolucyjnej z tamtego okresu?
Ewa Sułek: Większe wrażenie na ludziach robi obraz, który pokazuje śmierć albo strzelanie. Przedstawienie wojny w taki wzbudzający emocje, szokujący sposób jest bardzo ważne, ale pomyślałam, że historię zawsze opowiada się przez pryzmat konfliktów zbrojnych i militarnych. A ja chciałam pokazać, że składa się na nią wiele rzeczy; dlatego książka "Chłopak z pianinem" opowiada historię rewolucji, wojny i aneksji Krymu inaczej. W ten sposób można pokazać szerszy obraz. Szczególnie na wczesnym etapie pracy interesował mnie sam temat budowania przekazu za pomocą kultury i sztuki. Media szafują drastycznymi scenami, a obrazy takie, jak ten przedstawiający Markijana, również są przejmujące.
PAP: Jak ważny był wątek tożsamościowy w sztuce rewolucyjnej na Ukrainie?
Ewa Sułek: Ten motyw tożsamości jest bardzo ciekawy, a widoczny był już na Majdanie. W wielu artykułach na temat rewolucji pojawiły się opinie, że jest ona ważna z wielu powodów, między innymi dlatego, że była reakcją na brak odpowiedzi na wyrażoną przez Ukrainę chęć dołączenia do Unii Europejskiej. To stało się punktem wyjścia, ale przewrót był efektem dziesiątek kumulujących się na Ukrainie tematów i problemów. Jednym z nich - według mnie bardzo ważnym - jest motyw przepracowywania swojej przeszłości i poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kim my właściwie jesteśmy i kim chcemy być. Z jednej strony Ukraińcom towarzyszyła chęć dołączenia do Europy, ale nastąpił także moment wybuchu świadomości, że jednak czuję się Ukraińcem czy Ukrainką.
PAP: W jaki sposób manifestowano ukraińską tożsamość w trakcie samej rewolucji?
Ewa Sułek: Rzeczywiście, podczas tej rewolucji pojawiały się różne drobne sygnały, skoncentrowane wokół tych motywów tożsamościowych. Ponieważ historia Ukrainy jest dosyć skomplikowana, poszukiwano elementów bezsprzecznie ukraińskich, pojawiała się postać Tarasa Szewczenko, który jako pierwszy zaczął używać języka ukraińskiego jako literackiego w momencie, kiedy był on jeszcze uważany za odmianę gwary chłopskiej. Drobne elementy, takie jak wianki na głowach protestujących dziewczyn czy kozackie fryzury u mężczyzn odwoływały się do kultury kozackiej jako bezsprzecznie ukraińskiej. Kozacy byli malowani na tarczach, a także na barykadach. Elementy tożsamościowe po zakończeniu rewolucji zaczęły pojawiać się także na wielkoformatowych muralach w Kijowie i innych miastach. To bardzo ciekawe przejście od sztuki spontanicznej, jaką jest sztuka ulicy, do świadomych realizacji, w których pojawia się symbolika tożsamościowa, narodowa, a nawet nacjonalistyczna - bo można użyć tego określenia w stosunku do kilku realizacji.
PAP: Bohaterowie pani książki to artyści, którzy zawsze buntowali się wobec zastanej rzeczywistości, czy też nastąpiła w ich myśleniu jakaś wolta i zajęli się sztuką zaangażowaną?
Ewa Sułek: Wychodząc od sytuacji tytułowego chłopaka z pianinem, można powiedzieć, że on reprezentuje tę cześć ludzi, którzy nie chcą albo nawet nie umieją się bić - nie chcieli stawiać zbrojnego oporu, jednak pragnęli wziąć udział w tej rewolucji. Markijan szukał dla siebie odpowiedniego środka wyrazu, zastanawiał się, co umie i jak może pomóc. Co ważne, nie jest profesjonalnym muzykiem; uczęszczał do szkoły muzycznej, ale nie jest to jego zawód. Jednak to właśnie sztuka stała się środkiem wypowiedzi właściwym dla niego. Wiele z przeprowadzanych podczas tego przewrotu akcji było wykonywanych w ramach tzw. Obywatelskiego Sektora Majdanu, którego uczestnicy absolutnie nie byli artystami, a okazało się, że te artystyczne czy performerskie gesty mają bardzo dużą siłę rażenia. Zresztą w takich okolicznościach nie ma czasu, żeby coś tłumaczyć, pisać teksty wyjaśniające, więc ważne jest, żeby sztuka sprawdzała się w akcji gestu czy performansu. Ale też oczywiście zdarzali się artyści profesjonalni, którzy po prostu poczuli, że nadszedł czas, aby wykorzystać umiejętności, którymi dysponują do komentowania sytuacji politycznej. Większość z nich mówiła, że nie wyobrażają sobie w tak trudnej sytuacji politycznej zajmować się sztuką inną niż zaangażowana. Aczkolwiek powstają też inne projekty, bo to nie jest tak, że cała ukraińska scena artystyczna została zdominowana przez politykę. Od jakiegoś czasu pojawiają się nawet głosy, że twórcy właściwie już mają tego tematu dosyć i chcieliby się teraz zająć "sztuką dla sztuki", powrócić do tego, co robili wcześniej i nie chcą już poruszać tych ciężkich tematów.
PAP: Wobec tego można przypuszczać, że sztuka zaangażowana szybko się wypali?
Ewa Sułek: Na pewno jest to sztuka momentu - danego czasu i miejsca - która stanowi komentarz na temat zjawisk. Od czasu wydarzeń na Majdanie podejmowano próby zebrania i podsumowania sztuki rewolucyjnej, czego przykładem mogą być wystawy pokazywane na Węgrzech, w Stanach Zjednoczonych i w Polsce, w krakowskim MOCAK-u. Z kolei w tej chwili powstaje w Kijowie duża, międzynarodowa wystawa poświęcona zagadnieniu rewolucji w ogóle. Stanowić będzie próbę zauważenia pewnych gestów rewolucyjnych, zestawienia działań z różnych rejonów i miejsc po to, aby spróbować wychwycić, czy te rewolucje coś łączy, czy zauważyć można jakieś powtarzające się w nich elementy.
PAP: A w pani opinii rzeczywiście można odnaleźć jakieś wspólne elementy?
Ewa Sułek: Około miesiąc temu w Warszawie, w ramach protestów przeciwko zmianom w sądownictwie, odbył się performans, identyczny jak ten, który opisałam w swojej książce, będący odpowiedzią na agresję ze strony policji. Protestujący, trzymając lustra, stanęli naprzeciwko funkcjonariuszy, aby ci mogli stanąć z samymi sobą twarzą w twarz i spojrzeć sobie w oczy. Dokładnie tę samą akcję przeprowadzono na Majdanie, co opisałam w swojej książce.
PAP: Czy wie pani, co się teraz dzieje z bohaterami pani książki? Czy przeszli oni do fazy, w której sztuka może pomóc poradzić sobie z traumą?
Ewa Sułek: Ponieważ największym ciosem dla Ukraińców była aneksja Krymu, najwięcej zaangażowanych, przemyślanych prac powstało w odpowiedzi na tę stratę. Przeżyli ją nawet ci, którzy nie pochodzą z Krymu; osoba, która od dawna zajmuje się historią i polityką tego kraju podzieliła się ze mną obserwacją, że Krymem zaczęto interesować się właściwie dopiero po tych wydarzeniach. Fakt, że strata ojczyzny to naprawdę ogromny cios dla współczesnej Ukrainy można zrozumieć poprzez przywoływanie traumatycznych historii wygnań tatarskich, do których odwołują się mieszkańcy tego kraju.
PAP: Artysta jest osobą, która często przez całe życie szuka swojej tożsamości, a tu zostaje zachwiane zostaje nawet poczucie tożsamości narodowej.
Ewa Sułek: Faktem jest, że przed wojną na Krymie również żyli Rosjanie, że cała wschodnia część Ukrainy mówi po rosyjsku, a stosunki w tym regionie z Rosją są bardzo ścisłe; często jest tak, że ludzie stamtąd pracują w Rosji, a rodziny są podzielone, bo mieszkają w dwóch różnych krajach. Ale szok po utracie Krymu był ogromny, a fakt, że w dzisiejszych czasach, właściwie z dnia na dzień ktoś sobie może nagle zająć kawałek nieswojego kraju, powinien być szokujący nie tylko dla Ukrainy. Bohaterowie mojej książki mówią, że Ukraina jest dla Europy swego rodzaju buforem, chroniącym przed szaloną Rosją. Oni naprawdę byli oburzeni, że Europa nie reaguje na to, co się tam dzieje, ale potem zrozumieli, że jest to dla niej na rękę, iż Rosja tam skupia swoje zapędy. Wtedy pojawił się żal i pretensja, zwłaszcza, że mieli wielkie plany na to, co ma nastąpić po rewolucji. Myślę, że nastąpiło rozczarowanie Europą, od której oczekiwano większego zaangażowania; co prawda sygnały wsparcia kierowane w stronę Ukrainy były jednoznaczne, ale nie poszły na nimi żadne działania.
PAP: A jaka jest teraz sytuacja artystów na Ukrainie? Ci, o których pani opowiada, mieli trochę szczęścia, ponieważ mieli i mają możliwość wyrażania siebie poprzez sztukę. Ale symbolem uciśnienia środowiska pozostaje Oleg Sencow, reżyser i aktywista, umierający z głodu w rosyjskim łagrze.
Ewa Sułek: Podczas swojej tegorocznej wizyty na Ukrainie - w Charkowie, Kijowie i na Zakarpaciu - właściwie wszędzie napotkałam na gesty solidarności z nim. Najbardziej widoczne było to w Kijowie, bo tam na targach książki pojawiło się mnóstwo plakatów z napisem "uwolnić Olega Sencowa"; był to gest ze strony środowiska kultury, niemającego możliwości przekazania wsparcia innego niż symboliczne. Mam na Ukrainie mnóstwo znajomych i nawet śledząc ich media społecznościowe, widzę, że gesty wsparcia dla Sencowa są bardzo widoczne.
PAP: Myśląc o Sencowie nasuwa mi się porównanie do starcia Dawida z Goliatem, a jego sytuację chyba można by zobrazować zdjęciem tytułowego chłopaka z pianiem z pani książki?
Ewa Sułek: Historia Sencowa jest dokładnie tym, co symbolizuje zdjęcie Markijana Macecha - pokazuje jednostkę stającą najpierw przeciwko policji, potem władzy, a potem, szerzej, przeciwko systemowi. Ten przykład udowadnia, że symboliczne obrazy są ważne i wiele mogą powiedzieć. W sytuacji Sencowa, mimo że mówi o nim cała Europa, a nawet i świat, nic się nie zmienia. Tym samym stał się symbolem bezsilnej jednostki stawiającej opór władzy.
rozmawiała: Nadia Senkowska (PAP)
Ewa Sułek jest historykiem sztuki, menedżerką kultury, autorką publikacji poświęconych sztuce i kulturze. Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i na University of Cambridge w Wielkiej Brytanii. Jej zainteresowania to związki sztuki z polityką i społeczeństwem w systemach totalitarnych, czemu poświęciła swoją pracę magisterską.
Książka „Chłopak z pianinem O sztuce i wojnie na Ukrainie" ukazała się 20 sierpnia nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN.