Wsparcie produkcji z budżetu państwa ma ożywić polski film, zwiększyć obroty rodzimych firm z branży i przyciągnąć obcy kapitał
Co roku budżet państwa będzie inwestował w produkcję audiowizualną, co ma sprawić, że w najbliższych latach jej wartość wzrośnie z ok. 210 mln zł do 480 mln zł rocznie. To założenie ustawy o finansowym wspieraniu produkcji audiowizualnej, którą Stały Komitet Rady Ministrów zajmie się w czwartek. Jeśli zgodnie z planem resortu kultury dokument zostanie uchwalony przed wakacjami, już w tym roku do rozdysponowania będzie 50 mln zł, a potem filmowcy mogą liczyć na 100 mln zł rocznie. Resort liczy, że to rozpędzi kinematografię, która mimo sukcesów artystycznych trwa w stagnacji.
Pieniądze dostaną kręcący w Polsce producenci krajowi lub unijni (z oddziałem w naszym kraju), mający na koncie choć jedną produkcję audiowizualną i zatrudniający fachowców z co najmniej pięcioletnim doświadczeniem. Mogą dostać zwrot do 25 proc. poniesionych w Polsce kosztów spełniających warunki ustawy (tzw. kwalifikowanych). Składając wniosek o wsparcie, trzeba udokumentować finansowanie na co najmniej trzy czwarte budżetu filmu. Pieniędzy nie dostaną produkcje reklamowe ani pornograficzne. Co najmniej 10 mln zł, czyli 10 proc. całorocznej puli środków, pójdzie na filmy animowane – bo ich producentom jest trudniej zdobywać fundusze, a resort uważa ten sektor za obiecujący.
O wprowadzeniu zachęt finansowych dla filmowców mówiono od 2016 r. Myślano o powołaniu specjalnej instytucji dysponującej pieniędzmi, ostatecznie powierzono to Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej. Dodatkowe 100 mln zł rocznie oznacza niemal podwojenie środków, jakimi PISF już wspiera produkcję filmową (w 2016 r. było to 111 mln zł). W przeciwieństwie do obecnych dotacji z PISF wypłata środków z systemu zachęt nie będzie zależała od oceny pomysłu artystycznego. Wiceminister kultury Paweł Lewandowski dementuje też, jakoby 100 mln zł miało iść na filmy o określonej tematyce, np. patriotyczne. – Nowy system oferuje automatyzm udzielania zachęt, bez uznaniowości – mówi Lewandowski.
Autorzy ustawy zakładają, że system zachęt będzie się sam finansował, bo wpływy do budżetu związane z ponoszonymi w Polsce kosztami – podatki, ubezpieczenia społeczne – będą poprzedzały wypłatę wsparcia następującą po zakończeniu produkcji. Dalszy wzrost dochodów budżetowych wyniknie z efektu mnożnikowego – będą to np. daniny od wydatków osób i firm, które wzbogacą się na produkcji filmowej, czy od wpływów ze zwiększonego ruchu turystycznego.
Podobne zachęty stosuje większość krajów europejskich. Czechy przeznaczają na to równowartość 138 mln zł rocznie, Węgry – 257 mln zł. Inne kraje – np. Francja, Belgia, UK, Hiszpania – nie ustalają limitu i dofinansowują wszystkie produkcje spełniające wymogi. Według danych Europejskiego Obserwatorium Audiowizualnego w Czechach zwrot z inwestycji wynosi 1,5-krotność poniesionych nakładów, a na Węgrzech – 1,25. Powołany w 2014 r. holenderski fundusz zachęt z przekazanych w 1,5 roku 29,5 mln euro wygenerował 139,3 mln euro wydatków na produkcję. Polska liczy na mnożnik ok. 2 lub większy. „W państwach, w których istnieją takie zachęty, sektor filmowy jest proporcjonalnie większy niż w krajach, które ich nie wprowadziły, i rośnie szybciej” – podkreśla resort kultury w uzasadnieniu projektu. Ożywienie na rynku ma przyciągnąć do naszych studiów kapitał zagraniczny, co nakręci dalszy rozwój. Przykładem takiego mechanizmu jest serial „Gra o tron” napędzający koniunkturę w Irlandii i Chorwacji, gdzie od lat działają systemy zachęt.