Uczestnik wydarzeń marcowych, działacz opozycji antykomunistycznej w PRL Jan Lityński przypomniał, że jako "animatorzy Marca, wierzyliśmy, że Październik '56 mógł przynieść Polsce autentyczną demokrację, suwerenność. Te nadzieje pękły w 1968 r. Na Wydziale Historii UW odbyło się bardzo ważne spotkanie, podczas którego Leszek Kołakowski powiedział, że Październik został kompletnie rozbity, nie ma nadziei i wszystko jest stracone".
"Marzec '68 zaczyna się tam gdzie kończy się Październik '56. Agresja na Czechosłowację jest końcem złudzeń, że można zbudować demokratyczny socjalizm. Marzec rozpoczyna nowy etap - jest zaczątkiem tworzenia się opozycji demokratycznej. Grudzień '70 jest pewną kontynuacją Marca '68, które stworzył pokolenie ludzi, którzy byli potem najbardziej aktywni i otwarci i doprowadziło do niepodległości" - dodał Lityński.
Publicysta Piotr Zaremba powiedział, że ma do wydarzeń Marca '68 osobisty stosunek "jako absolwent Uniwersytetu Warszawskiego - Wydziału Historii".
"Historia paradoksalnie była mniej dotknięta represjami. Nie usuwano jej pracowników, zachowanie kadr naukowych historii było dosyć enigmatyczne. Ja zacząłem studia w 1982 r. Ogromny wpływ na moje myślenie o tamtych wydarzeniach miała tzw. +sesja marcowa+ w 1981 r. Ta sesja miała znaczenie jako początek pewnej kontrowersji, ponieważ tam nie wszyscy mówili dokładnie to samo. Zapamiętałem wystąpienia Aleksandra Halla i Marcina Króla, którzy próbowali przekonać salę, że Polacy mieli prawo być zdezorientowani Marcem" - mówił Zaremba.
Socjolog dr Joanna Wawrzyniak podkreśliła, że obecnie prowadzone dyskusje utrudniają zrozumienie Marca '68 "ponieważ częściej rozmawiamy o współczesności". "Czasem powinniśmy odchodzić od emocji. Warto zrozumieć - w sensie socjologicznym - jakiego rodzaju to był antysemityzm i jak dziś odnosimy się do emigrantów marcowych" - dodała.
Działacz społeczności żydowskiej w Polsce Piotr Kadlcik, opisując kampanię antysyjonistyczną władz PRL, zauważył, że była ona "kolejną kampanią - jak ta z +zaplutym karłem reakcji+" - mówił. Według niego najgorszym efektem propagandy komunistycznych władz było wywołanie w społeczeństwie uczuć obojętności lub agresji wobec mniejszości żydowskiej.
Zaważył, że często używa się określenia: "zostali wygnani, ale przecież nikt im dokumentów nie wciskał". Przypomniał, że byli to ludzie zmuszeni do wyjazdu, co "było szczególnie dramatyczne dla mieszanych małżeństw".
Zaremba - oponując przeciwko porównywaniu opresji okresu stalinowskiego i wydarzeń Marca '68 - przypomniał, że "kampania przeciw żołnierzom Armii Krajowej, kończyła się torturami, więzieniem i śmiercią". Stwierdził, że wydarzenia Marca '68 były szokiem dla społeczeństwa ponieważ stanowiły one "pewien powrót do opresyjnej działalności władz".
Stwierdził, że "opresyjność komunizmu nie zaczęła się w roku 1968 roku". Przypomniał, że był to również okres, kiedy kariery wielu ludzi w PZPR skończyły się. Tłumacząc obojętność części społeczeństwa wobec Marca '68 wyjaśnił, że w części społeczeństwa "istniało dość powszechne przekonanie, że Żydzi byli mocno powiązani z władzą, a wielu z nich uczestniczyło w aparacie władzy i bezpieczeństwa, która potem sama ich represjonuje".
Przywołując osobiste wspomnienia z lat '70, Zaremba stwierdził, że "ludzie raczej nie kupili tej kampanii (antysyjonistycznej - PAP) - w ich przekonaniu była to rozgrywka partii (PZPR)" - dodał.
Debata "Duma czy wstyd? Spór o pamięć Marca ’68" w odbywała się w środę w Muzeum Powstania Warszawskiego.