Ryszard Siwiec podpalił się na trybunie ówczesnego Stadionu Dziesięciolecia podczas odbywających się wtedy centralnych dożynek z udziałem I sekretarza PZPR Władysława Gomułki, premiera Józefa Cyrankiewicza i stutysięcznej publiczności. Chwilę wcześniej rozrzucił w tłumie antyradzieckie ulotki.
Zmarł 12 września 1968 r. w szpitalu w wyniku oparzeń. Spoczął na cmentarzu w Przemyślu.
Po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację Siwiec sporządził testament; nagrał na taśmę magnetofonową przesłanie zaczynające się od słów: "Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk...".
Film nawiązujący do słów Siwca pt. "Usłyszcie mój krzyk" w reżyserii Macieja Drygasa, pokazany zostanie podczas X Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci w Gdyni. Gościem wydarzenia będzie także syn bohatera tej opowieści, Wit Siwiec.
PAP: Kiedy pana ojciec dokonał samospalenia, miał pan 16 lat. Co pan pamięta z okresu poprzedzającego tragedię?
Wit Siwiec: Pamiętam, że byliśmy dobrą, szczęśliwą rodziną, choć pewnie mieliśmy te same problemy i kłopoty, co wszyscy. Ale nikomu z nas się nie śniło, że tata planuje coś takiego, nic na to nie wskazywało. Z opowiadań mamy wiem jedynie, że tata był w tamtym czasie zamyślony bardziej niż zwykle, zwłaszcza przy ostatnich świętach wielkanocnych.
PAP: Czy rozmawiał pan z ojcem na temat tego, co działo się w tamtym czasie w Polsce i innych okupowanych przez Sowietów krajach? Czy czuł pan, że on nie mógł się pogodzić z tym, co działo się w Europie; narastającą w nim frustrację?
Wit Siwiec: Wiedzieliśmy, że w Polsce w tamtym okresie nie było polskiej władzy, a to, co było, zostało nam przywiezione na sowieckich czołgach. Rozumieliśmy to. Ojciec codziennie wieczorem słuchał Radia Wolna Europa, więc my - mimowolnie - też to słyszeliśmy. Nie mógł się też pogodzić z zakłamaniem podręczników, z których się uczyliśmy. Kiedyś wziął moją książkę do historii i kiedy zobaczył, co w niej jest, cisnął nią o ziemię. Mówił, że to bzdury i nieprawda, zwłaszcza to jak przedstawiano historię okresu międzywojennego i II wojnę światową.
PAP: Jak zapamiętał pan ten dzień?
Wit Siwiec: O tym wydarzeniu nie dowiedzieliśmy się o tym tego samego dnia, kiedy miało miejsce. Dostaliśmy telegram ze szpitala, żeby natychmiast przyjechać, bo stan ojca jest ciężki; mama pojechała i tam dopiero dowiedziała się, co stało się z tatą.
PAP: Czy o tym, że samospalenie pana ojca było manifestacją politycznym, dowiedzieliście się szybko? Władze chciały zrobić z tego czyn szaleńca.
Wit Siwiec: Tak było. Informacje o okolicznościach śmierci ojca pierwsza podała Wolna Europa jakieś pół roku po tym wydarzeniu; nazwisko ojca wypłynęło, kiedy podpalił się Jan Palach. Ale my - mówię tu o sobie i moim rodzeństwie - żyliśmy w nieświadomości. Byłem zaskoczony, kiedy w szkole, jeszcze we wrześniu, podszedł do mnie nauczyciel i powiedział: twój tata to bohater. Wtedy tego nie rozumiałem, zastanawiałem się, o czym ten człowiek mówi, skoro mój tata zginął w wypadku.
PAP: Kto i jak długo kazał panu wierzyć w taką wersję wydarzeń?
Wit Siwiec: Tak powiedziała nam nasza mama i dodała, że nie życzy sobie, abyśmy na ten temat rozmawiali ani w domu, ani z kolegami - że on po prostu nie istnieje. Przez jakiś czas jej słuchaliśmy, ale człowiek dorastał i w końcu dowiedział się, jaka jest prawda.
PAP: Kiedy poczuł pan, że może otwarcie mówić o tym, co stało się z pana ojcem?
Wit Siwiec: Myślę, że to przyszło z czasem. Docierały do mnie różne, pojedyncze informacje i w końcu zdobyłem się na odwagę, żeby zapytać mamę jak było naprawdę. Opowiedziała mi, ale w dalszym ciągu prosiła, żeby o tym nie rozmawiać, żebyśmy tego tematu nie drążyli.
PAP: Czy kiedykolwiek zastanawiał się pan, czy ten akt był potrzebny; że postawa pana ojca dała siłę ludziom, którzy ostatecznie obalili system, w którym Ryszard Siwiec nie mógł żyć?
Wit Siwiec: Nie tylko, że kiedyś się zastanawiałem, ciągle się nad tym zastanawiam. Pamiętam, że kiedy Maciej Drygas realizował film o moim ojcu pt. "Usłyszcie mój krzyk", zapytał mnie, jak ja bym się zachował w sytuacji, w której znalazł się w takiej sytuacji. To było dla mnie wówczas bardzo trudne pytanie, ale odpowiedziałem, że prawdopodobnie postąpiłbym podobnie, tylko nie wiem, czy miałbym siłę i odwagę na taki czyn. I ciągle to analizuję, ciągle o tym myślę; ile razy wrócę do tamtego czasu, czy przypomnę sobie o ojcu, to ciągle się nad tym zastanawiam. Teraz czuję już "dorosły" żal i lepiej to wszystko rozumiem.
PAP: Czy pana ojciec jest dla pana bardziej bohaterem, czy bardziej tatą, który odszedł za wcześnie?
Wit Siwiec: Na pewno jest tatą, który odszedł za wcześnie, ale póki my, jego dzieci, będziemy żyli, będzie też bohaterem. Nawet w filmie Macieja Drygasa powiedziałem, że nie szukam dla siebie żadnego wzorca, bo przecież mam go tak blisko. Zresztą nasza rodzina pod koniec 1979 roku wydała broszurę na temat śmierci ojca, a ja osobiście postawiłem sobie za cel, że za wszelką cenę opowiem o tym, kim był mój tata i co naprawdę się z nim stało. Ale świat dowiedział się o tym dopiero później, kiedy powstał film, a Maciej Drygas dotarł do szerszych informacji. Choć i tak mam poczucie, że mimo tego, iż świat już wie, to długo musieliśmy czekać na upamiętnienie naszego ojca. Nie mogę zrozumieć, że pierwsi uhonorowali go Czesi, a nie Polacy.
PAP: A czy dzisiaj, w wolnej Polsce postać Ryszarda Siwca została w końcu godnie upamiętniona?
Wit Siwiec: Sytuacja wygląda teraz trochę inaczej niż dawniej. Ale kiedy ostatnio byłem przy Stadionie Narodowym w Warszawie (miejscu podpalenia się Ryszarda Siwca - PAP), zobaczyłem, że to miejsce jest zaniedbane i wygląda na opuszczone, tak jakby się nikt tym nie interesował. Jest to dla mnie przykre.
Rozmawiała: Nadia Senkowska (PAP)