Irena Senderska-Rzońca (z d. Krzyształowska) urodziła się w 1931 r. w Borysławiu w wielodzietnej rodzinie. Obecnie Borysław znajduje się na terytorium Ukrainy. Ojciec Ireny Senderskiej-Rzońcy, Józef Krzyształowski był znajomym lekarza Eliasa Bandera, który wraz z rodziną został umieszczony przez Niemców w getcie. W porozumieniu z żydowskim lekarzem, Józef Krzyształowski organizował paczki z lekarstwami, które na teren getta dostarczała Irena Senderska-Rzońca.
Zapamiętała, że w 1942 roku Niemcy zorganizowali getta i przymusowo przesiedlili do nich Żydów. "Z tym, że dla wykształconych inżynierów czy lekarzy były przepustki. Ci ludzie wychodzili rano z getta i po pracy powracali. Jednym z nich był lekarz Elias Bander" - powiedziała.
"Mój ojciec chorował na żołądek i leczył się jeszcze przed wojną więc miał kontakt z doktorem Banderem. Elias Bander pracował jako Żyd codziennie wypuszczany z getta, w ośrodku dla Polaków i Ukraińców. W tym czasie Bander organizował paczki z lekarstwami za pośrednictwem mojego ojca - ponieważ nic nie mógł do getta wnieść, ani wynieść. W tajemnicy przed moją matką, ojciec zaangażował mojego brata i mnie, w noszenie tych paczek do getta" - wspomniała Senderska-Rzońca.
Jedenastoletnia dziewczynka dostała się do getta przez zakamuflowane w ustronnym miejscu przejście. "Było na tyle małe, że przejść mogła tylko bardzo mała i szczupła osoba, więc wybrali mnie. Jak weszłam przez tą dziurę w płocie do getta, przechodziłam przez jakieś komórki czy ubikacje i tam czekał starszy pan. On odbierał ode mnie te paczki i przekazywał pieniądze. Ściskając je mocno w dłoni, z powrotem przeciskałam się przez otwór w płocie, by potem dojść do ścieżki gdzie czekał mój brat, który patrzył czy nikt nie idzie" - opowiadała Irena Senderska-Rzońca.
"Raz, jak już byłam po stronie getta, usłyszałam krzyk. Wiedziałam, że Niemcy weszli do getta. W bardzo dużym strachu udało mi się dobiec do tego starszego mężczyzny i oddałam tę paczkę, nie biorąc pieniędzy z tego pośpiechu. Uciekałam. Brat mnie bardzo skarcił, mówiąc do mnie: za co ten lekarz kupi te lekarstwa do następnej paczki?. Odpowiedziałam wtedy, że następnej paczki już nie będzie, bo ja nie pójdę już do getta" - powiedziała.
Później dr Elias Bander poprosił Jana Kryształowskiego o ukrycie swojej żony Reginy i kilkuletniego syna Myrona. "Przyszedł ojciec któregoś dnia i powiedział, że musimy, w jakiś sposób, udzielić schronienia żonie lekarza i jego synowi" - wspominała Irena Senderska-Rzońca. "Myśmy mieszkali w takim gospodarczym domu, bo już Rosjanie na początku - jak tylko weszli - to nas wysiedlili z naszego mieszkania i dali nam taki dom gospodarczy. Mieliśmy w nim zakamuflowany mały strych. To gospodarcze pomieszczenie było o płaskim dachu i wyglądało tak, jakby ten dach leżał na suficie. Ojciec był gołębiarzem i miał tam gołębnik. Na tym niskim stryszku ojciec zrobił dla żony i syna lekarza pomieszczenie. Chłopiec mógł siedzieć, ale dorosła osoba musiała leżeć na plecach lub na brzuchu. Tak zaczęło się życie w powiększonej rodzinie" - powiedziała.
W nowych warunkach trzeba było na bieżąco "podawać żywność, nosić wodę i wynosić nieczystości". "To się wiązało z tym, że musiałam wyjść z domu i przejść parę kroków - to nie było daleko - do komórki gdzie trzymaliśmy kozy. W tej komórce stała drabina, którą trzeba było każdorazowo zabrać i schować żeby nikt kto wejdzie do komórki, nie widział, że się chodzi na strych. Tam był większy strych z miejscem na siano dla kozy. Nocą Regina z synem mogła wejść do tego większego pomieszczenia i rozprostować nogi" - opisała.
Po dwóch tygodniach do żony i dziecka dołączył także Elias Bander, który - jak wspomina Irena Senderska-Rzońca - oceniał, że ta sytuacja potrwa nie dłużej niż półtora miesiąca. Jednak rodzina doktora Bandera ukrywała się u rodziny Krzyształowskich przez ponad pół roku.
"Moja matka nie chciała się zgodzić, bo, jak mówiła, jedna osoba do wyżywienia więcej. Cały czas były nerwy i mama ciągle obwiniała ojca, że taka sytuacja zaistniała. Nieraz matka kazała mi zabrać młodsze siostry i iść spać do ciotki. Mówiła, że +może w nocy przyjdą, to przynajmniej wy przy życiu zostaniecie+. Tak wyglądało te 8,5 miesiąca strachu" - mówiła.
Po wejściu wojsk sowieckich do Borysławia w sierpniu 1944 r. Banderowie opuścili kryjówkę w domu Krzyształowskich.
"Moja mama od razu sprowadziła na dół Myrona, którego umyła i przebrała go jakoś. Zeszła także Regina, ale proszę sobie wyobrazić, że Elias nie chciał zejść. Ojciec poszedł do niego i przekonywał go, że przecież ci żołnierze +to są nasi już+" - wspominała.
Jednak Elias Bander argumentował, że zanim zdąży wytłumaczyć żołnierzom, że jest ukrywającym się Żydem, ktoś go zastrzeli. Pomimo przekonywań rodziny, postanowił pozostać w ukryciu.
"Tak Elias przeleżał dłużej na tym strychu. Już żona i dziecko na dole byli, a on nie chciał zejść. Jakaś psychoza, to nie było normalne" - powiedziała Irena Senderska-Rzońca. "W końcu zszedł w strasznym stanie, cały poobdzierany. Moja matka miała schowaną jedną koszulę i jakieś ubranie wcześniej, które przetrzymała i nie wymieniła na żywność. Ojciec wziął to ubranie i powiedział do Eliasa +ja szofer, ty lekarz - weź to, umyj się, przebierz się i zrób coś ze swoim życiem+. Dosłownie takie było rozstanie" - opisała.
Niedługo potem matka Ireny, Helena Krzyształowska zachorowała na tyfus plamisty. Doktor Bander, organizując miejscowy szpital, zadeklarował pomoc dla chorej.
"Elias od razu miał szansę zrewanżować się. W Borysławiu nie było zakaźnego szpitala. Musiał więc zaryzykować. Jakoś wygospodarował nam w suterenie pokój, który urządził na szpitalny. Nie oddał matki do zakaźnego w Drohobyczu, bo wiedział, że tam umierają". "Udało mu się uratować mamę i wszystko się dobrze skończyło" - powiedziała Irena Senderska-Rzońca.
Po wojnie rodzina Banderów odnalazła krewnych w Łodzi i postanowiła opuścić Borysław. Następnie wyjechali do Niemiec. W 1949 r. wyemigrowali do USA. Myron Bander ukończył studia na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku.
Irena Senderska-Rzońca dobrze zapamiętała rozstanie z rodziną Banderów. "Elias mówił do ojca: jestem twoim dłużnikiem do końca życia. Ojciec odpowiedział mu: nic nie jesteś mi winien, ty uratowałeś moim dzieciom matkę, a ja uratowałem twoją rodzinę. W ten sposób się rozstali" - dodała.