Patrick Montague, autor książki „Chełmno”, pierwszej naukowej publikacji w całości poświęconej dziejom KL Kulmhof, podkreśla, że obóz ten – pierwszy powstały wyłącznie po to, aby dokonywać w nim celowych masowych mordów – był modelem dla innych, bardziej znanych, a utworzonych później niemieckich obozów zagłady, takich jak Auschwitz-Birkenau i Treblinka.
Tym, co odróżniało je od obozu w Chełmnie była także lokalizacja - ten ostatni, jako jedyny z obozów zagłady, powstał w tzw. Kraju Warty, a jego założenie nie było efektem realizacji akcji „Reinhard”. Wyjątkowość KL Kulmhof polega także na tym, że jako jedyny obóz, po zlikwidowaniu, został przez nazistów uruchomiony ponownie.
Eksterminacja Żydów w Kraju Warty rozpoczęła się już we wrześniu 1941 r., po realizacji przez Niemców programu eutanazji umysłowo chorych i niepełnosprawnych. Pierwsze egzekucje objęły żydowskich mieszkańców powiatu konińskiego, m.in. Rzgowa i Grodźca. Jednym z głównych organizatorów zbrodni był Herbert Lange; Żydów zabijały specjalnie wyszkolone oddziały Sonderkommando.
O oczyszczenie Kraju Warty z Żydów zabiegał sam Adolf Hitler, a niemieckie plany w stosunku do ludności żydowskiej były tematem noty szefa Głównego Urzędu Migracji w Poznaniu Rolfa-Heinza Raeppnera, przesłanej 16 lipca 1941 r. do Adolfa Eichmanna, kierownika biura spraw żydowskich Gestapo. „Istnieje ryzyko, że nadchodzącej zimy nie wszystkich Żydów uda się wykarmić. Należy uczciwie rozsądzić, czy nie bardziej humanitarnie byłoby usunąć niezdolnych do pracy Żydów za pomocą jakiegoś szybko działającego urządzenia. Byłoby to w każdym razie mniej nieprzyjemne niż dopuszczenie, by konali z głodu” – pisał Hoeppner.
Obóz w Chełmnie powstał po to, aby rozstrzygnąć „lokalny problem” przez co naziści rozumieli zabicie „jedynie” ok. 100 tys. nieprzydatnych do pracy Żydów. Rozkaz do założenia pierwszego ośrodka zagłady wydał urzędujący w Poznaniu namiestnik Rzeszy w Kraju Warty - Arthur Greiser.
„Założenie obozu śmierci w Chełmnie wpisywało się w obowiązującą w Kraju Warty politykę, obliczoną na totalne wyzyskiwanie żydowskiej ludności tej prowincji. Getto w Łodzi było olbrzymim obozy pracy przymusowej (…). Obóz w Chełmnie stanowił tryb w tej maszynie – narzędzie, za pomocą którego niemieccy zarządcy mogli się pozbyć ludzi uznanych za zbędnych czy wręcz zagrażających produkcji” – wyjaśnia autor monografii KL Kulmhof.
Na obóz wyznaczono wieś Chełmno – leżącą ok. 60 km na północy zachód od Łodzi. Miejscowość zamieszkiwało wówczas jedynie ok. 250 osób. Wizytujący ją niemieccy dygnitarze przekonywali miejscowych, że we wsi powstanie „obóz przejściowy”, skąd miano kierować Żydów na Wschód, do Rosji. Z czasem w Chełmnie i okolicach zamieszkali esesmani, strażnicy i policjanci – przyszła załoga obozu; część nich wchodziła w skład pododdziałów Sonderkommando.
O lokalizacji pierwszego niemieckiego obozu zagłady zaważyły względy geograficzne. „Chełmno leżało pomiędzy skupiskami ludności żydowskiej w Kraju Warty. Co więcej, wieś była odosobniona, w pobliżu nie było żadnego większego miasta, a jednak dojazd drogowy i kolejowy był dogodny” – tłumaczy Montague.
Komendantem obozu był wspomniany wcześniej, sadystycznie usposobiony Lange (na tym stanowisku pozostał do marca 1942 r.; jego następca był Hans Bothmann). Zastępował go Herbert Otto. Nadzorcą przybywających do Chełmna transportów był Kurt Moebius. We wrześniu 1942 r. funkcję tę przejął Alois Haefele.
W skład obozu wchodziły budynki mieszkalne oraz przyległe grunty wraz z terenami leśnymi – Lasami Rzuchowskimi. Centralną część ośrodka zagłady stanowił kompleks pałacowy, ogrodzony drewnianym płotem o wysokości ok. 2,5 metra.
Obozu strzegła tzw. Policyjna Jednostka Strażnicza, złożona z funkcjonariuszy Schutzpolizei sprowadzonych z Łodzi. Stopniowo jej skład uzupełniano, w 1942 r. służyło w niej ok. 120 ludzi. Byli tzw. strażnicy pałacowi, leśni oraz ci, których zadaniem było doprowadzanie Żydów do Chełmna z okolicznych miejscowości.
Do prac porządkowych na kwaterach esesmanów i policjantów zatrudniono kilkoro mieszkańców wsi. Ponadto ośmiu Polaków było grabarzami przy jednym z pododdziałów Sonderkommando. Niemcy obdarzyli ich względną swobodą – Polacy nosili cywilne ubrania, dostawali przydział wódki.
Przybyli do Chełmna Żydzi nie spodziewali się rychłej śmierci. Niemcy stwarzali pozory, aby uspokoić swoje przyszłe ofiary. W tym celu wygłaszali przemówienia przekonując, że nic im nie grozi. Później nieświadomi przybysze rozbierali się do naga, oddawali kosztowności (Niemcy składowali je na plebanii miejscowego kościoła) i szli do ciężarówek. Tam ginęli w męczarniach. Zwykle śmierć następowała po kilku minutach od rozpylenia gazu spalinowego, wypuszczanego z rur wydechowych – nie było wówczas jeszcze stacjonarnych komór gazowych. Obóz zaczął bowiem funkcjonować zanim jeszcze w Wannsee pod Berlinem, 20 stycznia 1942 r., naziści podjęli decyzję o rozpoczęciu planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
Ofiary grzebano w masowych mogiłach na terenie lasów w pobliżu wsi Rzuchów, oddalonych od Chełmna o 4-5 km. Żydów, których nie zabito od razu, kierowano do pracy w tzw. komandach (grupach roboczych) – na terenie zespołu pałacowego oraz w pobliskich lasach.
Pierwszy transport Żydów dotarł do Chełmna 7 grudnia 1941 r. – byli to przybysze z pobliskiego Koła (oddalonego o 14 km), łącznie 700 osób. Nazajutrz zamordowano je spalinami i pogrzebano w pobliskim lesie. Przez kolejne kilka dni do obozu Niemcy przetransportowali kilka kolejnych grup deportowanych z Koła. 10 grudnia przyjechało ok. 1100 Żydów z getta w Czachulcu. Cztery dni później rozpoczęły się wysiedlenia żydowskich mieszkańców Dąbia – objęły łącznie prawie tysiąc osób. Ofiarami wywózek byli też Żydzi z Kowali Pańskich, Kłodawy oraz Izbicy Kujawskiej.
Stopniowo także wsie i miasta innych rejencji Kraju Warty były „oczyszczane” z Żydów. Od 16 stycznia 1942 r. do Chełmna przewożono łódzkich Żydów. Przez dwa tygodnie na śmierć trafiło ponad 11 tys. ludzi, z czego ponad połowę stanowiły kobiety. W kolejnych miesiącach wywózki powtórzono – tylko w marcu do obozu skierowano prawie 25 tys. Żydów. We wrześniu 1942 r. na śmierć wysłano tam ofiary tzw. Wielkiej Szpery w Łodzi - co najmniej 15 tys. osób, głównie dzieci żydowskie poniżej 10. roku życia.
Oprócz mieszkańców łódzkiego getta do Chełmna trafiała ludność żydowska z zachodniej Europy, m.in. Żydów niemieckich, austriackich, luksemburskich i czechosłowackich.
W połowie 1942 roku obóz na ponad miesiąc wstrzymał działalność w związku z groźbą wybuchu epidemii – ze względu na rozkładające, gnijące w lesie ciała. Brakowało miejsca na pochówki ofiar, dlatego też „wynalazkiem” niemieckim były tzw. polowe paleniska. Później zbudowano też piece krematoryjne oraz uruchomiono młyn do ludzkich kości. Dzięki temu możliwe było wznowienie fabryki śmierci już w lipcu 1942 r.
Obóz funkcjonował do 11 kwietnia 1943 r., po czym został zamknięty. Do tego czasu Niemcy starali się zatrzeć ślady zbrodniczej działalności, palili ciała ofiar, wywozili ich dobytek. Z KL Kulmhof praktycznie nic nie zostało - zniszczono krematoria, wysadzono pałac, rozebrano nawet drewniany płot; na miejscu kaźni dziesiątek tysięcy Żydów sadzono drzewa.
5 marca 1943 roku obóz odwiedził sam Greiser, który podziękował załodze za zaangażowanie w mordowanie Żydów. Na jego cześć w Kole urządzono wówczas bankiet.
Po niecałym roku, w marcu 1944 r. obóz jednak wznowił działalność. Tym razem jego teren otoczono drutem kolczastym, zbudowano nowe krematoria i baraki. W sierpniu rozpoczęła się ostateczna likwidacja łódzkiego getta; niemal w tym samym czasie zapadła decyzja o zamknięciu i zniszczeniu obozu w Chełmnie oraz wszelkiej dokumentacji, która świadczyłaby o jego istnieniu. Nie zdążono jednak wysadzić wszystkich budynków.
17 stycznia w płomieniach zginęło 47 Żydów, których Niemcy zamknęli w spichlerzu. Zanim został podpalony, Żydzi zdołali zabić dwóch członków załogi obozu. Dzień później, aby zdążyć przed wkroczeniem Armii Czerwonej, z miejscowości wyjechali ostatni członkowie Sonderkommando.
Funkcjonowanie obozu w Chełmnie pokazało, że możliwa jest masowa eksterminacja „wrogów” Rzeszy na przemysłową skalę. KL Kulmhof – pisze autor poświęconej mu publikacji – powstał jako „humanitarne rozwiązanie”, ale okazało się, że mordy tam dokonywane były inspiracją dla kolejnych zbrodniczych poczynań Niemców. „Był to plan jedyny w swoim rodzaju – nigdy jeszcze nie zaproponowano ludobójstwa jako "realnego" rozwiązania kwestii żydowskiej. Stanowił też zapowiedź przyszłych wydarzeń” – podsumowuje Montague.
Dane sporządzone przez Niemców, a przedstawione na procesie byłych członków Sonderkommando w Bonn w 1962 r., mówią, że w KL Kulmhof zabito łącznie co najmniej 152 tys. osób. Z kolei według powojennych ustaleń sędziego Władysława Bednarza z łódzkiego Sądu Okręgowego, w obozie w Chełmnie miało zginąć nawet 350 tys. ludzi. Na oficjalnej stronie internetowej muzeum mieszczącego się na terenie pierwszego niemieckiego obozu zagłady podkreślono, że najprawdopodobniej liczba jego ofiar wynosi ok. 200 tys. osób.