PAP: Rozległe są obszary pańskiej twórczości: muzyka klasyczna, rozrywkowa, jazz. Jest pan kompozytorem dyrygentem i pianistą-wirtuozem. Z którą sferą artystyczną jest związana pańska nowa płyta?
Krzysztof Herdzin: Zajmowałem się różnymi formami działalności muzycznej, ale od pewnego czasu mniej koncertuję i skupiłem się na innym rodzaju pracy. Przestałem być sidemanem i skoncentrowałem się na własnych projektach, głównie komponowaniu muzyki współczesnej i na przygotowywaniu dużych projektów orkiestrowych jako aranżer i dyrygent. Mam jeszcze zajęcia w Akademii Muzycznej, ale z tego nie zrezygnuję, bo po prostu kocham tę pracę. Mam jednak zdecydowanie więcej czasu, mogę w skupieniu zająć się sobą, bez rozpraszania się na wiele działań, co w naszej branży jest, niestety, codziennością.
PAP: Sądząc po tytule płyty nie jest ona skierowana ku sprawom świata zewnętrznego, lecz raczej jest spojrzeniem na siebie, spojrzeniem w głąb?
K.H.: Tytuł odnosi się do moich poszukiwań prowadzonych od dawna; pięć lat temu wydałem płytę "Looking for Balance", która była w podobnym tonie. Tytuł tamtej płyty również odnosił się do prób określenia samego siebie, swojej tożsamości, powiem nawet – swojej duchowości. Płyta tamta też miała dużo podobnych kolorów i klimatu, który raczej nie służy rozrywce, lecz bardziej zachęca do stworzenia nastroju skupienia, do kontemplacji. "Look Inward" jest naturalną kontynuacją, wyrazem mojej spokojnej pracy nad sobą, przestawiania, jak to nazywam kolokwialnie, klocków w mojej głowie. Chodzi o nadawanie pewnym wartościom nowej jakości i nowego znaczenia, o zadawanie sobie pytań na temat kondycji świata, kondycji siebie samego.
PAP: A jak ta refleksja nad sobą przekłada się na muzykę?
K.H.: Cały ubiegły rok zajmowałem się tym, co nazywam remanentem wewnętrznym. Bardzo dużo podróżowałem, spotykałem się z mądrymi ludźmi, wiele czytałem i chyba były to dość istotne lektury. Podczas moich podróży w Himalaje i do królestwa Buthanu, wędrując z przewodnikiem odwiedzałem klasztory buddyjskie i mocno nasiąkłem filozofią, zaznaczam nie doktryną religijną buddyzmu, lecz filozofią, zachęcającą do samorozwoju, pracy nad sobą. Poczułem, że jest to dobry moment w moim życiu, aby sięgnąć do mojego wnętrza, do mojej podświadomości, ukrytych emocji. Postarać się dotrzeć do tego, co głęboko we mnie tkwi, czego nie chciałem dotąd uzewnętrzniać, a co jest naturalnym, organicznym "mną". Zacząłem medytować, kontemplować.
PAP: Czy Krzysztof Herdzin -dynamiczny radosny muzyk błyskotliwie i z temperamentem prowadzący wielkie orkiestry – nie był sobą?
K.H.: Jedno z drugim się nie musi kłócić, ale każdy się zmienia, jest w drodze. Mam 47 lat i przy dotychczasowej intensywności życia artystycznego i ogromie doświadczeń szukam nowych dróg i w życiu, i w sobie. Postanowiłam nagrać płytę, która będzie może w najwyższym stopniu odsłonięciem samego siebie, pokaże, jakim jestem w tym danym momencie.
PAP: Czy płyta jest też wyrazem doświadczeń artystycznych, bo o życiowych już mówiliśmy?
K.H.: Uświadomiłem sobie, że muszę wybrać odpowiednią formę muzyczną do wyrażenia siebie i otwarta improwizacja wydała mi się najlepsza. Ta trudna i odpowiedzialna improwizacja nie narzuca formy, nie stwarza ograniczeń, nie ma tematów, nie ma utworów na bazie których się improwizuje. Nie mogę schować się za innego członka zespołu, kiedy brak mi pomysłów, jestem sam przy fortepianie od początku do końca odpowiedzialny za wszystko. Jest to swobodny strumień podświadomości.
PAP: Proszę przedstawić historię tego nagrania.
K.H.: W Studiu S4 towarzyszył mi jedynie realizator nagrania Rafał Smoleń. Działo się to w nocy, przygasiliśmy światła, uruchomiliśmy nagranie… Materiał został zrealizowany w czasie kilkugodzinnej sesji. Grałem i grałem z przerwami na kawę, na krótki oddech, znowu grałem. To było niesamowite przeżycie, nigdy wcześniej niczego podobnego nie robiłem, nie wiedziałem co się wydarzy. Czekałem na impuls, wenę, jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że najważniejsze było to, aby uciec od całej mojej wiedzy, od tego czego nauczyłem się w ostatnich latach jako kompozytor muzyki współczesnej, kiedy poznałem wiele narzędzi, skomplikowane elementy czysto techniczne, kwestie związane z harmonią, z budowaniem formy. A tutaj postanowiłem przy pomocy prostych narzędzi opowiedzieć o ważnych rzeczach i raczej odejmować niż dodawać. Ta muzyka okazała się bardzo prosta, romantyczna, przestrzenna, minimalistyczna, mało jazzowa.
PAP: Podobno nagranie płyty na fortepian solo jest wymagającą formą?
K.H.: Zdecydowanie tak. Niewielu pianistów w swojej dyskografii nagrywa takie płyty. Wymagają one idealnej koncepcji, nieskazitelnej techniki obu rąk, ciekawej i oryginalnej formy. Dlatego moje nagranie nie jest absolutnie próbą pokazania wirtuozerii, szukania nowego języka, popisem. W studio byłem sam, grałem dla siebie i nie musiałem się popisywać, nie musiałem odkrywać nowych lądów. Grałem spokojnie, zwyczajnie i było to dla mnie magiczne, niemal mistyczne przeżycie. Była to forma medytacji czy nawet wewnętrznej modlitwy. Realizator nastawił mi od razu duży pogłos i kiedy grałem słyszałem brzmienie fortepianu o bardzo szerokim pogłosie, co pięknie oddawało plastyczność moich pomysłów i dodatkowo inspirowało.
Kończąc nagranie nie sądziłem, że kiedykolwiek ten materiał opublikuję; było w nim bowiem dużo rzeczy bardzo osobistych. Wychodząc ze studia byłem oczyszczony wewnętrznie, bardzo dobrze się czułem i dopiero po czterech miesiącach wróciłem do tego. Posłuchałem na spokojnie, obiektywnie. Ostatecznie z czterech godzin nagrania wybrałem tylko dziewięć fragmentów, według mnie udanych, podlegających konsekwentnie od początku do końca narracji muzycznej. Uznałem, że warto się tym podzielić z ludźmi, którzy czują podobnie jak ja. Uświadomiłem sobie też, że to jest moja pierwsza płyta, przeznaczona dla bardzo określonego odbiorcy. To fantastyczne, że każdy twórca, każdy muzyk podlega przeobrażeniom w procesie twórczym i jego dzieła mogą się bardzo od siebie różnić. Ktoś, kto zna mnie z nagrań ze Zbyszkiem Namysłowskim czy z nagrań mojego trio będzie zaskoczony.
PAP: A zatem do kogo adresuje pan płytę "Look Inward"?
K.H.: Muzyka na tej płycie jest dla tych, którzy chcą się wyciszyć, skupić na sobie, zastanowić nad sobą. W muzyce jest przestrzeń i spokojna aura. Wierzę, że ten album może być niczym lek, niczym muzykoterapia pomagająca odnaleźć więcej spokoju, złapać oddech. Dla mnie było to chyba najbardziej głębokie osobiste przeżycie twórcze i nie wyobrażam sobie, abym mógł grać materiał z tej płyty na koncertach. To się mogło wydarzyć tylko raz w szczególnych warunkach. Jeśli bym wyszedł na scenę i zagrał przed publicznością, to już byłby spektakl, kreacja, udawanie. A tak, improwizując, szukając nieschematycznych rozwiązań, uciekając od jazzu, a skupiając się na nastroju, na budowaniu najczystszego osobistego przekazu emocji udało mi się sięgnąć głęboko do moich dekalogów.
PAP: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
Krzysztof Herdzin – pianista, kompozytor, aranżer, dyrygent, producent płytowy, multiinstrumentalista, wykładowca akademicki. Ma na swoim koncie ponad 200 płyt CD, w tym 16 autorskich, jest posiadaczem 16 Złotych i 3 Platynowych Płyt dla Aranżera. Wyprodukował ponad 20 płyt polskim wokalistom. Płyta z muzyką improwizowaną jest odmienna od wszystkiego co artysta dotąd opublikował. Wydawcą albumu "Look Inward. Solo piano by Krzysztof Herdzin" jest Fusion MUSIC, a dystrybutorem Universal Music Polska.