Polska nie ma liczby mnogiej, a to znaczy, że w teatrze nie ma miejsca na ksenofobię, wykluczenie, pogardę, tworzenie dwóch Polsk – mówi PAP Marek Mikos, który od 1 września będzie dyrektorem Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.

Jak zapowiada, nowy sezon w Starym Teatrze rozpocznie (16 września) „Wesele” w reż. Jana Klaty, jednak nie chce przed spotkaniem z zespołem Teatru (5 września) podawać repertuarowych szczegółów. Już teraz zaprasza media na konferencje prasowe 6 i 15 września.

PAP: Jaki będzie Stary Teatr Marka Mikosa?

Marek Mikos: To będzie Teatr Pani, mój, tego Pana i tej Pani, którzy siedzą przy stoliku obok. Teatr zespołu Starego Teatru. Nie tylko aktorów i nie tylko reżyserów. Teatr, który jest punktem odniesienia. Szanujący tradycję, ale w oczywisty sposób sięgający do niej przez poszukiwanie adekwatnej, nowoczesnej formy. Nie będzie czegoś takiego jak „teatr Marka Mikosa”, w znaczeniu jednej, upodobanej przez mnie estetyki. Ja jestem tylko jego współwłaścicielem, wraz z 38 milionami pozostałych Polaków. I, rzecz jasna, od 1 września dyrektorem. Mam wyraźną, autorską wizję Starego Teatru – jako sceny szanującej tradycję, a jednocześnie szukającej wciąż nowych środków wyrazu. Bo teatr, w antyku, czasach szekspirowskich, czy dzisiaj - jest zawsze „tu i teraz” i nieodmiennie służy komunikacji, ratowaniu ludzi. By móc to robić skutecznie, posługuje się niesprowadzalnym do niczego innego, własnym językiem.

PAP: Czy tak jak Jan Klata zamierza Pan reformować, zmieniać Stary Teatr? Jan Klata mówił obejmując funkcję, że chce robić rzeczy, jakich w teatrze nie robiono.

M. M.: Pani o Janie Klacie, a mnie bardziej interesuje, co będzie jutro. Jasne, że wraz z twórcami będę szukał nowych form teatralnego wyrazu, ale z pewnością moją główną motywacją nie będzie to, że czegoś jeszcze nie robiono i dlatego ja to wraz z zespołem miałbym zrobić. Dla mnie nowość nie jest bożkiem. Szczególnie ta wielokrotnie odświeżana, pozorna, taka nowość z „second handu”, której tyle jest we współczesnym europejskim, także polskim teatrze.

Narodowy Stary Teatr musi być ponad podziałami, doraźną polityką, krótkotrwałymi modami artystycznymi. I dlatego w kwietniu tego roku startowałem w konkursie na dyrektora Starego Teatru. Uważam, że tylko sztuka może nasz porwany na fragmenty świat pozbierać w sensowną całość. Żebyśmy nie musieli powtarzać z pożegnanym na zawsze przed paroma dniami Januszem Głowackim: „…spieprzyliśmy ten świat”.

PAP: Jakich zmian należy się spodziewać?

M. M.: Zmienia się koncepcja zarządzania Starym Teatrem. To już nie będzie instytucja podporządkowana narcystycznym wizjom jednego twórcy-reżysera, przekształcającego Narodowy Stary Teatr w scenę własnej autokreacji. Chcę, żeby zarządzany przeze mnie zespół nie był zabawką pozostawioną w rękach jednego człowieka, ale czuł się częścią wspólnego projektu, miał poczucie dumy ze współtworzenia wartościowych dzieł i możliwości uczestniczenia w budowaniu polskiej kultury. Nie będę traktował instrumentalnie aktorów, a różnicy zdań, byle uczciwie i jasno wyartykułowanej, nie nazwę zdradą. Z pewnością nie będzie to teatr monofoniczny, czyli oparty w większości na jednej, dominującej poetyce scenicznej. Zygmunt Huebner, Jan Paweł Gawlik, także Stanisław Radwan, Tadeusz Bradecki i Mikołaj Grabowski – jako wybitni dyrektorzy „Starego” nie bali się zapraszać twórców bardzo wyrazistych, wychodzących z różnych wizji światopoglądowych i estetyk teatralnych. To moi mistrzowie. Pragnę wziąć z każdego z nich to, co najlepsze.

PAP: Co Pan powie zespołowi teatralnemu na pierwszym wspólnym spotkaniu, 5 września?

M. M: Zespół jest największą siłą tego teatru. Widać to także teraz, w ostatnich kilku miesiącach. Mimo wszelkich różnic, które wśród twórczych, wybitnych jednostek są nieuniknione, aktorzy Starego Teatru, jako najbardziej istotna część jego twórczego zespołu, dbają o to, by czyjekolwiek osobiste ambicje nie zdominowały nadrzędnej wartości, jaką jest Teatr i jego przesłanie. Tym przesłaniem, w najszerszym rozumieniu, jest służba widzowi i prawdzie, nieustające szukanie języka, dzięki któremu możemy zrozumieć otaczający nas świat. W XXI w. musi być to język XXI w., wciąż na nowo odkrywany i kształtowany. W efekcie zawsze chodzi o ratowanie siebie, ludzkiej wspólnoty, prawa do bycia sobą. O podstawowe wartości, które wytworzyła ludzkość w ogóle, a kultura europejska w szczególności.

Chodzi o to, by Narodowy Stary Teatr służył przede wszystkim człowiekowi i tym samym, a nie obok tego, czy wbrew temu - wspólnocie ludzkiej i narodowi. W takim rozumieniu teatru nie ma miejsca na ksenofobię, wykluczenie, pogardę, tworzenie dwóch Polsk (czy wyraz Polska ma liczbę mnogą??), a zawsze wystarczy go na poszukiwanie piękna, dobra i prawdy. Cel do osiągnięcia nie jest łatwy, ale jeśli będziemy chcieli go omijać, to możemy dać sobie spokój z teatrem i zamknąć go w muzeum osobliwości.

Teatr dotykający, czasem rozpaczliwie, świata najwyższych wartości, który tak sobie upodobał Sofokles, Szekspir, Norwid, Wyspiański, Czechow, Beckett, Witkacy, Różewicz… Może być rozmaity, ale zawsze musi być po coś, służyć czemuś, co nie oznacza w ogóle, że ma być „na służbie”. Bo teatr jest dziedziną wolności. Ku czemuś, a nie od czegoś.

Teatr, który wraz z narodzinami kina, a następnie telewizji, wcale nie umarł, ma tę podstawową siłę, że jest spotkaniem człowieka z człowiekiem w pokojowej, choć często pełnej litości i trwogi sytuacji, która doprowadza w końcu do oczyszczenia – katharsis. Bez katharsis, bez oczyszczenia, bez dążenia do niego, pewnie trudno obronić sens teatru. Mnie w każdym razie byłoby bardzo trudno.

Na spotkaniu z zespołem 5 września powiem o tym w krótkich słowach i z pewnością przedstawię swoje plany repertuarowe, podam nazwiska reżyserów, z którymi przeprowadziłem rozmowy po powołaniu, a przed pierwszym dniem mojej pracy, przedstawię też wstępny projekt repertuaru na najbliższy sezon oraz zarys planów na następne trzy lata, do końca września 2021 r., kiedy kończy się przewidziana zawartym w maju tego roku kontraktem kadencja.

Powiem o tym, jak sobie wyobrażam NST jako nowoczesną, służebną wobec społeczeństwa instytucję, a także, jak widzę obecność NST w Polsce i na mapie świata. Przedstawię też swoją koncepcję funkcjonowania Rady Artystycznej Starego Teatru.

PAP: Planuje Pan zmiany personalne?

M. M.: Nie mam żadnych powodów do snucia takich planów, szczególnie dziś, kiedy jeszcze nie rozpocząłem kadencji. Gdy przyjdę po raz pierwszy w nowej roli – dyrektora, do Starego Teatru, także nie będę myślał o zmianach kadrowych. Myślę, że w zespole tkwi jeszcze wielki, nie ujawniony do końca potencjał, któremu trzeba dać szansę. Może jednak się zdarzyć, iż niektórzy członkowie zespołu uznają, że lepiej będą się rozwijać gdzie indziej. Nie będę ich zatrzymywał na siłę, ale jednocześnie na pewno zachęcę, by kontynuowali dzieło, którego podjęli się wcześniej – czyli na przykład, aby grali gościnnie w spektaklach, których premiery współtworzyli.

PAP: Czy 1 września rozpocznie Pan pracę z dyrektorem artystycznym Michałem Gieletą?

M. M.: Z pewnością nie. Michał Gieleta nie jest dyrektorem artystycznym Starego Teatru.

PAP: Jak Stary Teatr zainauguruje sezon 2017/2018?

M. M.: Inaugurację sezonu zaprojektował poprzedni dyrektor. To w jakiś sposób naturalne, skoro on pracuje do 31 sierpnia, a ja od 1 września. Tą inauguracją jest udana premiera poprzedniego sezonu – „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Jana Klaty, z udziałem wielkiej części zespołu aktorskiego, a także gościnnie przedstawicieli starszego pokolenia, na przykład Elżbiety Karkoszki, która była w 1963 r. w obsadzie „Wesela” w reżyserii Andrzeja Wajdy.

Myślę, że takie „Wesele”, kończące w czerwcu kadencję Jana Klaty, a teraz rozpoczynające sezon w roku 100. rocznicy śmierci Stanisława Wyspiańskiego, to bardzo interesujący prolog teatralnej jesieni 2017.

Szkoda, że „Wesele” nie będzie grane już 2 września, w dzień narodowego czytania tego arcydramatu. Pytałem przedstawiciela aktorów o taką możliwość, sprawdził i okazało się, że rzecz jest niestety niemożliwa, bo nie może wtedy grać zespół black metalowy Furia, którego obecność jest integralną częścią spektaklu. Szkoda, że ktoś nie pomyślał zawczasu, by zarezerwować ten termin u czterech muzyków. Świat się jednak z powodu nieobecności Furii nie wali – w dniu Narodowego Czytania „Wesela”, w którym z definicji może brać udział każdy – zarówno aktor, reżyser, jak i „cywil”, będziemy zapraszać wszystkich na inaugurację sezonu, jaką będzie pierwszy powakacyjny pokaz „Wesela”, 16 września na Dużej Scenie Starego Teatru.

PAP: Jak będzie wyglądał repertuar tegoroczny?

M. M.: Jan Klata po raz pierwszy w życiu zaprojektował repertuar, już przed wakacjami, aż na cztery miesiące, czyli do końca roku kalendarzowego, z 11 listopada i Sylwestrem włącznie. Repertuar ten wymaga drobnych korekt, jednak generalnie pozostanie bez większych zmian. Cieszę się, że ustępujący dyrektor wykonał taki gest w stronę przyszłości – pokazał, że jednak można planować z wyprzedzeniem i że Stary Teatr może grać jednocześnie na dwóch, trzech scenach. Cieszę się, bo jeszcze tej wiosny zdarzały się takie dni, w których Stary Teatr, dysponujący znakomitym, 48-osobowym zespołem aktorskim i trzema-czterema scenami, wykorzystywał tylko jedną z nich. Bywało, że tym jedynym miejscem, w którym grało się danego dnia, czy nawet kilka dni z rzędu spektakl, była Nowa Scena – z obsadą od 3 do 9 aktorów, z 80 miejscami na widowni. To dla mnie niezrozumiałe. Myślę, że do początku następnego sezonu doprowadzimy do sytuacji, w której w każdym z sześciu teatralnych dni grają 2-3 sceny (najlepiej wszystkie). Chcę też sprawić, by repertuar ogłaszany na minimum cztery miesiące naprzód był standardem, a nie tylko szczodrym, jednorazowym gestem, który zawdzięczamy odchodzącemu i może mniej liczącemu się z kosztami eksploatacji dyrektorowi.

PAP: Czy w repertuarze 2017/2018 znajdą się spektakle Jana Klaty?

M. M.: Wszystkie z jednym wyjątkiem – zadbał o to sam Jan Klata, który ułożył repertuar do Sylwestra 2017. Jednym wyjątkiem jest „Ubu Król”, wyłączony z eksploatacji pisemnym dekretem Jana Klaty jeszcze sprzed wakacji. Tych, którzy jednak bardzo chcieliby obejrzeć i ten spektakl, uspokajam: jeżeli będzie wystarczająca liczba chętnych, możemy urządzić „czytanie performatywne”, wierne scenariuszowi spektaklu według Jarry’ego. To czytanie uzupełni wtedy projekcja zapisu wideo fragmentów spektaklu. W przypadku wszystkich pozostałych spektakli Klaty będących w dotychczasowym repertuarze Starego Teatru – sprawa jest prosta: wystarczy kupić bilet, przyjść i obejrzeć. Rzecz jasna wprowadzę jeszcze tej jesieni nowe premiery, o których szerzej powiem na konferencjach 6 i 15 września. Zapraszam serdecznie.

PAP: Co jest Pana najmocniejszą, a co najsłabszą stroną, jako osoby obejmującej stanowisko dyrektora Starego Teatru?

M. M.: Siłą jest to, że znam się jednocześnie na teatrze i na zarządzaniu. Słabością, że jestem niecierpliwy. Wszystko chciałbym zrobić już, jakby mi została jeszcze tylko jedna godzina życia.