Jak się ksiądz bawi na Woodstocku?
Ojciec Michał Legan: Ja nie lubię Woodstocku. Przyjeżdżam tu bo kocham Przystanek Jezus i myślę, że jest to takie miejsce, w którym powinien być cały polski Kościół. Nigdy nie słuchałem muzyki rockowej i na Przystanku Woodstock rzadko znajduję koncerty dla siebie. Nie mam zresztą powodów by ich szukać. To co robimy na Przystanku Jezus jest inspirujące, zajmuje cały nasz czas. Nikomu z nas nie przychodzi do głowy, by brać udział w innych koncertach. Kocham woodstokowiczów, to na Przystanku Woodstock przeżywam najpiękniejsze chwile mojego kapłaństwa. Spotykam ludzi, których trudno byłby spotkać w kościele, a którzy jednocześnie mają te same potrzeby i są piękni duchowo. To ludzie, którzy zadają bardzo poważne pytania, inicjują głębokie rozmowy, które często kończą się niezwykle szczerą spowiedzią. Gdy stąd wyjeżdżam, marzę o kolejnym spotkaniu z woodstockowiczami.
Przystanek Woodstock to dobre miejsce dla Przystanku Jezus?
Zdecydowanie tak. Jestem szósty raz na Przystanku Jezus i zawsze uważałem, że powinniśmy być blisko woodstockowiczów. Można powiedzieć, że Woodstock to kontynent, na którym Pan Bóg chce być z ludźmi. Jesteśmy tu nieodzowni, to jest nasze miejsce.
Co na to Kościół?
Wielu księży ma swoją opinię na temat Przystanku Woodstock, która często oparta jest na przekazach medialnych. Wielu kapłanów nigdy nie było na festiwalu, więc nie znają specyfiki tego miejsca. Gdyby rodzice szesnastolatki zapytali mnie, czy pozwolić dziecku jechać na Woodstock powiedziałbym stanowcze „nie”. Jest tu za dużo alkoholu i narkotyków i łatwo tu o przemoc więc z pewnością nie jest to miejsce dla niepełnoletnich. Kościół nie ma oficjalnego stanowiska co do festiwalu. Jednak wielu biskupów i księży rozumie fenomen Przystanku Jezus więc wspiera go na różne sposoby.
Poseł Ireneusz Zyska podczas debaty w Sejmie powiedział, że Przystanek Woodstock jest „miejscem zgorszenia i upadku godności”
Każdy ma prawo do takiej opinii. Woodstock w wielu punktach jest miejscem, w którym dzieją się złe rzeczy. Ludzie pod wpływem alkoholu zachowują się inaczej. Tu puszczają hamulce. Niektórzy wyjeżdżają z festiwalu z poczuciem, że narobili głupot. Jednocześnie to miejsce pięknej, dobrej zabawy. Nie sposób nie zauważyć wielkiego wysiłku organizatorów, by Woodstock był miejscem bezpiecznym i dobrym.
Ksiądz czuł się tu kiedyś zgorszony?
Bywało, że czułem się niebezpiecznie. Byłem atakowany, ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Czy byłem zgorszony? Widziałem ludzi uprawiających seks na środku ulicy. Mogłem jedynie odwrócić wzrok. Widziałem też nagich mężczyzn prowadzonych na smyczy przez dziewczynę. Bez względu na to czy to był performance, happening, zabawa, sposób na zaistnienie, ja nie czułem się zgorszony. Rozumiem, że to wszystko to jedno wielkie wołanie o miłość, zainteresowanie, sposób na to, by wykrzyczeć swoją frustrację. Byłem także proszony o rozmowę przez mężatkę, która noc wcześniej pod wpływem narkotyków współżyła z wieloma obcymi mężczyznami. Starają się z mężem o dziecko więc oczekiwała ode mnie przyzwolenia na wzięcie pigułki „dzień po”. Ktoś powie, że takie rzeczy dzieją się przecież i poza Woodstockiem i oczywiście będzie miał rację. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie na Woodstocku pewne rzeczy przychodzą łatwiej. Pewne tamy tu puszczają. Niektórzy mówią że tu przez kilka chwil mogą być sobą, co oznacza z reguły że przyjeżdżają tu z przekonaniem, iż obowiązujące w życiu normy tu ulegają zawieszeniu. A to przecież ma konsekwencje – czasami straszliwe. Przystanek Jezus nie jest konkurencją dla festiwalu. Księża są tu po to, by przypomnieć woodstockowiczom, że Kościół i Bóg zawsze są z nimi.
Jak Przystanek Jezus współgra z innymi miejscami na terenie Woodstocku. Jest tu przecież Pokojowa Wioska Kryszny, a na scenie obok występują zespoły, które jawnie przedstawiają swój stosunek do Kościoła.
Nie jesteśmy tu po to, żeby konkurować. Nikogo na siłę nie będziemy nawracać. Nikt z ewangelizatorów nie wychodzi na pole woodstockowe po to, by bić się na argumenty. Chcemy wyłącznie pokazać, że tu też możemy odnowić relację z Chrystusem i przypomnieć, że spośród wielu innych propozycji jakie daje festiwal, jest także Przystanek Jezus. Ostatecznie woodstockowicze sami do nas podchodzą.
O co pytają?
O dogmaty, o kwestie sumienia, o życie wieczne, szukają pocieszenia po stracie kogoś bliskiego, nadziei w dramatach życiowych, o powołanie. Ale także o PiS, Radio Maryja, błędy Kościoła, antykoncepcję, in vitro. Ja sam przeprowadziłem tu trzy rozmowy z parami lesbijskimi. Dziewczyny pytały o to, dlaczego są odrzucone przez Kościół. Nikt z nas jednak nie będzie przerzucał się argumentami i stosował apologetyki. Jesteśmy po to, żeby wypowiedzieć proste słowa: niezależnie od tego kim jesteś, Bóg Cię kocha i w twojej twarzy ukryta jest twarz Jezusa.
Nie ma ksiądz wrażenia, że polski Kościół prezentuje bardziej konserwatywne stanowisko?
Przystanek Jezus nie spadł z nieba. Jest dzieckiem polskiego Kościoła, jego owocem. Zrodził on także Lednicę, czy Światowe Dni Młodzieży. Jesteśmy Kościołem, który trzyma się nauczania Jana Pawła II i to się nie zmieni.
Jednak nauczanie na Przystanku Jezus różni się od niedzielnego kazania. Sam wizerunek duchownych jest tutaj inny.
Wielu ludzi, których spotykam puka się w głowę, dlaczego księża są na Woodstocku. Zastanawiają się, czy nie jesteśmy przebierańcami i pytają czy jesteśmy prawdziwi. Cieszą się jednak, że spotkali księdza, z którym można porozmawiać na wszystkie tematy. Gdybym miał powiedzieć, jakiego Kościoła osobiście szukam, stwierdziłbym, że „przystankowy” Kościół to jest Kościół moich marzeń. Pod naszym namiotem jest miejsce dla każdego. Można tu tańczyć w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. To nie jest Kościół pretensji, żalu, rozliczeń czy osądów. To coś nadzwyczajnego. Chcemy robić wszystko, by woodstockowe doświadczenia miały wpływ na codzienność parafialną. Odkrywamy w woodstockowiczach braci i siostry, a nie czarne owce. Idziemy do nich bez poczucia wyższości, a historie woodstockowiczów są pełne Boga, lub tęsknoty za Bogiem. Te właśnie historie budują nas, księży, na całe lata. Gdy sześć lat temu pierwszy raz tu przyjechałem poszedłem na ewangelizację na polu woodstockowym… niestety bez wody i bez czapki, co okazało się złą decyzją. Wiedziałem, że nie mogę gadać bzdur – prawd których sam nie doświadczyłem, bo ludzie nie chcą słuchać banałów. Pewna dziewczyna w końcu krzyknęła za mną „papieżu, papieżu!”. Zatrzymałem się i usłyszałem „papieżu, potrzymaj mi torebkę, wiem, że jesteś księdzem więc mnie nie okradniesz, a ja idę się wykąpać”. Możesz sobie wyobrazić księdza w białym habicie na środku Woodstocku, który trzyma czerwoną damską torebkę? Gdy „miss mokrego podkoszulka” wróciła, powiedziała, że celowo sprowokowała to spotkanie, bo chciała porozmawiać. Dziewczyna opowiedziała mi o tym, że kiedy miała jedenaście lat jej mama popełniła samobójstwo. Załamała się, pracowała na ulicy, a w jej życiu pojawiły się też narkotyki. Rozmawialiśmy ponad dwie godziny, później jeszcze godzinę ją spowiadałem. Zdążyłem ją rozgrzeszyć właściwie w ostatnim momencie, bo zemdlałem. Obudziłem się na ziemi, a dziewczyna, którą rozgrzeszyłem przecierała mi twarz mokrą chustką. Uświadomiłem sobie, że upodobniła się w tym geście do św. Weroniki. Zobaczyłem, że dobro promieniuje w piękny, mistyczny sposób wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Losy ludzie naprawdę się tu odmieniają. To fenomen tego miejsca przyciąga tu co roku setki tysięcy ludzi. Ludzie często przyjeżdżają tu specjalnie po to, by się wyspowiadać.
A zachętą do spowiedzi jest tabliczka z napisem „free hugs, free spowiedź” na plecach księży? Przytula ksiądz grzeszników?
Tak! Bardzo często. Właściwie ewangelizacja opiera się tu na przytulaniu i robieniu selfie. Od tego się wszystko zaczyna. Tego roku spotkałem chłopaka, którego jak się okazało wyspowiadałem cztery lata temu i jako pokutę zaleciłem mu udział w katechezie neokatechumenalnej. Podszedł do mnie i powiedział, że dzięki mnie od czterech lat należy do wspólnoty i że uratowałem mu życie. Odpowiedziałem wtedy że to nie ja, tylko Pan Jezus.
Czekacie z alkomatem na ludzi, którzy chcą się wyspowiadać?
Mam taką zasadę: jeśli widzę, że ktoś nie zapamięta spowiedzi, którą chciałby odbyć, nie spowiadam go. Jeśli jednak jest po piwie, lekko rozluźniony, gotowy do większej szczerości – spowiadam go. Jak powiedział biskup Grzegorz Ryś, jeśli znajdziesz choć najmniejszy haczyk, by móc rozgrzeszyć, to zrób to. Rozgrzeszam więc ludzi wątpiących, z nadzieją że łaska Boża będzie w nich trwać.
W którym miejscu ksiądz spowiada?
Spowiadam wszędzie. Najchętniej w kolejce do toi toiów, wtedy mamy najwięcej czasu. Ludzie stoją w kolejkach, chcą rozmawiać. Albo w lesie między namiotami, albo na ulicy.
Radzi sobie ksiądz z zapachem podczas spowiedzi przy toalecie?
To jedna z najtrudniejszych rzeczy. Ale nie narzekam.
Czym się różni taka spowiedź od tej przy konfesjonale?
Nie ma żadnej różnicy. Mebel nie jest potrzebny do ważności spowiedzi. Powiedziałbym, że spowiedzi tutaj, tak jak spowiedzi pielgrzymkowe, są tym bardziej ożywiającym doświadczeniem. Tu odkrywamy sens spowiedzi. Nie jest to rytuał, ani obowiązek świąteczny, a najpiękniejsza rzecz jaka może nas w życiu spotkać. To spotkanie z kochającym, przebaczającym Ojcem.
/Siostra Mariola wchodzi do wozu transmisyjnego, w którym rozmawiamy z ojcem Leganem, w poszukiwaniu butów/
Siostra szukała butów?
Tak. Poza głoszeniem ewangelii jesteśmy tu też po to, by dać ludziom kromkę chleba, zorganizować buty czy transport. Zdarza się, że wyciągniemy kogoś z rowu i wezwiemy Pokojowy Patrol. Zdarza się niestety, że wyciągniemy z błota czy z toalety także Pismo Święte rozdawane przez braci protestantów...
Nie jest księdzu przykro?
Po to jesteśmy. Dostaliśmy tą łaskę, że możemy ludziom pomóc. Na pewno są tacy, którzy po krótkiej chwili wyjeżdżają z Przystanku Jezus i mówią, że to jest zbyt trudne. Wcale się im nie dziwię. Ale są też tacy, jak 73-letnia siostra, która jest tutaj osiemnasty raz. Jak sama mówi, terminy jej zakonnego urlopu wyznacza Jerzy Owsiak.
Wczoraj miał ksiądz na sobie habit, a dziś t-shirt z wizerunkiem Matki Boskiej i napisem „God save the Queen”.
Tak. Ewangelizuję wyłącznie w habicie. Ale napisy na koszulkach to świetna metoda przekazywania prawdy. Mam tez czapeczkę z napisem „Bóg wie co”. Od tego motywu zaczęła się niejedna woodstokowa rozmowa. Docieramy do ludzi na wiele sposób, od uśmiechu, przybicia piątki, żółwika, przez fajną koszulkę, aż do przytulenia, szczerej rozmowy i spowiedzi.
A co z umywaniem nóg na Woodstocku?
To jedna z najpiękniejszych rzeczy. Wychodzimy na główne trakty z miską i ręcznikami i zachęcamy do tego symbolicznego gestu. To akt pełen miłosierdzia. W ewangelii według św. Jana ustanowienie Eucharystii zostało ukazanie właśnie w ten sposób. Jezus obmył stopy swoim uczniom. Za każdym razem, kiedy służę swoim braciom, gest miłości o który prosi nas Jezus dokonuje się najgłębiej. Dobrze, gdy ludzie czują, że są kochani. To wzruszające.
Czy ludzie są świadomi tego gestu?
Być może ktoś pomyśli, że to świetny żart. Ale gdy uklęknie przed Tobą drugi człowiek i zaczyna Ci myć stopy, to nie jesteś w stanie opanować wzruszenia. Od tego często zaczynają się najpiękniejsze rozmowy i spowiedzi.
Jak wygląda ewangelizacja? Spotkał się ksiądz z niechęcią i atakami?
Gdy ktoś nie chce rozmawiać, pytamy, czy możemy się za niego pomodlić. Jeśli tego nie chce, sami prosimy go o modlitwę, a gdy odmówi, idziemy dalej niosąc tego człowieka w sercu. Mam wrażenie, że atakują nas najczęściej osoby pijane lub pod wpływem środków odurzających. Staram się więc nie brać takiej agresji słownej na poważnie. Jeśli ktoś atakuje mnie świadomie, myślę że ten ktoś sam został zraniony i współczuję mu. Trzeba to naprawić, a nie się na to wściekać. Mimo wszystko, i na Woodstocku i poza nim bardzo rzadko doświadczam agresji.
Co ksiądz robi na co dzień?
Posługuję na Jasnej Górze w konfesjonale i przy ołtarzu. Poza tym pracuję na uniwersytecie. Jestem misjonarzem miłosierdzia. Wyruszam w kierunku grzesznika, żeby go obdarować miłością.
Widziałam jak udzielał ksiądz przypadkowemu woodstockowiczowi błogosławieństwa na ulicy. Nie obawiał się ksiądz, że ten człowiek mógł być pijany i brudny?
Wracamy z Woodstocku tak samo śmierdzący jak cała reszta. Przytulamy mnóstwo osób, które od tygodnia się nie myły i które przenoszą na nas zapach piwa i błoto. Nie widzę w tym nic złego, nie wstydzę się. Jak mawia papież Franciszek, pasterz musi pachnieć jak owce. Gdy pachnie perfumami, a nie owcami, to znaczy, że nie jest dobrym pasterzem.
Niczego się ksiądz nie boi?
Oczywiście, że się boję. Boję się, że ktoś nie będzie chciał słuchać o Jezusie, że zmarnuję okazję na rozmowę, że zabraknie mi sił i ofiarności. Jesteśmy ludźmi więc boimy też tego, że ktoś nas skrzywdzi. Nad tym lękiem zwycięża jednak radość i miłość. Zwycięża Chrystus, który jest tu bardziej obecny niż gdziekolwiek indziej. Na Przystanku Jezus cały czas trwa modlitwa. Ewangelizacja przez profesjonalną muzykę, spektakle i filmy. Mamy taki event, który nazywa się „zagnij księdza”. Woodstockowicze mogą zapytać nas o cokolwiek.
Udało się księdza zagiąć?
Zdarzały się pytania pełne dociekań, ale nie zabrakło też tych napastliwych i intymnych. Wtedy trzeba mądrze odpowiedzieć by potraktować pytającego na poważnie, ale jednocześnie nie spowiadać się publicznie. Pytania dotyczyły także kwestii, o których mam niewielkie pojęcie jak np. in vitro. Musiałem wtedy prosić o pomoc księdza, który jest fachowcem w tej dziedzinie.
Przyjedzie ksiądz za rok?
Jeśli Pan Bóg pozwoli. Ja chętnie pozwolę by Jurek Owsiak znów wyznaczył termin mojego urlopu.