Waldemar Piasecki, dziennikarz i pisarz, był najbliższym współpracownikiem Jana Karskiego i jego przyjacielem. 5 lipca do polskich księgarń trafi drugi tom biografii Karskiego jego autorstwa, obejmujący ten sam okres, co "Tajne państwo" - czyli lata 1939-1944.
Czy podczas pisania biografii Karskiego coś Pana zaskoczyło? Zdziwiło?
Waldemar Piasecki: Przede wszystkim potwierdziło się, z jak wielką ostrożnością należy podchodzić do "Tajnego państwa" - książki Karskiego o Polskim Państwie Podziemnym, która ukazała się w USA w 1944 roku i natychmiast stała się bestsellerem. To zrozumiałe, że skoro trwała jeszcze okupacja, w opowieści zachowano reguły konspiracji, postaci są zakamuflowane, całość przedstawiona została tak, żeby Niemcy nie mogli z tego opisu skorzystać. Ale to nie wszystko. Mocodawcy Karskiego, czyli Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na Wychodźstwie, był zainteresowany tym, żeby pokazać całą sanacyjną ekipę rządową w jak najgorszym świetle - prezydent Mościcki, Rydz-Śmigły, Beck w oczach londyńczyków byli szajką nieudaczników, która doprowadziła do katastrofy narodowej. W "Tajnym państwie" widać, że Karski pisząc pod wieloma względami dostosował się do tej wizji.
A fabularyzacja treści? "Tajne państwo" czyta się jak powieść przygodową...
W.P.: Wydawca amerykański chciał, aby książka była atrakcyjna dla czytelnika. Żądał od Karskiego uatrakcyjniania fabuły, często ingerował w tekst, nie konsultując zmian z autorem. Powstała książka z wieloma przeinaczeniami, czego Karski miał pełną świadomość. W raporcie dla Mikołajczyka na temat "Tajnego państwa" Karski wręcz pisze, że ta książka nie powinna się ukazać w Polsce w formie, w jakiej zawojowała rynek amerykański. Pisze wprost, że "Tajne państwo" jest "produktem propagandowym", skierowanym do amerykańskiego czytelnika, w dużej mierze – odległym od faktow. Karski miał pełną świadomość, że odbiór książki przez jego kolegów z podziemia w Polsce nie byłby entuzjastyczny.
W Polsce "Tajne państwo" traktowane jest jako autobiograficzna opowieść Karskiego i poważne źródło historyczne.
W.P.. Tak niestety nie jest. Karski chciał napisać do tej książki sprostowanie, ale przekonałem go, że to nie ma sensu, że dużo lepszym rozwiązaniem będzie napisanie całej jego biografii, obejmującej nie tylko te pięć wojennych lat opisanych w "Tajnym państwie", ale całe jego życie. Tak właśnie powstała idea książki, której drugi tom - "Inferno" - właśnie się ukazuje na 75-lecie wojennej misji bohatera.
Czy można wskazać przykłady, gdzie Karski w "Tajnym państwie" rozmija się z prawdą historyczną?
W.P. Przykład pierwszy z brzegu - sposób, w jaki przedstawia wojnę we wrześniu 1939 roku. W "Tajnym państwie" 1 września na koszary w Oświęcimiu, gdzie stoi 5. Dywizjon Artylerii Konnej, w którym służył Karski, spadają bomby, a żołnierze bezładnie wycofują się na Wschód. Tymczasem jednostka Karskiego już od 26 sierpnia stała na pozycjach bojowych w okolicach Zawiercia, na pewno nie siedzieli 1 września w koszarach. W "Tajnym państwie" Karski wraz z bezładną masą żołnierską i uciekinierami cywilnymi posuwa się na Wschód i zostaje pojmany przez Sowietów 17 września pod Tarnopolem. Tymczasem prawda była inna - Karski został wzięty do niewoli pod Krasnobrodem, nie 17 tylko 25 września i nie podczas bezładnej ucieczki, tylko po przejściu szlaku bojowego. Jest ogromna różnica pomiędzy bezładną ucieczką a walką do końca. Karski opisał kampanię 1939 roku w taki, a nie inny sposób, odpowiadając na zapotrzebowanie rządu londyńskiego - im zależało, żeby wojnę 1939 roku przedstawić, jako katastrofę polskiej armii, a nawet zdradę jej dowódców. Karski był poddawany naciskom.
A opisy konspiracji okupacyjnej?
W.P. Niestety, także odbiegają od prawdy. Na przykład pisząc o swoim pobycie w Krakowie Karski przedstawia m.in. spotkanie z Józefem Cyrankiewiczem, który w tamtym okresie był postacią zdecydowanie pozytywną. Działając z ramienia PPS w ścisłej współpracy ze Związkiem Walki Zbrojnej, kierowanym w Krakowie przez pułkownika Tadeusza Komorowskiego, doprowadził do uwolnienia Karskiego z rak gestapo. W "Tajnym państwie" w trakcie rozmowy z Karskim Cyrankiewicz pokazuje mu klapę w podłodze kuchni, pod którą rzekomo mieści się tunel. Tłumaczy, że jak przyjdą po niego Niemcy, to on wskoczy do tego tunelu i wyjdzie dwie ulice dalej. To amerykański redaktor to dopisał, żeby było bardziej atrakcyjnie i filmowo. Każdy, kto znał realia okupacji w Krakowie, wyśmiałby po prostu taką opowieść. Z takich m.in. powodów Karski nie chciał wtedy publikacji książki w języku polskim.
Często można spotkać się z opiniami, że misja Karskiego była nieudana, niedokończona czy daremna, bo nie osiągnął zakładanych celów - nie udało mu się przekonać aliantów o konieczności podjęcia działań mających zatrzymać Zagładę Żydów.
W.P.: Zapominamy, że główny cel misji Karskiego był zupełnie inny i został zrealizowany. W kwietniu 1942 roku w okupowanej Polsce powstała komunistyczna Gwardia Ludowa, organizacja wojskowa PPR, a Moskwa wzmogła akcję deprecjonowania Polskiego Państwa Podziemnego w oczach aliantów. Sowieci robili wszystko by przekonać Londyn i Waszyngton, że działalność AK to kompletna fikcja. Polskie Państwo Podziemne, prezentowane przez rząd londyński jak fenomen na skalę europejską, korzystało nie tylko ze wsparcia politycznego, ale też funduszy alianckich, było więc niezwykle ważne, żeby przedstawiać im prawdziwy obraz sytuacji. Zasadniczym celem misji Karskiego, tak jak to zakładał Cyryl Ratajski, delegat rządu londyńskiego na kraj, była właśnie m.in. odpowiedź na sowiecki atak propagandowy. Przy okazji: Karski nie był kurierem, jak to się często mówi, tylko emisariuszem, co często podkreślał. Różnica w uproszczeniu jest mniej więcej taka, jak między sierżantem a majorem. Karski, przedwojenny dyplomata, świetnie nadawał się do przedstawienia aliantom dokonań polskiego Państwa Podziemnego i przekonanie ich, że to znacząca działalność, ciesząca się poparciem społecznym i należy ją wspierać, że pieniądze alianckie nie są marnowane.
Jak w raporcie Karskiego zaistniał wątek Shoah?
W.P.: Latem 1942 roku ruszyła eksterminacja Żydów. Przedstawiciele społeczności żydowskiej poprosili Karskiego, żeby raportował także o ich sytuacji. Używali słusznego argumentu, że są takimi samymi obywatelami Polski, jak inni i maja prawo domagać się, aby rząd polski i za nimi przemawiał. Opis ich dramatu, powinien znaleźć się w raporcie. Karski spotkał się z żydowskimi socjalistami i syjonistami, był w getcie i w obozie w Izbicy. Raport Karskiego, to, co przedstawiał podczas spotkań z aliantami, trwał od 24 do 28 min., opowieść o losie Żydów zajmowała 12-13 min. całej wypowiedzi. To dużo, ale kwestia żydowska nie stanowiła meritum misji Karskiego, jej celu. Obserwuję taką tendencję, żeby przedstawiać misję Karskiego jako dotyczącą przede wszystkim spraw żydowskich. Nie jest to prawdą.
Czy w głównej części swojej misji, tej, która poświęcona była przedstawieniu informacji o Polskim Państwie Podziemnym, odpowiedzi na sowiecki atak propagandowy, Karski odniósł sukces?
W.P.: Oczywiście. Po jego wystąpieniach polski rząd w Londynie dostał amerykańską pomoc w wysokości 12 mln. dolarów z przeznaczeniem na wspieranie działalności Państwa Podziemnego. W części dotyczącej losu Żydów misja nie odniosła sukcesu, ale pojawiające się niekiedy opowieści o tym, że Karski miał poczucie, że cała jego misja była daremna, nieudana czy chybiona, nie jest prawdą. Karski oczywiście współczuł z Żydami i był rozczarowany, że z jego raportem w ich sprawie zrobiono niewiele lub zgoła nic, ale miał też świadomość, że sam zrobił wszystko, co się dało, wszystko, co mógł zrobić w tamtej sytuacji.
Wiele osób do dziś dnia ma do Karskiego rodzaj pretensji, że zgodził się wystąpić w filmie Claude'a Lanzmanna "Shoah", gdzie zachowania Polaków wobec mordowanych przez Niemców Żydów przedstawione zostało w złym świetle. Inni twierdzą, że Lanzmann wykorzystał Karskiego. Co on sam o tym myślał?
W.P.: Trzeba pamiętać, że żoną Karskiego była Pola Nireńska, tancerka pochodzenia żydowskiego, której rodzina niemal w całości została przez hitlerowców wymordowana. Jej siostra próbowała się ratować, bezskutecznie prosząc o pomoc swojego narzeczonego, Polaka. Zginęła w Treblince. Pola uważała, że Polacy wobec Żydów zachowali się podczas okupacji, delikatnie mówiąc, źle. Karski był człowiekiem, który nikomu nie narzucał swojej wizji świata ani historii, dawał innym ludziom prawo do własnej pamięci, własnej wizji wydarzeń. Tak było i z Lanzmannem. Gdy reżyserowi zarzucano, że w filmie nie ma o Polakach ratujących Żydów, Karski odpowiadał, że zamiast krytykować, lepiej samemu zrobić film o bohaterach, którzy ratowali Żydów.
Podczas prac nad książką "Inferno" udało się odnaleźć nieznany raport Karskiego. Co to za dokument?
W.P.: Do 2015 roku znane były tylko dwa jego raporty dla rządu londyńskiego o sytuacji w kraju, jeden z lutego 1940 roku, drugi z listopada 1942 roku. Karski wspominał, że był jeszcze jeden raport, ale pozostawał on nieznany. W 1915 roku udało mi się go odnaleźć w londyńskim archiwum Władysława Sikorskiego. To najwcześniejszy z raportów Karskiego, napisany został w grudniu 1939 roku, z ogromną pomocą brata Karskiego, pułkownika Mariana Kozielewskiego, który przed wojną był w Warszawie komendantem stołecznej policji, a po kapitulacji miasta, szefem tzw. granatowej policji, jednocześnie organizując zręby Podziemia. Ten najwcześniejszy raport został wywieziony z Polski przez jugosłowiańskiego dyplomatę i trafił do rządu Sikorskiego w Paryżu. Kolejne tomy książki "Jan Karski. Jedno życie" ukazują się nakładem wydawnictwa Insignis.