Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
CD Sześć lat temu przy okazji przyjazdu po raz pierwszy na koncert do Polski pochodzący ze Stanów Calexico zdradzili w wywiadzie dla „Kultury”, że jedną z największych inspiracji dla nich jest Meksyk. „Jest niesamowity zarówno muzycznie, jak i kulturowo. Ludzie tam są tak bardzo oddaleni od rzeczywistości” – mówił wokalista Joey Burns. Zdaje się, że muzycy nie przestają zachwycać się tym krajem, bo ich nowy krążek „Edge of the Sun” też jest przesiąknięty meksykańskim klimatem. Zresztą nagrywali go w Mexico City. Wspomagali ich m.in. Sam Beam (Iron & Wine), Ben Bridwell (Band of Horses) i Nick Urata (DeVotchka). Burns przyznał, że inspiracji szukali także w innych miastach, chociażby Madrycie, Nashville, El Paso i Berlinie. I to słychać. Niektóre numery mogłyby spokojnie nadać się na soundtrack szalonej gangsterskiej komedii Rodrigueza i Tarantino, której akcja rozgrywa się w El Paso. Płyta przesycona jest folkowym klimatem z tego rejonu, ale podany on został w indierockowym stylu, który powinien spodobać się nawet umiarkowanym fanom mariachi.

Wojciech Przylipiak

Calexico | Edge of the Sun | City Slang!/Sonic
CD Jak sam Twin Shadow powiedział w wywiadzie dla „Pitchfork”, swój trzeci krążek „Eclipse” wymyślił jeszcze przed podpisaniem płyty z gigantem wydawniczym Warner. Czy napisał ją przed, w trakcie czy po przejściu od niezależnego wydawcy do majorsa, dla wielu słuchaczy jest pewnie bez znaczenia. Chodzi przecież o to, co jest na płycie, a nie jaki wydawca jest w stopce. Fakt jest taki, że „Eclipse” jest bardziej popowe, nowoczesne i dopracowane brzmieniowo niż poprzednie krążki. Na płytach „Forget” i „Confess” pochodzący z Dominikany George Lewis Jr. nawiązywał do muzyki lat 80. (głównie synth popu) i teraz też tak jest. Tyle że mniej jest synth, a więcej popu, takiego spod znaku U2 albo Phila Collinsa. Poza tym mniej w numerach jest surowości, a więcej stadionowego napinania się na napuszone, porywające songi. Fanom jego poprzednich płyt może to przeszkadzać, ale „Eclipse” nie jest przez to płytą złą. Jest zwyczajnie mniej ciekawa. Zapewne dzięki niej Twin Shadow znajdzie nowe grono fanów. Pytanie, czy zapełnią oni dziurę po tych, którym bardziej mainstreamowe granie się nie spodoba.

Wojciech Przylipiak

Twin Shadow | Eclipse | Warner Music
DVD „Powiedzmy sobie wszystko” to kolejny amerykański film pokazujący, że rodzina jest niebezpiecznie wyidealizowana, to raczej siedlisko traum i animozji. Zmuszone do spędzenia tygodnia pod wspólnym dachem rodzeństwo kamera przyłapuje na najróżniejszych unikach: graniu, kłamaniu, piciu, ćpaniu. Bohaterowie miotają się pomiędzy chęcią dotarcia do siebie a próbą zupełnego zerwania łączących ich więzów. Jednak wypływające z tego rozdarcia emocje nie chwytają widza za gardło. Problemem wydaje się to, że reżyser Shawn Levy korzysta z półśrodków. Chociaż ma zdolnych aktorów, nie oferuje im postaci na miarę talentu; chociaż ma słodko-gorzki scenariusz, nie zachowuje właściwych proporcji; chociaż rzuca swoim bohaterom wyzwania, a ich ustami krytykuje instytucję rodziny, nigdy nie przekracza granic. To film niepozbawiony refleksji, ale bez pazura. Natomiast końcówka wydaje się już czystą kapitulacją. Płynące zeń pocieszenie próbuje umacniać widza w naiwnej wierze w lepsze jutro. Niepotrzebnie.

Artur Zaborski

Powiedzmy sobie wszystko | reżyseria: Shawn Levy | dystrybucja: Galapagos