„Pożegnanie gangstera” jest naturalnie udanym thrillerem, wariacją na temat klasycznego motywu porachunków między gangsterami, ale to również dramat z iście szekspirowskim rozmachem, rzecz o lojalności, zdradzie i tragizmie wyboru między złem a złem.

Szkocki kryminał szekspirowski? „Pożegnanie gangstera” Malcolma MacKaya to niezły thriller i pełnokrwisty dramat z życia płatnych zabójców.

Powieść MacKaya zaczyna się jak na kryminał nietypowo – bo od listy postaci z krótkimi charakterystykami każdej z nich. Grono owych osób jest liczne, prawie wyłącznie męskie i prawie wyłącznie związane z półświatkiem szkockiego Glasgow. Lista jest pomocnym narzędziem dla czytelnika, ale pełni też inną funkcję: stanowi sugestię, że w gruncie rzeczy mamy do czynienia z dramatem, ze wszystkimi tego konsekwencjami. „Pożegnanie gangstera” to druga część trylogii zapoczątkowanej przez książkę „Lewis Winter musi umrzeć”, a opowiadającej historię płatnego zabójcy Caluma MacLeana, wolnego strzelca, który zmuszony okolicznościami wchodzi w kłopotliwą relację z jednym z lokalnych gangów. „Młody cyngiel, wielki talent. Zabił Lewisa Wintera i Glena Davidsona. Świetnie się spisał. W efekcie jeszcze ściślej związał się z organizacją, której częścią nie chce być” – pisze MacKay.

Calum miał w organizacji poprzednika, zabójcę wybitnego, Franka MacLeoda, który dożył niewiarygodnego w tej branży wieku 62 lat i nigdy nie wpadł. Teraz, po operacji biodra, MacLeod próbuje wrócić na scenę. Dostaje pozornie proste zlecenie – usunięcie drobnego dilera pracującego dla konkurencji. Tyle że Frank nie jest już tym wirtuozem zbrodni, za którego wszyscy chcieliby go uznawać. Popełnia kosztowne błędy i trzeba po nim posprzątać. „Pożegnanie gangstera” jest naturalnie udanym thrillerem, wariacją na temat klasycznego motywu porachunków między gangsterami, ale – jak już wspomniałem – to również dramat z iście szekspirowskim rozmachem, rzecz o lojalności, zdradzie i tragizmie wyboru między złem a złem. Już pierwsza część cyklu była bardziej powieścią psychologiczną niż typowym kryminałem, ale tu MacKay postawił sobie cel jeszcze ambitniejszy – zbudowanie intrygi na miarę „Ojca chrzestnego”. Ta surowa, lakoniczna proza bywa miejscami trochę zbyt teatralna i koturnowa, trochę zbyt mocno skupia się na półświatku, nie dostrzegając żadnego świata poza nim, ale z drugiej strony rzadko kiedy w literaturze popularnej spotyka się tak dopracowanych, sugestywnych, wiarygodnych bohaterów, którzy po prostu wybrali sobie dość nieprzyjemną profesję.

Pożegnanie gangstera | Malcolm MacKay | przeł. Marcin Wawrzyńczak | Akurat 2014 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 4 / 6