Nie od dziś uważam, że dług jest Chuckiem Norrisem kapitalistycznej gospodarki. Bo tak jak Chuck potrafi przeskoczyć kapelusz, który ma na głowie, trzasnąć drzwiami obrotowymi i zgrać cały internet na dyskietkę, tak dług w ekonomii i gospodarce jest rodzajem „nadzjawiska”.

Analizowanie go w sposób konwencjonalny prowadzi bardzo często na manowce. Sprawia np., że opinia publiczna albo politycy bohatersko zaczynają walczyć z długiem, po czym odkrywają, że im bardziej udaje im się go zwalczyć, tym staje się on większy.

ikona lupy />
Rafał Adamus, „Dług i niewypłacalność. Analiza na czas kryzysu”, Wydawnictwo C.H.Beck, Warszawa 2024 / nieznane

Mając na uwadze wszystkie te paradoksy i pułapki, ucieszyłem się niezmiernie, że na polskim rynku pojawiła się nowa książka o długu. To „Dług i niewypłacalność. Analiza na czas kryzysu” Rafała Adamusa. Autor pokusił się w niej o zbudowanie własnej narracji – dzięki temu nie jest więc żadną naukową monografią, suchą analizą stanu prawnego ani też bujającymi w obłokach rozważaniami. To raczej erudycyjny esej na temat różnych stron zjawiska zadłużenia. Od historii długu, przez wymiar etyczny, po ekonomię czy prawo. Część poświęcona prawu jest najlepsza. Ale to akurat nie dziwi, bo autor jest radcą oraz świeżo upieczonym profesorem nauk prawnych. Ten kawałek książki Adamusa jest bez wątpienia najbardziej godny polecenia.

Zawodzi część ekonomiczna, ale może to subiektywne odczucie związane z moimi dziwactwami. Wielokrotnie powtarzałem, że konwencjonalnej liberalnej narracji na temat ekonomii nie powinno się przyjmować zupełnie bez zastrzeżeń. A tak się tutaj niestety dzieje. I nawet gdy Adamus cytuje – w dwóch zdaniach – takiego choćby Davida Graebera (tego od książki „Dług. Pierwsze 5000 lat”), to mimo wszystko nie sięga głębiej do jego nieortodoksyjnego spojrzenia na zadłużenie. Ani do żadnego innego odmiennego niż liberalne podejścia. Adamus widzi w długu niemal wyłącznie gospodarczy problem i pośrednią przyczynę „psucia pieniądza”. A przecież jest to zjawisko dalece głębsze i bardziej niejednoznaczne.

Nie bądźmy jednak zbyt zachłanni. Warto docenić, że autor przynajmniej bierze się za bary z samym pojęciem zadłużenia. To nie jest przecież zadanie łatwe. W końcu Chuck Norris nie zna litości. A to dlatego, że litość boi się poznać Chucka Norrisa. ©Ⓟ