Obok dynamicznych kawałków EDM i tanecznych wariacji („First Love”) znajdziemy tu też eklektyczny melanż urban, hip-hopu i popu („I Luh Ya Papi”, „A.K.A.”), latino pop oraz zaśpiewane rozemocjonowanym głosem ballady („Let It Be Me”).

POP | Osiem lat temu J.Lo swój album zatytułowała „Rebirth”. Wtedy wydawało się to na wyrost, za to do najnowszej płyty tytuł ten pasowałby jak ulał. Ostatecznie krążek, którym aktorka, tancerka, bizneswoman, projektantka mody i wokalistka wraca do śpiewania, nosi miałki tytuł „A.K.A.”. Bez obaw – nowe piosenki Jennifer brzmią o niebo lepiej niż on. Bitami i rymami wsparli ją m.in. Nas, French Montana, Chris Brown, Iggy Azalea, Rick Ross i T.I. Choć J.Lo twierdzi, że dziś jest już kimś zupełnie innym, fani poznają ją bez trudu. Obok dynamicznych kawałków EDM i tanecznych wariacji („First Love”) znajdziemy tu też eklektyczny melanż urban, hip-hopu i popu („I Luh Ya Papi”, „A.K.A.”), latino pop oraz zaśpiewane rozemocjonowanym głosem ballady („Let It Be Me”). Na koniec zaśpiewany do spółki z Pitbullem (tak jak hymn mundialu „We Are One”) „Booty” – hymn na cześć pań, które nie ubezpieczają swoich pup jak ona.

J.Lo | A.K.A. | Island/Sony | Recenzja: Hubert Musiał | Ocena: 3 / 6