Seks, narkotyki i podatki” to nic innego jak „Wilk z Wall Street” bez pazura.

Duński hipis to postać równie absurdalna co narciarz z Mozambiku. Ekscentryczność Simona Spiesa i Mogensa Glistrupa mogła się okazać jednak siłą napędową „Seksu, narkotyków i podatków”. Problem w tym, że temperament bohaterów zupełnie rozmija się z wrażliwością reżysera. „Seks, narkotyki…” znajdują się na antypodach dotychczasowej kariery Christoffera Boego. Duński twórca słynął do tej pory z mrocznych dramatów psychologicznych, z pamiętną „Rekonstrukcją” na czele. W ostatnich latach recepta na sukces uległa wyczerpaniu, więc wyrażana przez reżysera potrzeba zmiany wydaje się zupełnie naturalna. Boe zabrnął jednak w ślepą uliczkę, bo zupełnie nie radzi sobie za sterami łotrzykowskiej komedii.

Porażka reżysera polega właśnie na błędnym wyborze konwencji. Mogens Glistrup to w końcu postać na miarę nordyckiego Jerzego Urbana – diabelnie zdolny cynik, który wzbudza jednocześnie odrazę i kłopotliwą fascynację. Tego rodzaju bohater aż prosił się o surrealistyczną biografię w stylu „Boskiego” Paola Sorrentina. Na tym tle „Seks, narkotyki…” rażą jednak konwencjonalnością i bolesnym brakiem ambicji. Glistrup służy Boemu głównie za dostarczyciela chybionych gagów i czerstwych anegdot.

„Seks, narkotyki…” sprawiają ponadto wrażenie nieudanej prowokacji. Boe robi wszystko, by podważyć zaufanie do państwa i w jego miejsce zaproponować apoteozę agresywnej przedsiębiorczości. W samym środku socjalistycznej utopii próbuje zainscenizować kapitalistyczny karnawał. Przy okazji nie stara się idealizować swoich bohaterów i z przyjemnością roztacza wokół nich aurę moralnej dwuznaczności. Wbrew polskiemu tytułowi filmowi brakuje jednak hedonistycznego rozmachu. Atmosferę szalonej imprezy zastępuje nastrój prowincjonalnego festynu. Podczas seansu filmu Boego przypomina się także słynny rysunek Marka Raczkowskiego z nagim mężczyzną przyznającym: „Zorganizowałem orgię, ale nikt nie przyszedł”. W tym kontekście dziwią stosowane przez niektórych krytyków porównania filmu Boego do niedawnego arcydzieła Martina Scorsesego. „Seks, narkotyki…” to nic innego jak „Wilk z Wall Street” bez pazura.

Seks, narkotyki i podatki | Dania 2013 | reżyseria: Christoffer Boe | dystrybucja: Aurora Films | czas: 100 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 2 / 6