Mógł wybrać Smolika, z którym pracował już w studiu. Mógł pokazać, że czuje brit pop jak mało kto. Wreszcie mógł zaskoczyć, nagrywając alternatywny rockowy album wypełniony surowym, mocnym graniem. Jednak Artur Rojek nie wybrał żadnej z tych dróg.

Zaangażował producenta przebojowej „Grandy” Brodki i Pustek Bartka Dziedzica. Skupił się na nowoczesnej, ale odwołującej się do tradycji scenie, a do tego pokazał swoją taneczną twarz. Fani największych hitów Myslovitz pewnie nie w pełni zaakceptują ten album, ale Rojek to więcej niż poprockowe gitarowe zwrotki i refreny. „Składam się z ciągłych powtórzeń” powala wielowymiarowością. Spróbujcie zacząć odsłuch tego krążka od numeru „Kokon”. Przecież taki kawałek z pocałowaniem ręki wzięliby Massive Attack, Depeche Mode i Thom Yorke. Ile tu różnych nawiązań, ścieżek, tropów, od mrocznego trip-hopu, pulsującej, powykręcanej elektroniki, po introwertyczne, speszone wyznania. Jak po „Kokonie” odpalicie na przykład numer „Lekkość”, to wasze zdziwienie jeszcze wzrośnie. Obok jest z kolei numer „Pomysł 2” wypełniony rozlaną elektroniką i egzaltowanym wokalem. Poza tym wstrząsający kawałek „Beksa”, taneczne „Krótkie momenty skupienia”, bujające rockowe „To co będzie”. Wszystko perfekcyjnie wyprodukowane i z osobistymi tekstami. To na pewno jeden z najbardziej zróżnicowanych i najlepszych krążków ostatnich miesięcy.

Artur Rojek | Składam się z ciągłych powtórzeń | Kayax | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6