Już w XIX w. czekano z nadzieją, aż pojawi się technologiczna możliwość i biała rasa dostanie narzędzie, by wygubić „całe to bydło”.
Już nie żyjesz», mawialiśmy. «Zabiłem cię». Nieustannie bawiliśmy się w wojnę. Całą bandą, dwójkami, a czasem, w wyobraźni, w pojedynkę. Zawsze w wojnę, zawsze w śmierć. «Nie bawcie się tak – upominali nas rodzice – bo to się może ziścić». Też mi groźba, nie marzyliśmy przecież o niczym innym. Nie potrzebowaliśmy wojennych zabawek. W naszych rękach byle patyk zmieniał się w broń, szyszki udawały bomby. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek w dzieciństwie sikał, czy to na dworze, czy w wychodku, nie wyznaczywszy sobie celu do zbombardowania. Jako pięciolatek byłem już doświadczonym bombardierem” – pisze szwedzki dziennikarz i historyk Sven Lindqvist w książce „Już nie żyjesz. Historia bombardowań”, błyskotliwym, labiryntowym eseju o idei wojny powietrznej.
Lindqvist (1932–2019) należał do generacji, która – wprawdzie w kraju neutralnym – doświadczyła II wojny światowej, potem zaś dorastała, osiągała dojrzałość i zaczynała się z wolna starzeć w rzeczywistości zimnowojennej, w cieniu potencjalnej atomowej zagłady. Na rzeczywistość zimnowojenną załapałem się i ja, młodszy od Lindqvista o półtora pokolenia – pamiętam uporczywe zabawy w wojnę (głównie z Niemcami) oraz wciąż powracające obrazy telewizyjnej propagandy: wymierzone w nas amerykańskie rakiety, monstrualne grzyby jądrowych eksplozji, dokumentalne zdjęcia z Hiroszimy i Wietnamu.
Lindqvist zajął się tematem ideologii i praktyki nowoczesnej wojny, ponieważ ujrzał w niej końcowy akord dziejów europejskiego imperializmu – w innych książkach, choćby w znanych polskiemu czytelnikowi reportersko-historycznych esejach „Wytępić całe to bydło” (W.A.B. 2009, przeł. Milena Haykowska) i „Terra nullius. Podróż przez ziemię niczyją” (W.A.B. 2010, przeł. Irena Kowadło-Przedmojska), także wyraźnie wybrzmiewa obserwacja szwedzkiego autora, że bandyckie praktyki w rodzaju rasistowskiej eugeniki, czystek etnicznych, tworzenia obozów koncentracyjnych, pracy przymusowej i zagłady – które ostatecznie w imię postępu doprowadziły do katastrofy II wojny i Holocaustu – zostały najpierw skrupulatnie przetestowane w krajach skolonizowanych przez wielkie mocarstwa.
Tamtejszych mieszkańców nie uważano za pełnowartościowych ludzi (czy może: w ogóle nie uważano ich za ludzi), ich cierpienie i śmierć były więc aktami ustępowania miejsca lepszym od siebie, „uwalniania przestrzeni życiowej” na rzecz białych panów. „Wytępić całe to bydło” opowiada o ludobójczych działaniach potęg kolonialnych w Afryce Subsaharyjskiej w drugiej połowie XIX w. – ze szczególnym zwróceniem uwagi na kongijskie posiadłości belgijskiego króla Leopolda II, gdzie z niebywałym okrucieństwem pozbawiono życia co najmniej parę milionów tubylców. „Terra nullius” z kolei skupia się na brytyjskich porządkach w Australii – ponad stuleciu czyszczenia tamtejszego przedpola z „aborygeńskiej fauny” (pełnię praw wyborczych przyznano rdzennej ludności australijskiej dopiero w połowie lat 60. zeszłego wieku). „Już nie żyjesz” dokłada do tego obrazu fantazmatyczny i realny wymiar wojny powietrznej jako – w pierwszej kolejności – wymarzonego narzędzia podboju oraz zaprowadzania dyscypliny w szeregach podludzkiej tłuszczy.
Oprawca ofiarą
„Pierwsza bomba zrzucona z samolotu spadła na oazę w pobliżu Trypolisu 1 listopada 1911 r. (...) Owego wyczynu dokonał [włoski] pułkownik Giulio Gavotti. Wychylił się z kabiny zwinnego niczym ważka jednopłatowca i cisnął bombę – duński granat ręczny marki Haasen (...) – na północnoafrykańską oazę Tagiura (...). Chwilę później zaatakował oazę Ain Zara. Podczas tego pierwszego powietrznego ataku zrzucono łącznie cztery bomby ważące każda po dwa kilogramy. (...) Dla włoskich pilotów nowy konflikt zbrojny był istnym darem niebios. Zaledwie trzy lata po pionierskim pokazie lotniczym w Paryżu mogli, jako pierwsi na świecie, wypróbować nową broń w warunkach bojowych. Wszystko, co robili, miało nieodparty urok nowości. Jeden z nich zamontował w samolocie aparat fotograficzny i zrobił pierwsze w dziejach zdjęcie lotnicze. Inny zgotował wrogom nocne bombardowanie, jeszcze inny zrzucił pierwszą bombę zapalającą, a kolejny został jako pierwszy zestrzelony. Czegokolwiek się podjęli, byli pionierami” – relacjonuje Lindqvist, zgrabnie pokazując punkty wspólne zachłyśnięcia się nowoczesnością i poetyckiego podekscytowania przemocą: – „Tommaso Marinetti, jeden z twórców futuryzmu, publikował jeden prowokacyjny manifest po drugim, propagując wojnę jako «higieniczną» oraz «uczącą moralności». Młodzi poeci nie dostrzegali więc niczego godnego większego podziwu niż przemoc, symfonie granatów i «szalone rzeźby, które nasze karabiny wykuwają z wrogich mas»”.
Tubylców w podbitych krajach bombardowali następnie Hiszpanie, Francuzi, Brytyjczycy, Amerykanie, Japończycy… Panowało przekonanie, że oto udało się spełnić marzenia o wojnie błyskawicznej, utrwalającej porządek i przynoszącej pokój (zgodny z oczekiwaniami atakujących); koniec z jałowym uganianiem się za tubylczą partyzantką, skoro można zrzucić bomby na całą wioskę. Na wszystkie wioski. W tych aktach lotniczego pastwienia się nad niemal bezbronnymi cywilami przeglądają się późniejsze militarne hekatomby: zniszczenie Guerniki, dywanowe naloty na Hamburg czy Drezno, V2 wycelowane w Londyn, płonące Tokio, odparowane w atomowym płomieniu Hiroszima i Nagasaki, zmiecione z powierzchni ziemi koreańskie miasta, napalm w Wietnamie, rosyjskie rakiety wystrzeliwane w cywilne cele w Kijowie, Dnieprze czy Charkowie.
Ale – zauważa Lindqvist – owe ludobójcze bombardowania zostały przepowiedziane. Już w XIX w. czekano z nadzieją, aż pojawi się taka technologiczna możliwość i biała rasa dostanie narzędzie, by wygubić „całe to bydło”. To być może najbardziej wstrząsające fragmenty książki Szweda: przegląd nader obfitej, a zapomnianej dziś – głównie brytyjskiej – literatury fantastycznej, w której pojawiają się euforyczne, rasistowskie wizje przyszłości obiecujące bezwzględną zagładę z powietrza rozmaitym „afrykańskim małpom” i „mrowiącym się Azjatom”. Niemal równie ciekawe jest to, co stało się potem, gdy po I wojnie światowej dyskurs na temat cynicznego bombardowania cywilnych celów zaczął się na różne sposoby humanizować. Źródełko, z którego czerpali brytyjscy fantaści, nie wyschło, ale w ich książkach zaczęły się pojawiać rozmaite konstrukcje fabularne, mające na celu usprawiedliwienie przemocy – fantasmagoryczne wyobrażenia zalewającej Europę czarnej i żółtej powodzi, niszczącej bądź gwałcącej wszystko na swojej drodze. Takiej nawale trzeba przeciwstawić radykalne środki obrony, czyż nie? Te argumenty znamy zresztą bardzo dobrze: oprawca dobrze się czuje w roli wyimaginowanej ofiary.
I Rosja też
Wspominałem o „labiryntowości” tego eseju, łączącego reportaż historyczny, osobiste wspomnienia, filozofię idei, wykład o typach uzbrojenia i teorii działań wojennych i refleksje o zawiłościach prawa międzynarodowego. Rzecz polega na tym, że „Już nie żyjesz” składa się z 400 niezwykle krótkich rozdziałów, które nie są ułożone po kolei, lecz formują hipertekstowe wątki wewnątrz książki: lektura będzie wymagała od czytelnika nieustannego przeskakiwania z miejsca na miejsce. Zamiarem autora była skuteczna defamiliaryzacja samego procesu czytania – skoro treść jest wysoce niekomfortowa, to i jej konsumpcja nie powinna być bezkosztowa. Wędrujemy więc po książce, łapiąc za końce klarownych linii narracyjnych Lindqvista i nawijając idee na sznurek niczym koraliki. Od wynalezienia kuli armatniej i napędu rakietowego po współczesne modele wojny lotniczej, od odkrycia pierwiastków promieniotwórczych po bombę wodorową, od przykazań religii monoteistycznych po atomowy wyścig zbrojeń i regulacje prawno-dyplomatyczne dotyczące tego, kogo i gdzie można bombardować, od marzeń o zagładzie niższych ras po realny scenariusz zagłady całej ludzkiej cywilizacji.
„Już nie żyjesz” ukazało się w 1999 r. – przed zamachami 11 września, drugą wojną w Iraku i Afganistanie, przed rosyjskimi wojnami w Syrii i Ukrainie. To nieco wpływa na zawarte w niej konkluzje. Inna sprawa, że Lindqvist, przedstawiciel szwedzkiej lewicy, uderza w swojej książce w imperializm brytyjski i amerykański, o kolonialnych i wojennych okrucieństwach Rosji sowieckiej wspomina się tu ledwie mimochodem. Przypominania zatem nigdy dość o tym, że Rosja to też imperialistyczne mocarstwo, skłonne do ludobójstwa i krwawej przemocy, lubujące się w nuklearnych groźbach i obnażonych rakietach. ©℗