Niemal 60 krótkich opowiadań pokazujących realia życia w Polsce Ludowej znalazło się w niedawno wznowionej książce Marka Nowakowskiego "Mój słownik PRL-u". W nowym wydaniu teksty Nowakowskiego uzupełniają satyryczne rysunki Andrzeja Krauzego.

"Wyrosło już całe pokolenie Polaków, którzy urodzili sie po 1989 roku. Słownik Marka Nowakowskiego może pomóc im poznać i zrozumieć odmienne warunki, w jakich żyli rodzice. (...) Cześć opowiadań przypomina grozę tamtego ustroju, cześć - zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy - budzi już tylko śmiech. Ale wszystkie zadają kłam powtarzanemu czasem sloganowi +za komuny było lepiej+" - piszą wydawcy "Mojego słownik PRL-u" z Instytutu Pamięci Narodowej.

"Mój słownik PRL-u" ma formę alfabetycznie ułożonych haseł-definicji. Każde z nich to w istocie małe opowiadanie, obrazek z życia. "Aparat", "Bezpieczniacy", "Budka z piwem", "Księża patrioci", "Ogonek", "Pociągi Przyjaźni" - oto parę spośród kilkudziesięciu "haseł" słownika. Przypomina on o niektórych najbardziej charakterystycznych faktach i zjawiskach składających się na rzeczywistość PRL-u - tych złowrogich, tragicznych oraz tych groteskowych, absurdalnych. Nowakowski wspomina czasy, gdy budki z piwem były ośrodkami wolności myślenia, handel walutą odbywał się nie w bankach a u krążących pod hotelami cinkciarzy, bilety do kina kupowało się u "koników", a kolejki, czyli ogonki przed sklepami były stałym elementem codzienności.

Magiczną godziną PRL-owskiej rzeczywistości była trzynasta, kiedy zaczynała się sprzedaż alkoholu w sklepach i wyszynk w knajpach. Do trzynastej, jak pisze Nowakowski, w całym kraju panowała "atmosfera pesymizmu, wręcz katastrofizmu, której towarzyszyły: szarpanie trzewi, ból głowy i atrofia woli". Po godzinie trzynastej dokonywała się cudowna przemiana. Ludność gromadziła się przed sklepami monopolowymi już wcześniej, ci, którym brakowało na całą flaszkę łączyli się w pary, aby wspólnie nabyć, a potem wypić upragniony napój wysokoprocentowy. Zakaz sprzedaży alkoholu przed trzynastą zaowocował znakomitą koniunkturą dla prywatnej inicjatywy, czyli "meliniarzy". "Bujna materia życia nie pozwalała się ujarzmić bez reszty" - jak pisze Nowakowski.

Pisarz, uważany za specjalistę odtwarzania kolorytu lokalnego, zabiera czytelnika "Mojego słownika..." w podróż wspomnień po epoce, która powoli zaciera się w pamięci Polaków. Urodzony w 1935 roku w podwarszawskich Włochach, Nowakowski zapisał się polskiej literaturze jako twórca "realizmu peryferyjnego".

Debiutował w 1957 r. opowiadaniami w prasie. Ich zbiory: "Ten stary złodziej" (1958) i "Benek Kwiaciarz" (1961) przyniosły Nowakowskiemu rozgłos obserwatora środowisk przestępczych i marginesu społecznego, zwłaszcza tzw. lumpów, prostytutek, doliniarzy i paserów, żyjących na peryferiach spraw i społeczeństwa.

W kolejnych opowiadaniach "Trampolina"(1964), "Silna gorączka" (1963), "Zapis" (1965), "Gonitwa" (1967), "Układ zamknięty" (1972), "Śmierć żółwia" (1973) pisarz wprowadził nowych bohaterów swojej prozy - przeciętnych ludzi - warszawskich urzędników, sklepikarzy. Warszawa - miasto, w którym się urodził i przeżył niemal całe życie - jest najczęstszą i ulubioną scenerią twórczości Marka Nowakowskiego, co widać także w "Moim słowniku PRL-u".

"Mój słownik PRL-u" ukazał się po raz pierwszy w 2002 roku nakładem wydawnictwa Alfa-Wero. Obecnie książkę wznowił Instytut Pamięci Narodowej.