"Zakochany jeniec" jest ekstraktem prozy Jeana Geneta. Filozoficzna wykładnia przyjmuje tutaj charakter gwałtownego ekshibicjonistycznego autoportretu, a ideologiczne deklaracje zostały przepuszczone przez filtr dekadenckiej partytury myśli nieuczesanych.

W połowie lat 60. pogrążony wdepresji Genet wkrótce po nieudanej próbie samobójczej zaprzyjaźnia się z członkami organizacji Czarne Pantery. Odwiedza z nimi USA, spędza ponad pół roku w palestyńskich obozach w Jordanii. Nazywa siebie „zakochanym jeńcem” rewolucji. Oba te doświadczenia zaowocowały po piętnastu latach publikacją książki. We wrześniu 1982 roku Genet przebywa w Bejrucie, jest świadkiem masakry obozów palestyńskich w Sabrze i Szatili. Pisze swój słynny tekst polityczny – „Cztery godziny w Szatili”. W1986 roku umiera na raka gardła.

W „Zakochanym jeńcu” Genet nie mówi do nas. On krzyczy, jęczy, wierzga słowami. Sprawdzone fakty mieszają się z mitami; pisarz uwiarygadnia pogłoski, perwersyjnie zestawia je z usankcjonowanymi datami, senne marzenia prowadzą zaś do bałamutnych rozwiązań. „Zakochany jeniec” nie jest na pewno lekturą, z której będziemy uczyć się historii najnowszej. Być może jednak dowiemy się czegoś o sobie. I nie będą to przyjemne rzeczy. Książka powstawała wiele lat, jest ściśle kontrolowanym brudnopisem, rodzajem zbrukanego autoportretu, w którym nawet najbardziej brawurowe kadencje – świetne tłumaczenie Jacka Giszczaka – zostały poddane surowej obróbce literackiego fachmana.

Genet w „Zakochanym jeńcu” nie ucieka przed tematami, które budowały jego pomnik największego literackiego kontestatora. Proza Francuza jest oblepiona spermą i krwią. W znerwicowanych, gwałtownych zdaniach odbijają się dwudziestowieczne demony: zbrodnie, rewolucje, wojny, a seksualna pasja towarzyszy występkowi, torturom i śmierci. Srodze zawiodą się czytelnicy, którzy zwabieni sławą nazwiska pisarza oraz renomą sygnowanej przez W.A.B. serii „Nowy kanon” będą spodziewali się szlachetnej literatury albo narracji prowadzącej do konkretnego celu. Genet gardzi tego typu chwytami. Pluje na klasyczne fabuły, grzebie się w meandrach psychiki, matactwach rozumu. I nikomu nie odpuszcza grzechu zaniechania. „Myśląc o Palestyńczykach, musimy pamiętać, że nie mają niczego” – mówi do nas w „Zakochanym jeńcu” Jean Genet: buntownik, outsider, pedał i złodziej. Oraz, może przede wszystkim, ostatni wielki moralista.

Zakochany jeniec | Jean Genet | przeł. Jacek Giszczak | W.A.B. 2012 | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 5 / 6