Neil Gaiman, snując opowieść z pogranicza baśni i powieści grozy, znów dowodzi, że pokłady jego wyobraźni są niewyczerpane.

„Dokładnie pamiętam swoje dzieciństwo. Wiedziałem straszne rzeczy, ale zdawałem sobie sprawę, że nie mogę powiedzieć o nich dorosłym. Przeraziłyby ich” – powiedział kiedyś Neil Gaiman. Dziecięcy bohaterowie książek brytyjskiego autora fantasy nie są z tych, co biegają po podwórku i kopią piłkę. To mali outsiderzy. Nie ufają starszym, a może po prostu nie potrafią znaleźć z nimi porozumienia. W „Koralinie” miejsce matki tytułowej bohaterki zajmuje przerażająca istota z guzikami zamiast oczu. Nika w „Księdze cmentarnej” wychowują duchy. Bohaterem „Oceanu na końcu drogi” jest czterdziestokilkuletni mężczyzna, który po latach wraca do miasta, gdzie dorastał. Jego dzieciństwo było ponure i odludne. Ze zgrozą wspomina koszmarne przyjęcie urodzinowe, na którym nie pojawił żaden z zaproszonych kolegów. Ale były też inne mrożące krew w żyłach zdarzenia, znacznie bardziej tajemnicze, takie, o których nie mówi się dorosłym.

Wszystko zaczyna się, gdy lokator wynajmujący pokój od rodziców bohatera popełnia samobójstwo. Śmierć, która dla starszych jest zaledwie przykrym incydentem, zaburza w przyrodzie jakiś ład. Coś nagle pęka, granica między światem realnym a pozazmysłowym ulega zatarciu, nieznane, pierwotne siły wymykają się spod kontroli. Prócz bohatera z niebezpieczeństwa zdają sobie sprawę trzy kobiety – mieszkająca w sąsiedztwie dziewczynka, jej matka i babcia. Panie Hempstock mają wzrok tak przenikliwy, że potrafią dostrzec ruch krążącego elektronu. Tylko one wiedzą, co się święci albo przed święceniem zażarcie się broni. Neil Gaiman, snując opowieść z pogranicza baśni i powieści grozy, znów dowodzi, że pokłady jego wyobraźni są niewyczerpane. Wielbiciele pisarza toczą spory, czy „Ocean na końcu drogi” powstał z myślą o dorosłych, czy dziecięcych czytelnikach. Odpowiedzi chyba po prostu nie ma. Wszyscy w gruncie rzeczy jesteśmy przecież dziećmi

Ocean na końcu drogi | Neil Gaiman | przeł. Paulina Braiter | MAG 2013 | Recenzja: Malwina Wapińska | Ocena: 5 / 6