"Po drugiej stronie snu" to hitchcockowski thriller zrealizowany po przedawkowaniu środków nasennych. Film Rebekki Daly stanowi irytującą kombinację wybujałej wrażliwości i daleko posuniętego pragmatyzmu.

Debiutująca Brytyjka myli artyzm z autyzmem, a namiastkę onirycznej atmosfery osiąga wyłącznie poprzez nużenie widza. W obliczu braku pomysłów na satysfakcjonujące rozwinięcie intrygi Daly sięga po sprawdzone rozwiązania. Opowieść o lunatyczce z irlandzkiego miasteczka zostaje ubarwiona o zbędny wątek romansowy i przesadnie efekciarską zagadkę kryminalną. W efekcie „Po drugiej stronie...”ma niewiele wspólnego z arthouse’ową medytacją na temat granicy między jawą a snem. Używając metafory Raymonda Chandlera, można by powiedzieć, że film Daly okazał się subtelny niczym stalowe majtki hutnika.

Obecny w kinie co najmniej od czasu „Gabinetu doktora Caligari” motyw somnambulizmu zawsze wzbudzał wśród widzów mieszankę fascynacji i przerażenia. W przypadku „Po drugiej stronie...” dostarcza wyłącznie mimowolnej metafory reżyserskiej nieudolności. Po świecie swojego filmu Daly porusza się po omacku, chaotycznie, bez ściśle określonego celu. Choć wprowadza do fabuły szczyptę perwersji, szybko zbacza z obranej ścieżki z poczuciem zawstydzenia własnymi pomysłami. W efekcie film wyglądający jak przewrotna wariacja na temat „Alicji w Krainie Czarów”okazuje się ostatecznie projekcją umysłu znużonej neurotyczki. Pozbawiona choćby grama ironii Daly sprawia wrażenie, jakby za młodu zbyt dużo czasu spędziła nad wymiętym tomikiem wierszy Sylvii Plath i zdartą płytą The Smiths.

Po drugiej stronie snu | Australia, Irlandia, Nowa Zelandia,Wielka Brytania 2011 | reżyseria: Rebecca Daly | dystrybucja: Vivarto | czas: 91 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 2 / 6