Mimo niecodziennej, apokaliptycznej otoczki, „To już jest koniec” gładko dopasowuje się do dotychczasowej filmografii całej obsady i operuje znajomym zestawem żartów.

Spowita marihuanowym dymem, tętniąca mięsistym bitem willa Jamesa Franco, gdzie alkoholowe źródełko nigdy nie wysycha, wydaje się miejscem idealnym na przeczekanie końca świata. Otumanieni imprezowicze ledwie zauważają, że za oknem właśnie wybiła godzina sądu ostatecznego. Niebiańska winda wybawia od doczesnych zmartwień tych, którzy bliźniego traktowali z sercem i nie unosili się pychą. Reszta zostaje na ziemskim padole, pośród demonów i innego diabelskiego tatałajstwa. Na liście grzeszników, którym zbawienie nie jest pisane, znalazła się też ekipa pląsająca radośnie na parkiecie u Franco. Rihanna smaży się w piekielnym ogniu, Michael Cera ginie w męczarniach i huczne przyjęcie kończy się wraz ze światem. Paru kumpli pod wodzą Setha Rogena barykaduje się w domu i robią to, co zwykli robić na własnej kanapie w dzień powszechni – odpalają jointa.

Fikcyjne wersje samego Rogena, Jaya Baruchela czy Jonaha Hilla nie różnią się zbytnio od typowych ekranowych wcieleń kojarzonych z tymi aktorami z komedii o bumelantach i utracjuszach. Tak więc, mimo niecodziennej, apokaliptycznej otoczki, „To już jest koniec” gładko dopasowuje się do dotychczasowej filmografii całej obsady i operuje znajomym zestawem żartów. Czy to dobra, czy zła wiadomość, trzeba rozstrzygnąć samemu. Rogenowi – który film reżyserował do spółki z Evanem Goldbergiem – najlepiej wychodzą momenty, kiedy parodiuje konwencję kina apokaliptycznego.

Metoda „śmiejemy się z siebie samych” jest bowiem skuteczna jedynie przez pierwsze 20 minut, choć oczywiście błędem byłoby niedocenienie silnie zaakcentowanej w filmie, lecz niestety jednowymiarowej autoironii. „To już jest koniec” odniósł w Stanach Zjednoczonych niespodziewany sukces i w związku z niemałym zainteresowaniem wprowadzano go do tamtejszych kin dwukrotnie. Rogen i Goldberg coraz śmielej przebąkują o sequelu, lecz trudno będzie im przeskoczyć, no cóż, koniec świata.

To już jest koniec | USA 2013 | reżyseria: Evan Goldberg, Seth Rogen | dystrybucja: UIP | czas: 107 min | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 3 / 6