WYWIAD | Możemy zmienić tak wiele, a robimy tak dużo złego. Nie napawa to optymizmem – mówi Ed Harris, który zagrał jedną z głównych ról w nowym serialu HBO „Westworld”
Już po obejrzeniu pierwszego odcinka muszę przyznać, że jesteś prawdziwym facetem w czerni.
Tak, całkiem jak w dawnych westernach. Przyznam też, że lubię pracować w kapeluszu. Jestem aktorem, który dobrze się czuje w produkcjach kostiumowych. I oto efekty.
Czasem mówi się, że kostium pomaga wejść w charakter postaci. Zgadzasz się?
Oczywiście. Tym razem dosłownie kostium jest charakterem tego bohatera. A ja naprawdę z przyjemnością zagrałem faceta w czerni. Czułem się w tej stylizacji dobrze.
Ta produkcja to bardziej western czy science fiction?
Jak dla mnie dokładnie pół na pół. Tak naprawdę zobaczycie to dopiero z czasem w kolejnych odcinkach, ale moim zdaniem twórcom udało się świetnie złapać balans i mamy tu zarówno dużo westernu, jak i fantastyki. I świetnie się one przeplatają.
Przed wielu laty zagrałeś w filmie „Coma” Michaela Crichtona, czyli twórcy oryginalnego „Świata Dzikiego Zachodu” – filmu, na którego motywach oparty jest ten serial.
Tak, to była moja pierwsza rola w życiu.
Jak wspominasz współpracę z Crichtonem?
Był naprawdę wysoki. Naprawdę. Do tego cholernie inteligentny. Polubiłem go, ale nie pracowaliśmy długo. Spędziłem na planie jeden, może dwa dni.
Co myślisz o sztucznej inteligencji? Hollywood najczęściej karmi nas obrazami o robotach, które wracają z przyszłości, by nas wykończyć. Myślisz, że to o to chodzi?
Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałem. Wiem, że sporo ludzi tak robi. Można to oczywiście rozpatrywać w kategoriach egzystencjalnych, metafizycznych itd. I ten serial to robi. Gdzieś w tym wszystkim jest też oczywiście mój bohater. Ale przyjmijmy, że ja myślę, że to wszystko jest naprawdę skomplikowane, i żyję sobie dalej.
Ale chcesz czy nie, ta sztuczna inteligencja coraz bardziej nas otacza – podpowiada nam w wyszukiwarkach internetowych, pomaga gdzieś trafić poprzez Google Maps...
Wiem. Jestem tego trochę świadomy, ale jestem z tych gości, którym większą przyjemność sprawia rąbanie drewna niż zabawy przy komputerze. Czasem go używam, mam iPhone’a czy jakąś mądrą kamerę, gdy kręcę swoje filmy, ale nie przejmuję się tym, że na dłuższą metę może to być jakimś zagrożeniem. Korzystam z tego. Myślę, że nasz gatunek rozwija się w trochę innym tempie niż technologie, które wytwarzamy, i pewnego dnia... No właśnie, nie mam pojęcia, jak to się skończy.
Porozmawiajmy więc o twojej postaci. Jak to jest być takim twardzielem? Zabijać na lewo i prawo?
Nie mogę za dużo zdradzić, ale powiem, że częścią osobowości tego bohatera jest frustracja, że on sam nie może zostać zraniony. On to wie i nie podoba mu się to. Bo chciałby, aby to wszystko, co go otacza, było bardziej realistyczne. By on też ryzykował. A co do samej gry. Lubię swoją pracę. Lubię grać różnych bohaterów. To nie jest tak, że czekam na sceny przemocy w swoich filmach. Ale w „Westworld” jest taka scena, w której wchodzę do meksykańskiej wioski, zewsząd wyłaniają się ludzie z bronią, mówię: „To jest dokładnie to, dlaczego tu się zjawiłem”, i zabijam ich wszystkich po kolei w dość spektakularny sposób. Nie powiem – było z tym trochę zabawy.
Trzeba przyznać, że potrafisz wystraszyć widza.
I o to chodziło. To gość pełen przemocy. Taki ma być. Sam jestem jego przeciwieństwem. Staram się unikać przemocy i uważam, że nasz kraj ma naprawdę bardzo poważny problem z bronią i przepisami o jej posiadaniu. Mamy tu wielkie lobby optujące za bronią palną i ciężko coś z tym zrobić.
Twoja postać jest niemal uosobieniem zła. I tkwi w tym parku rozrywki od lat.
Mężczyzna w czerni zabija i niszczy, ale w mojej głowie, gdy przed laty przybył do parku, nie był od razu mężczyzną w czerni. Trafił tu i odkrył coś w sobie samym, zdał sobie sprawę z aspektu swojej osobowości, którego gdzie indziej nie mógłby zrealizować. I tu zaczęła się cała droga przemocy. Dla mnie ten park to miejsce, gdzie możemy uwolnić swoje demony. Myślę, że gdyby spotkać tę postać poza parkiem – nikt by jej nie rozpoznał.
Czy taki park przydałby się naprawdę?
On nie jest przecież tak daleki od rzeczywistości. W Teksasie możesz chodzić z bronią na wierzchu, no, nie możesz co prawda zabijać kogo popadnie, ale jak dla mnie, to już i tak blisko. Ta cała tradycja macho jakoś do mnie nie przemawia.
O czym według ciebie jest ta opowieść?
Można ją odczytywać na wiele różnych sposobów. Moja ulubiona interpretacja to krytyczne spojrzenie na ludzkość. Jesteśmy dominującą rasą na tej planecie. Czasami staramy się zdominować siebie nawzajem. Ale jesteśmy. Dominujemy tu i jedynym, na co nas stać, jest to, że staramy się wszystko spieprzyć. Pomyśl nad tym. Możemy zmienić tak wiele, a robimy tak dużo złego. Nie napawa to optymizmem.
Westworld | HBO | poniedziałek, godz. 20.10